Witam.
Czy jest tutaj ktoś kto od zawsze ma poczucie osamotnienia? Wychował mnie tylko jeden rodzic, dbał o mnie i niczego nie brakowało mi, ale o wielkiej rodzicielskiej miłości chyba nie można powiedzieć. To zawsze brat był we wszystkim naj, wyróżniany, pod niebiosa wychwalany.
Pierwszy facet? Niby świetne flow, zauroczenie na maksa, ale ciągle bylam nie taka. Odpowiadał mu charakter, z wyglądu nie byłam seksbombą, której chciał. Byłam chyba tylko na pocieszenie czasem tak sobie myślę.
Małżeństwo? Totalna klapa. Ciągle nie taka, najgorsza, wszystkiemu winna. Zero wsparcia, pomocy i troski. Przemoc ekonomiczna, szantaż emocjonalne, brak szacunku i miłości.
Mam 41lat i świadomość, że nikt nigdy nie kochał mnie, nie akceptował. Mam przyjaciółkę, miałam dziesiątki znajomych w życiu i nigdy nie stworzyłam więzi, która zabiłaby to poczucie osamotnienia. Może na początkach związków nie było go, ale brak miłości i akceptacji powodował, że wracało z czasem.
Ma ktoś też tak? Jest mi chol.ernie źle, że tak beznadziejnie pokierowałam swoim życiem, że nie mam nikogo bliskiego.