Najgorszym moim problemem to nienawiść do samej siebie. Nie wiem od jak dawna jestem podejrzliwa, nieufna i źle nastawiona do ludzi. Nie pamiętam już jaka jest tego przyczyna ,że zmieniłam tak drastycznie się w stosunku do ludzi. Czasem gdy mam chwilę słabości siadam sobie na sofie i rozmyślam, o tym jak w danej chwili, czy sytuacji się zachowałam a jak mogłam to uczynić inaczej, zastanawiając się co ktoś sobie o mnie pomyśli. Mam potem wyrzuty sumienia, tak wielkie, ze obiecuje sobie, że następnym razem będzie lepiej, inaczej a w rzeczywistości jest tak jak zawsze -beznadziejnie. W sobie mam tyle złości i gniewu na sytuacje i ludzi których nawet nie znam... narastające myśli nie pozwalają mi nigdy wyluzować, zapomnieć, zachowywać się jak przystało na normalnego spokojnego człowieka. (podam przykład ; pojechałam z mężem i 7 miesięcznym synkiem do znajomych którzy od dawna Nas zapraszali, w drodze ustaliliśmy z mężem że jest już zbyt późno 18:30, by siedzieć u Nich bardzo długo , maksymalnie pół godziny, bo synka zdążyć wykąpać przed pójściem spać o 20:30. Dodatkowo mąż kupił winko, że razem po lampce wypijemy i więcej nie chce, bo jutro idzie do pracy. Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu na wstępie znajomy wyciągnął wódkę na stół. Żadnego sprzeciwu nie słyszałam z ust męża. Gdy zobaczyłam jak pije jeden drink za drugim, narastała we mnie złość, żal i od razu poczułam wielką przykrość. Nie mogłam się nawet wyluzować, swobodnie rozmawiać, bo ciągle w głowie narastały różne myśli... widok uśmiechniętego męża, rozmawiającego ciągle o swojej pracy, bo dodam że znajomi z mężem pracują, poczułam się fatalnie, jak bym była zbędna. Po 20:00 powiedziałam do męża że pora wracać bo trzeba malutkiego wykąpać i że synek zaczął już ziewać i było widać zmęczenie w jego maleńkich oczkach, to oczywiście mąż jak to mąż " tak, tak zaraz idziemy..." cierpliwie zaczekałam 10 minut by dopił swój ostatni drink, który znajomy mu jeszcze nalał na odchodne.. z myślami pretensji na cały świat. Po upływie 10 minut mąż w końcu wstał i powiedział że jedziemy. Przy okazji gdy odprowadzali Nas do samochodu, zapraszali na imieniny w przyszły weekend, ja oczywiście starałam się wybrnąć z godnością i bez sprawiania przykrości, a mąż oczywiście palcem zaczął na mnie pokazywać i powtarzać " to od Niej zależy, to Ona rządzi...ja tam mogę przyjechać..." zrobiło mi się głupio, że stawia mnie jak zawsze w takich sytuacjach, że to ja wychodzę na zrzędliwą babę, która na wszystko mówi " NIE" a On jest milutkim znajomym zgadzającym się na wszystko. Wracając do domu samochodem myślałam, że rozerwie mi serce, łzy do oczu się cisnęły a w gardle czułam jak by kołek stał mi tak, że nie pozwala oddychać. Byłam tak strasznie na wszystkich zła, że nie wiedziałam jak się uspokoić. Po powrocie rozmawiałam z mężem o Jego zachowaniu i usłyszałam jak zawsze że tylko wszystko wyolbrzymiam niepotrzebnie, a to że palcem na mnie pokazuje, to tylko dlatego ,że to Ja rządzę w domu eh )
Nie wiem jak sobie z tym radzić, sądziłam że kiedyś z czasem mi to przejdzie a jest wręcz odwrotnie, nasila się to z każdym dniem, miesiącem, rokiem. Kiedyś byłam pogodną zabawną i wyluzowaną istotką, która każdemu wierzyła na słowo, póki nie przejechała się na własnej skórze, dziś nie potrafię obdarzyć nikogo zaufaniem..
Zastanawiam się jaka jest przyczyna , co zrobić by zmienić swoje zachowanie, ,myśli, jak radzić sobie z tymi emocjami ?
Nie potrafię już siebie kontrolować, nie mam na to sił.
Czy może ja robię coś źle ? Może faktycznie mam urojenia... Jak zmienić się na lepsze ?