Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Ewelina1993

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ewelina1993

  1. Witam wszystkich. Ilość złych emocji się tak już we mnie skumulowała, że nie radzę sobie z niczym. Ale zacznę od początku: zawsze byłam radosną, uśmiechniętą dziewczyną, która pozytywnie patrzyła na świat, ludzi, potrafiłam poradzić sobie ze wszystkim, nie było problemu nie do rozwiązania dopóki nie wyszłam za mąż, zmieniłam branżę i miejsce zamieszkania. Od tamtego czasu każdy kolejny dzień to coraz większa udręka. Pragnę mieć dziecko, ale nie mogę go mieć. Leczę się, ale nie mogę nawet sprawdzić czy leczenie ma sens, bo mąż mnie nie wspiera, żyje obok a jednak osobno. Sama sobie dziecka nie zrobię. I myśl że jestem w tym sama i że przez brak bliskości z mężem moje szanse na bycie mamą są coraz mniejsze. Szkoda czasu i pieniędzy na walkę. Mam męża a czuje się samotna. Sama spędzam czas, nie mam do kogo otworzyć ust, nie mam komu się wyżalić. Nie chce mi się nawet wracać do domu. Ale wychodzić z niego też nie chce, bo to wiąże się z pracą której coraz bardziej nie znoszę. Jest stresująca, są wieczne problemy do rozwiazania, rozszczeniowi klienci. I coraz wiecej rzeczy do ogarnięcie dla jednej osoby. Koleżanki mam, ale żadna nie zrozumie moich rozterek. Boję się to wszystko zmienić. Boję się zostawić męża, bo boję się jeszcze większej samotności, że nikogo nie poznam, że szanse na zostanie mamą spadną do zera. Pracy też boję się zmienić. Bo mam super szefową, dobre pieniądze i jest to bagno, ale bagno które znam. A co jak zmienię na gorszą pracę i będzie więcej stresu. Codziennie płaczę. Jestem coraz bardziej przygnębiona. A co najgorsze to to, że coraz częściej wszystkie marzenia o dużej rodzinie i domu z ogródkiem zamieniam na marzenie o tym żeby zniknąć z tego świata, ale wiem że tego nie zrobię, tylko dlatego że największą krzywdę zrobiłabym tym swoim ukochanym rodzicom. Oni jedyni cierpieli by po moim odejściu.
  2. Witam wszystkich. Ilość złych emocji się tak już we mnie skumulowała, że nie radzę sobie z niczym. Ale zacznę od początku: zawsze byłam radosną, uśmiechniętą dziewczyną, która pozytywnie patrzyła na świat, ludzi, potrafiłam poradzić sobie ze wszystkim, nie było problemu nie do rozwiązania dopóki nie wyszłam za mąż, zmieniłam branżę i miejsce zamieszkania. Od tamtego czasu każdy kolejny dzień to coraz większa udręka. Pragnę mieć dziecko, ale nie mogę go mieć. Leczę się, ale nie mogę nawet sprawdzić czy leczenie ma sens, bo mąż mnie nie wspiera, żyje obok a jednak osobno. Sama sobie dziecka nie zrobię. I myśl że jestem w tym sama i że przez brak bliskości z mężem moje szanse na bycie mamą są coraz mniejsze. Szkoda czasu i pieniędzy na walkę. Mam męża a czuje się samotna. Sama spędzam czas, nie mam do kogo otworzyć ust, nie mam komu się wyżalić. Nie chce mi się nawet wracać do domu. Ale wychodzić z niego też nie chce, bo to wiąże się z pracą której coraz bardziej nie znoszę. Jest stresująca, są wieczne problemy do rozwiazania, rozszczeniowi klienci. I coraz wiecej rzeczy do ogarnięcie dla jednej osoby. Koleżanki mam, ale żadna nie zrozumie moich rozterek. Boję się to wszystko zmienić. Boję się zostawić męża, bo boję się jeszcze większej samotności, że nikogo nie poznam, że szanse na zostanie mamą spadną do zera. Pracy też boję się zmienić. Bo mam super szefową, dobre pieniądze i jest to bagno, ale bagno które znam. A co jak zmienię na gorszą pracę i będzie więcej stresu. Codziennie płaczę. Jestem coraz bardziej przygnębiona. A co najgorsze to to, że coraz częściej wszystkie marzenia o dużej rodzinie i domu z ogródkiem zamieniam na marzenie o tym żeby zniknąć z tego świata, ale wiem że tego nie zrobię, tylko dlatego że największą krzywdę zrobiłabym tym swoim ukochanym rodzicom. Oni jedyni cierpieli by po moim odejściu.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.