Jestem mamą pięcioletniej córeczki. Myślę, że wskutek braku pewności siebie i stanowczości sprawiłam, że i ja i moje dziecko mamy kłopoty. Początkowo gdy córka jeszcze nie mówiła lub mówiła mało były kłopoty z ubieraniem jej. Zawsze tym czynnościom towarzyszyl płacz i krzyk. Myślałam że dziecko ma jakąś nadwrażliwość. Ale jedyne co zdiagnozował neurolog to wzmożone napięcie mięśniowe, które po ćwiczeniach ustąpiło. Natomiast moja postawa współczująca sprawiła że zmieniałam ubrania gdy dziecko płakało żeby tylko szybko wybrać się rano z domu do żłobka. Gdy córka podrosła zaczęły się krzyki że ona chce w letniej sukience wyjść zimą. Że coś jest niewygodne że jest brzydkie za ciasne za luźne. Oczywiście komentarze nie są uzasadnione - ponieważ jednego dnia bluzka w serduszka jest ulubiona a za dwa dni jest niewygodna. Każde wyjscie z domu kosztuje mnie dużo stresu. Próbowałam różnych sposobów. Przygotowywałam ubrania dzień wcześniej kilka zestawów do wyboru. Córka akceptowała jeden z zestawów po cz rano znowu był płacz i krzyk przez pół godziny i próba zakładania czegoś zupełnie innego najczęściej niedostosowanego do warunków pogodowych. Tłumaczenia rozmowy w spokojnych momentach nic nie dają córka najpierw przytakuje przeprasza obiecuje poprawę po czym znowu jest rano katastrofa. Mam wrażenie że nagrody kary rozmowy krzyki nie działają. Jestem bez sił. I czuję że popełniłam błąd nie wiem w jaki sposób to naprawić.