Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

karolkach

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez karolkach

  1. Jestem kobietą. Mam 41 lat. Jestem DDA. Przez wiele lat byłam sama. Bałam się związków, a poza tym, nikt nie chciał takowego ze mną stworzyć. Miałam jednak przyjaciółki, znajomych. Rozwijałam swoje pasje - wprawdzie może trochę późno je odkryłam, ale byłam zadowolona z życia. Wiadomo, czasami nachodziły mnie marzenia o tym aby spotkać tego jedynego i założyć rodzinę, mieć dzieci... Niestety marzenia się spełniły, tylko nie do końca. Z moim obecnym partnerem jestem od ok 5 lat. Po roku zamieszkaliśmy razem. Z początku sądziłam że mamy ze sobą wiele wspólnego. Podobne pasje: rower, wycieczki, aktywny wypoczynek... Było super. Choć pojawiały się zgrzyty z powodu mojego ciągłego spóźniania lub przychodzenia na ostatnią minutę oraz z powodu mojego ubioru. Odkąd pamiętam to moja rodzina zawsze miała na bakier z poczuciem czasu i mnie się to prawdopodobnie udzieliło. Jego rodzina gdy mówi że będą o 16, to o 15.59 są pod drzwiami. Nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do tego jak się ubieram. Zazwyczaj, po przyjrzeniu się temu, co mam na sobie, przyznawałam mu rację, ale nie zawsze. Coraz częściej nie rozumiałam o co mu właściwie chodzi, zwłaszcza że zdarzało się, iż ten sam strój pozytywnie skomentowały moje znajome. Zdarzało mu się ze złości trzaskać drzwiami. Jako DDA jestem trochę przewrażliwiona, jeśli chodzi o alkohol. Nie jestem abstynentką i nie wymagam tego od innych. Piję okazjonalnie. Zwróciłam uwagę partnerowi, że chyba przesadza z alkoholem. Nie zgodził się ze mną, ale zgodził się przez jakiś czas zapisywać ile pije. Przyznał mi rację i postanowił ograniczyć spożycie. Niestety ograniczył tylko ilość, a nie częstotliwość i to tylko na jakiś czas. Próbowałam namówić go aby nie pił w ogóle przez 2 miesiące, w czasie gdy byłam w ciąży i bałam się że rozwiązanie może nastąpić wcześniej niż planowo. Nie wiem czy wytrzymał chociaż tydzień. Jednak gdy byłam w ciąży był bardzo troskliwy i opiekuńczy. Po miesiącu od porodu pierwszy raz mnie uderzył. Później tłumaczył że to był tylko taki kopniak na zapęd, bo przecież dziecko płakało z głodu, a ja gadałam przez telefon. A poza tym to było lekko i tak tylko dla żartu. A faktycznie kopnął mnie w złości w tyłek (krocze), a byłam po porodzie naturalnym z komplikacjami i przez długi czas chodziłam obolała. Wściekłość tak go zaślepiła, ze nie zauważył że weszłam do pokoju z już gotową butelką mleka dla dziecka. Przeprosił i przez jakiś czas był bardzo przymilny, jednak nie przejął się tak bardzo samym kopniakiem, a tym, że mój krzyk usłyszała koleżanka, z którą właśnie rozmawiałam przez telefon. Innym razem rzucił we mnie rakietką do badmintona. Wytłumaczenie: nie rzucał we mnie tylko w schody, ale się odbiła i mnie uderzyła. Teraz gdy się zdenerwuje, a zdarza się to coraz częściej, mówi abym nie podchodziła, bo mnie zdzieli. Nie jest zbyt słowny, ale w tym wypadku nie byłabym taka pewna. Planowałam wrócić do pracy po macierzyńskim na cały etat, ze względów ekonomicznych - wolę być niezależna finansowo. On nie chce się jednak zgodzić na to, aby dziecko dać do żłobka na 8-9 godzin. Pozostaje praca na pół etatu. Nie wiem czy upierać się przy swoim, zwłaszcza w dobie Koronawirusa? Poza tym sytuacja jest taka, że mieszkam w jego domu. Jego dom, więc i obowiązują w nim jego zasady. Moje dotychczasowe oszczędności wpakowałam w wykończenie tego domu, ale mam wrażenie że on tego nie uznaje. Już od jakiegoś czasu myślę o zakupie mieszkania. Aby w razie czego mieć coś swojego, jednak do tego również potrzebuję całego etatu. Jest dobrym ojcem, wiec nie chciałabym mu ograniczać kontaktów z dzieckiem, choć niedawno zauważyłam że dziecko również zaczęło wyprowadzać go z równowagi, bo przecież inne dzieci przesypiają całą noc i tak nie brudzą. To nie wszystko, ale nie będę zanudzać. On nie ma zaufania do mnie, ja już nie mam zaufania do niego. Czy dalej to ciągnąć? Czy może jednak nie ma to sensu? Czy terapia dla par, coś by tu pomogła? Zdaję sobie sprawę, że też nie jestem bez winy i może ktoś na spokojnie mógłby mi wyjaśnić co robię nie tak. Obawiam się, że jeśli zostanę, to bez pomocy osoby trzeciej, będziemy stale ze sobą walczyć. Jeśli odejdę, to będziemy walczyć ze sobą o dziecko.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.