Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

depresyjna

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez depresyjna

  1. Hej:) Zdecydowałam się napisać tutaj, ponieważ mam potrzebę anonimowego porozmawiania z innymi ludźmi o moim problemie. Wielokrotnie próbowałam psychoterapii, ale jakoś nie pomaga. Pomyślałam, że być może poczuję się lepiej wśród osób o podobnych doświadczeniach. W większym gronie, a nie tylko sam na sam z terapeutą. Że jakoś się nawzajem wesprzemy. Postaram się jak najbardziej streścić moją historię. Zacznę od tego, że jestem osobą nadwrażliwą i niestety patologicznie wręcz stałą w uczuciach... Jako nastolatka byłam bardzo atrakcyjną dziewczyną. W wieku 19-stu lat przeżyłam pierwszy wielki zawód miłosny i leczyłam się z niego kolejne 8, będąc w tym czasie kompletnie zablokowaną na jakiekolwiek relacje damsko-męskie. W tym czasie mocno się roztyłam. W końcu mój stan psychiczny się unormował, a ja sama pogodziłam się z wizją staropanieństwa i byłam na swój sposób zadowolona z życia. I wtedy pojawił się ON. Poznaliśmy się w pracy i zakochałam się może nie od „pierwszego wejrzenia”, ale z całą pewnością od pierwszej rozmowy. Starałam się walczyć z moim pociągiem, bo on był wówczas w związku, a ja wyglądałam jak wyglądałam i wiedziałam, że nie mam u niego najmniejszych szans. Zaprzyjaźniliśmy się. Wmawiałam sobie, że to mi wystarczy. Zachowywałam się przy nim swobodnie- bardziej jak facet niż kobieta. Przeklinaliśmy i żartowali o tzw. „kupie” itp. Minął rok. Z biegiem czasu dowiedziałam się, że jego związek wcale nie jest szczęśliwy. Ale nadal nie robiłam sobie nadziei, że nasza relacja kiedykolwiek mogłaby wskoczyć na inny poziom. Przełom we mnie nastąpił, kiedy któregoś dnia upiliśmy się i usłyszałam koleżeńską radę, która brzmiała mniej więcej: „Widziałem Twoje zdjęcia z liceum. Byłaś przepiękna. Weź się za siebie. Gdybyś tylko schudła- to ustawiałyby się do Ciebie kolejki, a ja pierwszy. Zwaliłem sobie konia do tych zdjęć”. Teraz nie jestem pewna czy w ogóle pamięta te słowa. Zawzięłam się. W ciągu 7-miu miesięcy roku zrzuciłam 40kg. W tym czasie związek mojego ukochanego ostatecznie wyzionął ducha. My wciąż się kumplowaliśmy. Starałam się zachowywać bardziej kobieco i uwodzicielsko i dawać subtelne znaki zainteresowania, ale panicznie bałam się wyznać wprost co czuję. Wciąż zwlekałam i zwlekałam i obiecywałam sobie, że przy następnej okazji się odważę... aż nadeszła cholerna epidemia. Przez dłuższy czas nie mieliśmy okazji się zobaczyć. Podczas kiedy ja rozmyślałam co zrobię kiedy wreszcie wypuszczą nas z domów- on z nudów założył konto na Tinderze i nawiązał kontakt z jakąś dziewczyną. Dowiedziałam się o tym za późno... Zostałam z zaskoczenia zaatakowana wiadomością, że chyba poznał kogoś w kim się wreszcie zakochał. Oczywiście udawałam, że cieszę się jego szczęściem. No i aktualnie przyglądam się kwitnącej miłości, która chyba wciąż jest na etapie pierwszego zauroczenia. Patrzę na papużki nierozłączki i czuję, że w środku umieram. Jednocześnie nie mogę się pozbyć nadziei, że ta świeża relacja jeszcze się rozpadnie. Nie chcę słyszeć rad żebym dała sobie spokój- znam siebie i wiem z całą pewnością, że nie jestem w stanie tego zrobić. Wiem również, że to najgorszy możliwy moment na szczerą rozmowę- na obecnym etapie zafiksowania na punkcie swojej wybranki, na 100% zostałabym ostatecznie odrzucona. Więc czekam. Czekam i cierpię. I wciąż zastanawiam się co poszło nie tak. Przecież od początku mnie lubił, a teraz dodatkowo wyglądam świetnie i inni mężczyźni się za mną oglądają. Czemu to nie wystarczyło i co zrobiłam nie tak? Zostałam kobietą poległą we friendzonie.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.