Ponieważ Pan psychoterapeuta wydawał się nie rozumieć mojego problemu. Przedstawiliśmy mu dwie kłopotliwe sprawy, owszem pomógł nam w komunikacji, mówimy sobie o nastrojach i staram się nie obwiniać się za zły humor partnera... Tylko, że nadal nie wiem jak poradzić sobie z ciągłym zamartwianiem się, z myślami, że zaraz to wszystko się rozpadnie, a ja jestem beznadziejna, bo nie potrafię być taka, żeby ukochany mnie pokochał... Miałam problem z wychodzeniem gdziekolwiek w godzinach popołudniowych, kiedy to mój partner kończył pracę i był w domu. Kiedy miałam wolne od zajęć (bo studiuję), to wszystko załatwiałam w godzinach jego pracy, tak, aby móc być w domu kiedy on wróci. Jeśli zdarzyła się sytuacja, że musiałam wyjśc na dłużej, to ciągle patrzyłam na zegarek, a jak już była pora kiedy powinien być w domu, zaczynałam się bardzo denerwować i robić wszystko by jak najszybciej być w domu. Przestałam spotykać się z ludźmi, straciłam przez to przyjaciółkę i teraz nie mam nawet nikogo komu mogłabym się wygadać... Psychoterapeuta powiedział na to, żebym starała się powoli wydłużać mój czas spędzony poza domem. No dobrze, czasem potrafię, ale nadal się martwię i nawet teraz gdy to piszę, to ręce mi się okrutnie trzęsą. Problemem jest to, że nie mam pewności co do tego czy mój partner mnie kocha i ciągle mam w głowie te natrętne myśli. Cokolwiek się nie zdarzy obwiniam za to siebie, że nie jestem wystarczająca, że coś robie źle, że może mu się odwidziało, może kogoś poznał... Często te myśli powodują u mnie płacz i wtedy czuję się beznadziejnie, a przecież staram się dla niego jak mogę, robię wszystko żeby był ze mną szczęśliwy, ale nie potrafię pozbyć się tych myśli, domysłów, czarnych scenariuszy w głowie, a wtedy nie mogę funkcjonować normalnie, cała się trzęsę, płaczę i bywam dla niego niemiła. Chociaż tego nie chcę, to to się samo dzieje...
Są momenty kiedy czuję się dobrze sama ze sobą, uśmiecham się, jest dużo miłości między mną a partnerem, ale czasem wystarczy jeden mały impulsik, a ja znów zaczynam układać sobie w głowie jakieś chore akcje związane z naszym związkiem i wtedy zaczynam czuć się jak nic nie warty byt, którego nikt nie jest w stanie i nie chce pokochać. Kurczę, nie wiem co robić, chciałabym być pewna tego związku, czuć się w nim bezpiecznie i stabilnie, póki co, zdarza się to tylko raz na jakiś czas...