Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Madzia_999

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Madzia_999

  1. Dzień dobry, Mam 21 lat, mój problem jest następujący: 16 miesięcy temu rzucił mnie chłopak. To było bardzo bolesne zerwanie. Ale od początku... Poznaliśmy się na studiach w wieku 19 lat. Był bardzo miły, przyjazny, stał się moim najlepszym przyjacielem. Czułam, że to bratnia dusza. W końcu ktoś mnie rozumiał! Okazało się, że nie miał łatwo w życiu (alkoholizm w domu, bieda, w rodzinie zdarzyło się samobójstwo, wypadek śmiertelny i depresja). Co mnie jeszcze bardziej zbliżyło do niego, bo chciałam go uratować przed tym całym złem (trójkąt dramatyczny?) 2 miesiące później zostaliśmy parą, był to mój pierwszy chłopak. Zaczął traktować mnie źle. Wyzywać, karać ciszą, obrażać się o byle co. W styczniu wiedziałam, że coś jest nie w porządku, powiedziałam mu, że dłużej tak nie może być i musi zmienić swoje zachowanie. On stwierdził, że wszystko jest ok, wogóle co ja wymyślam. W międzyczasie zrezygnowałam ze studiów (teraz tego żałuję). Chciałam się rozstać, zaczął straszyć samobójstwem, mówił, że beze mnie sobie nie poradzi i że jestem wspaniała i najlepszą dziewczyną na świecie i oprócz mnie, nikogo bliskiego nie ma. Zostałam, a całą winę wzięłam na siebie, że ośmieliłam się zakończyć tę relację. I taka sytuacja powtarzała się 7(!) razy do czerwca (głupota straszna, trzeba było uciekać, teraz to widzę). W lipcu już stało się bardzo nieprzyjemnie. Niszczył mnie psychicznie, zmieniał fakty, wyzywał mnie od najgorszych, obrażał przy znajomych, zrobił ze mnie pośmiewisko na imprezie. Twierdził, że jestem chorą psychicznie, że jestem niestabilna, mam borderline. Mówił, że poświęcił się dla mnie, a ja zniszczyłam mu życie. Pod koniec lipca, powiedział, że to koniec i nigdy mnie nie kochał, że jestem największym złem we wszechświecie, zdechnę samotnie i że mam się zabić, bo innym tlen zabieram. I można pomyśleć, że tak ta historia się zakończyła, ale nie. Przez 4 miesiące, jeszcze za nim biegałam i prosiłam o wybaczenie... straszna głupota W końcu nie wytrzymałam i dla swojego dobra nie utrzymuję żadnego kontaktu, został zablokowany na każdym możliwym kanale komunikacji. Później weszłam w nowy związek. Teraz zdaję sobie sprawę, że to było zdecydowanie za szybko, ale nie umiałam odmówić. Związek trwa do dziś, jest bardzo spokojnie, ale nie czuję do partnera tych emocji, co do byłego. Tylko czas pokaże co będzie dalej. Największym problemem jest to, że nie mogę poradzić sobie, że bratnia dusza "wbiła" nóż w plecy. Dalej tęsknię, za tymi dobrymi chwilami. Nie zdawałam sobie sprawy, że można tak rozpaczać po 8 miesiącach związku. Co zrobić w takiej sytuacji?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.