Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Emilian

Użytkownik
  • Zawartość

    28
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Emilian

  1. Na ogół jest tak, że związek kontroluje ten, komu mniej zależy. Tobie zależy bardziej, bo więcej zainwestowałaś, więcej masz do zyskania i większe ponosisz straty na skutek rozpadu związku. Zachęcam do rozmowy ze specjalistą, żebyś nabrała sił, zobaczyła co tak naprawdę jest w życiu ważne i nauczyła się o to dbać.
  2. Cześć Weroniko. Oczywiście, że jest szansa na zmianę! Zwierzałaś się komuś z tego? Po tych kilku zdaniach obstawiam, że masz zaniżone poczucie własnej wartości. On zdradził, ale Ty masz wyrzuty sumienia. Dlaczego? Czyżbyś jako pierwsza dopuściła się jakiejś formy zdrady? Może po prostu zaniedbałaś związek, a gdy się skończył, boleśnie przekonałaś się jak bardzo czujesz się zależna i słaba. Udało się go ściągnąć z powrotem, ale teraz boisz się, że znowu możesz zostać porzucona?
  3. Siema. 19 lat to spory kawał czasu i rzeczą naturalną jest, że nawet po 10 latach wspólnego życia przyzwyczajamy się do partnera, staje się on powszedni, nudny. Łatwo można wtedy ulec pokusie zasmakowania chlebka z innego pieca. Żona miała pecha, albo właśnie szczęście, bo nie trafiła na kogoś kto skradłby jej serce. Tobie się trafiła pewnie młodsza od żony, ognista w łóżku kobieta, która wykorzystuje Cię do zrekompensowania sobie swojego nieudanego związku. Obstawiam, że przy Tobie może się otworzyć, pożalić na niedobrego męża i wyciągnąć od Ciebie uczucia, których on nie zapewnia. Ale skoro wzięła ślub z kimś, kogo nie kocha albo szybko kochać przestała, to ja bym podejrzliwym wzrokiem patrzył na jej przejawy uczuć. Widzę, że w gruncie rzeczy jesteś dobrym człowiekiem, a jeśli do tego kochasz żonę, to uważam, że powinieneś zostawić tę swoją nową panią z jej problemami i zająć się naprawianiem relacji z żoną, tym bardziej, że, jak mówisz, ona chce walczyć. Wasze młodsze dziecko na pewno też potrzebuje obojga rodziców, a jeszcze bardziej dogadujących się rodziców. Nic dziwnego, że żona kontroluje i wypomina, bo słusznie czuje się zagrożona i niepewna. Nawet jeśli nie ma dowodów na istnienie Twojej kochanki, to na pewno intuicyjnie to wyczuwa. Tak więc proponuje zastanowić się co takiego niezwykłego daje Ci kochanka, czego nie dostajesz od żony, a jeśli to jest dla Ciebie oczywiste, to od razu przystąpić do budowania/odbudowywania tego z matką Twoich dzieci. Na początek dobrze byłoby wybaczyć, zrozumieć i zapomnieć o jej wyskokach w bok, tak samo jak proponuję zapomnieć o Twoim.
  4. Neurologiem nie jestem, ale takie objawy kojarzą mi się z miejscowym uszkodzeniem mózgu przez jakiegoś guza albo mały udar. Postawę siostry i szwagra nazwałbym karygodnym zaniedbaniem, a sprawę zgłosiłbym do "ichszego" MOPSu pisząc anonimowy list.
  5. Cześć. Miałem podobnie i szybciutko się z tego wypisałem. Nie żałuję. Chcesz być z oszustką i ewentualnie łudzić się, że uda ci się ją zmienić? Wieelu ludzi zmarnowało sobie w ten sposób życie. Poznałeś ją, dowiedziałeś się tego i owego, wyciągnąłeś życiową lekcję i dziękuję. Jest mnóstwo fajnych i uczciwych dziewczyn, którym można zaufać (albo takie, które lepiej ukrywają swoje grzeszne popędy)
  6. Cześć Karolciu. Poszłaś ze swoją nerwicą do psychiatry, który zajmuje się głównie wypisywaniem leków i to był błąd moim zdaniem, ale skąd mogłaś to wtedy wiedzieć. Bardzo mądrze zrobiłaś rezygnując z leków na dłuższą metę, bo one nie rozwiązują problemu, a jedynie zamieniają go na inne. Żeby rozwiązać swój problem, musisz przebyć długą drogę w głąb siebie przy wsparciu i zaangażowaniu emocjonalnym drugiej osoby. Jeśli możesz sobie jedynie pozwolić na terapię z NFZtu, to niech Bóg ma Cię w swojej opiece. Oczywiście (choć może nie do końca) żartuję - taka terapia też może pomóc. Wszystko zależy od tego jak nerwica jest silna i na jakiego terapeutę trafisz. Na forum nie da się naprawić życia, a przynajmniej ja nie wiem jak. Załączam pocieszające, przyjacielskie przytulenie Emilian
  7. No popatrz, przychodzisz tu przez samotność, i zastajesz samotność, bo nikt nie chce odpisać. Przypadkiem nie przyciągasz jej jakoś do siebie? Uważasz, że będziesz dobrą koleżanką, przyjaciółką? Zasługujesz na przyjaciół? Mogłabyś mieć taką przyjaciółkę jak Ty? Może pechowo spotykasz samych dziwnych ludzi? Bo ja nie za bardzo rozumiem dlaczego zrywali kontakt. Nie możesz zmienić tego otoczenia? Co ze znajomościami ze szkoły, z podwórka? Twój narzeczony nie ma znajomych? Samotność jest w dzisiejszych czasach powszechnym problemem. Według mnie, najlepszym rozwiązaniem tego problemu jest praca, polegająca na dobrym poznaniu i zaprzyjaźnieniu się ze sobą; rozwijaniu swoich umiejętności,, talentów, swojej wiedzy i na dbaniu o swoje zdrowie i kondycję fizyczną. Jak będziesz dobrze się czuła sama ze sobą, będziesz miała zdrową i wysoką samoocenę, będziesz z siebie dumna, to nie będziesz panicznie potrzebowała czyjejś obecności, a wtedy, paradoksalnie, pewnie sami pojawią się nowi znajomi. Pozdrawiam i przesyłam trochę dobrej energii
  8. Mhm, czyli matka jest znerwicowana od wielu lat, może od młodości, a ojciec miał swoją nerwicę albo/i nie wytrzymywał neurotycznej osobowości matki i musiał się znieczulać alkoholem. Był/jest ofiarą jej zaburzonej osobowości - tak jak i Ty. Nie wiem przez co matka przechodziła, ale wygląda na to, że jej sposób na radzenie sobie z lękiem, winą, wstydem, smutkiem, żalem i niepewnością polega na graniu roli męczennicy, która ma moralną wyższość nad innymi. Tyle wycierpiała, tak ją los pokarał, taką dał nauczkę, że teraz chce uchronić przed tym innych, "miłościwie" dzieląc się swoją mądrością i poświęceniem. W ten sposób "kupuje" sobie lepsze samopoczucie. Rzuca tym swoim wiecznie głodnym demonom trochę intelektualnej satysfakcji, wydartej nierzadko na siłę, nawet od najbliższych, przykrywając to wszystko płaszczykiem "opiekuńczości". Znakomicie udało się jej zrobić pranie mózgu i zainstalować w Twojej głowie swoje zawirusowane programy, wykorzystujące Cię do spełniania jej samolubnych żądań. Każdy jest egoistą i to naturalne, że dba o siebie i swoją przyszłość, ale Twoja mamuśka chyba z deka przegina. Zostałaś "wytresowana" do bycia jej opiekunką, nawet do czytania w jej myślach, żebyś mogła działać automatycznie, bez nadzoru i upominania. Wyrzuty sumienia i poczucie zdrady, które pojawia się po tym jak ośmielisz się postawić matce i robisz coś po swojemu też są wyuczone. Ale dobrze Ci idzie - coraz lepiej widzisz w co jesteś wkręcona, odsuwasz matkę i bardziej żyjesz swoim życiem. Zgadza się? hmm... bohaterką? ...w swoim życiu, życiu męża i dzieci?
  9. Wyciągnąłeś ją z mrocznych lochów, Uratowałeś od smutku, strachu i samotności. Dzięki Tobie odżyła i zaczęła się rozwijać. Jesteś bohaterem. Zakochaliście się w sobie i tutaj powinna być wstawka "I żyli długo i szczęśliwie". Ale się nie pojawiła, bo w Twojej głowie toczy się mała wojna. Z jednej strony Twoje ego jest zadowolone i podbudowane, (bo oczywiście fajnie jest być bohaterem obdarowanym miłością), ale z drugiej strony uderzają Twoje zasady moralne, których gdzieś się nauczyłeś, bo z takimi zasadami się nie rodzimy. Inni mają na przykład zasady pozwalające na poślubienie prostytutki albo aktorki porno. No ale dobra, masz taką zasadę to masz. Einstein powiedział, że łatwiej jest rozbić atom niż obalić przesąd. Z zasadami, przekonaniami, wierzeniami i poglądami jest podobnie. Ja nawet atomu nie rozwaliłem, więc nie będę się na razie brał za Twoje poglądy. Znam inne wyjście. Nie powiedziałbym, że łatwiejsze, bo też wymaga zmiany myślenia, ale na pewno jest bardziej praktyczne. Szkopuł w tym, że to co nazywasz miłością nie jest prawdziwą miłością, tylko mieszanką przyjemnych hormonów, które wydzielane są dzięki sygnałom wysyłanym od usatysfakcjonowanego ego. Zdobywasz fajną dziewczynę - dostajesz abonament na dostawy endorfin przez dwa lata. Tak samo jest jak kupisz sobie nowy telefon, samochód albo wygrasz w totka. Różnica jest tylko w intensywności i długości uwalniania się tego uczucia "miłości", które de facto jest zwykłą ekscytacją. Także to nie do końca Ty kochasz tę dziewczynę, ale to Twoje ego się nią ekscytuje, a do tego ma jeszcze te swoje obiekcje. W prawdziwej miłości nie ma oceniającego i stawiającego warunki ego; kocha się osobę taką jaka ona jest, po prostu, w pełni ją akceptując. Twoja miłość mówi "Kocham Cię, ale Cię nie akceptuję, bo nie podoba mi się to i tamto" Jeśli chcesz radę, proszę bardzo: naucz się kochać. Najpierw musisz pokochać siebie (jak dziwnie by to nie brzmiało) bo, jak to mówi przysłowie: z pustego i Salomon nie naleje. W domu tej miłości przelali na Ciebie trochę za mało, dlatego powinieneś sam zająć się uzupełnianiem braków i jednocześnie ogarnięciem ego, żebyś to Ty rządził nim, a nie odwrotnie.
  10. Piszesz o sobie, ale zauważyłaś, że może to zdołować jakąś przypadkową osobę. Mnie akurat Twoje słowa nie dołują, bo mogę zrozumieć uczucia, które się za nimi kryją, ale nie muszę się z nimi identyfikować, nie muszę brać ich do siebie, czyli pozwalać, aby miały wpływ na moje samopoczucie. Nawet gdybyś z jakiegoś powodu mnie zwyzywała albo skrytykowała (np. tak jak babcia Twoich dzieci krytykuje Ciebie), to mógłbym ewentualnie przez chwilkę poczuć się gorzej, ale szybko i bez większego wysiłku wróciłbym do poprzedniego, optymalnego stanu. To jest jeden z efektów samorozwoju, czy jak kto woli rozwoju duchowego. Znasz i rozumiesz siebie, swoje emocje, wartości i dążenia. Skoro dobrze siebie znasz i rozumiesz - możesz być pewna siebie i nawet siebie pokochać. Troszczysz się o swoje uczucia, jesteś za nie odpowiedzialna i nie dajesz nikomu prawa do robienia w nich zamieszania. Jesteś spokojna, niezależna. nieustraszona. Nie łasisz się na czyjeś pochwały i akceptację, nie rusza Cię krytyka i odrzucenie, a zatem jesteś niewrażliwa na manipulacje i szantaże emocjonalne. Wiesz co masz zrobić i po prostu to robisz. Dbasz o innych, kochasz ich (a najlepiej cały świat), ale przede wszystkim kochasz i dbasz o siebie. Żyjesz jak królowa, a nie jak niewolnik. Taki stan jest możliwy do osiągnięcia, i choć może nie wystarczyć życia żeby tam dojść, to trzeba iść w tę stronę. Ja mogę sobie mówić, że nie przejąłbym się pojedynczym atakiem słownym nieznajomej osoby. Ale jak by to było, gdybym całe życie spędził z taką dokuczliwą osobą. Permanentnie prześladowany przez dyktatora, który jest nie do ruszenia, bo ma "immunitet rodzicielski". Przez lata będąc urabianym do roli uległej, bezradnej marionetki. Chyba dobrym słowem na opisanie takiej sytuacji byłoby - przeje*ane. Nic dziwnego, że szukasz wytchnienia dystansując się od tego fizycznie i emocjonalnie (jako ciekawostkę powiem, że w ciężkich przypadkach tak powstają zaburzenia psychotyczne - ktoś ucieka od nieprzyjaznego świata do wewnętrznego świata fantazji, który z czasem zaczyna się mieszać z rzeczywistym i nie da się odróżnić który jest który). Oczywistym jest, że uciekasz tylko na chwilę, żeby odpocząć i złapać oddech, ale co zrobić z tym problemem... Gdybym Cię poprosił, żebyś postawiła się w roli niezależnej obserwatorki i spróbowała na chłodno doradzić takiej Ani co powinna zrobić, to zapewne coś sensownego wpadłoby Ci do głowy. No ale. Łatwo nie jest, bo chodzi przecież o mamę, która naturalnie przez wiele lat miała emocjonalną przewagę nad swoją córką. Mamę trzeba było szanować, słuchać jej, nie wolno było się zbytnio przeciwstawiać i bronić swojego zdania, bo przecież mama była dorosła, mądrzejsza, miała więcej praw oraz pakiet kar do ich egzekwowania. Wszystko to chyba za bardzo utrwaliło się w Twojej psychice, bo nie miałaś okazji i wystarczająco dużo siły do wypracowania relacji na nowych, sprawiedliwych zasadach. Myślę, że będziesz potrzebowała silnego sojusznika - trenera, który pomoże przygotować się do walki o swoje życie. Kogoś, kto będzie dobrym oparciem; zrozumie to co czujesz i na trzeźwo się do tego odniesie, żebyś miała szerszą perspektywę. Rozwój osobisty nie polega na uczeniu się nowych rzeczy (no może troszkę), ale na oduczaniu się starych, ograniczających i szkodliwych.
  11. Cześć. Problem polega na tym, że Twoja wizja rzeczywistości nie zgadza się ze stanem faktycznym. W sumie wszystkie problemy emocjonalne wynikają z niezrozumienia i fałszywych przekonań. Wychowano nas w przeświadczeniu, że kobiety są księżniczkami, anielskimi, delikatnymi istotami potrzebującymi bohaterskiego, opiekuńczego rycerza, którego pokochają z wzajemnością i będą razem żyli długo i szczęśliwie. Trochę już na tym świecie żyjesz i chyba wiesz, że takie rzeczy są tylko w bajkach. Masz jednak inne poglądy, które po zderzeniu z rzeczywistością doprowadzają do zgrzytu i pojawiania się nieprzyjemnych emocji. Tak jest z Twoim przekonaniem, zasadą, że bzykać powinno się z kimś, z kim nawiązało się bliższą relację, a seks dla samej przyjemności jest czymś złym, jak to ująłeś - zezwierzęceniem. Prawda jest taka, że z biologicznego punktu widzenia nie jesteśmy niczym więcej jak tylko zwierzętami. Mamy swoje naturalne zwierzęce instynkty i popędy; jedni silniejsze, inni słabsze. Oczywiście mamy też moralność, wychowanie i obyczaje do kontrolowania tych popędów. Wygląda na to, że Twoja dziewczyna nie wychowała się w konserwatywnej, szczęśliwej, katolickiej rodzinie, gdzie chodzi się co niedzielę do kościoła i wystrzega wszelkich grzechów, łącznie z "paskudnym" seksem przed ślubem. Na szczęście w skrajnej patologii chyba też nie przyszło jej żyć, bo nie jest jakąś alkoholiczką czy narkomanką, co się puszcza z każdym i wszędzie. Jeśli miałbym strzelać, to powiedziałbym, że jej seksualność jest na przeciętnym poziomie. Co z tego, że zrobiła sobie tygodniowy maraton za granicą? Była wtedy w związku i kogoś zdradziła? Nie miała do tego prawa? Przypasował jej tamten chłopak, instynkt się odezwał i pozwoliła sobie na taką rozrywkę. Chciałeś znać jej przeszłość erotyczną; ona szczerze, z zaufaniem o tym powiedziała, a teraz masz problem, bo jej zasady nie były takie same jak Twoje. Ludzie są wolni i postępują według swojego uznania. Jeśli wymagasz, żeby zachowywali się tak jak Ty uważasz, że powinni, to takie coś nazywa się egoizmem.
  12. Ja też bym powiedział, że nie jest to możliwe. No chyba, że będzie miało miejsce jakieś niewytłumaczalne uzdrowienie. Dwa razy boleśnie przechodził złamanie serca, co odbiło się na jego psychice. Z jednej strony panicznie boi się związku, bo nie chce znowu narazić się na odrzucenie i związane z nim cierpienie, ale z drugiej strony dalej szuka swojej życiowej miłości, w którą będzie mógł się zaangażować bez reszty i nadać sens swojemu życiu, zaznać szczęścia itp. Być może już w dzieciństwie został pokaleczony psychicznie, a głęboki związek i założenie nowej rodziny miało być lekarstwem na jego wewnętrzną niedolę. Bardzo mu zależało na związku, było widać, że jest potrzebujący. Kobiety taka postawa odpychała, i zamiast dostać swoje lekarstwo, dostał kopa w dupę. Tabletki nie rozwiązują problemów, a jedynie chowają je na chwilę do szafy. Żeby rozwiązać problemy trzeba się z nimi zmierzyć. Skoro jest strażakiem, to odwagi i siły powinien mieć wystarczająco dużo.
  13. Dwa razy mi odpisałaś i dwa razy na końcu sama znalazłaś właściwą odpowiedź. Nic dziwnego, że mogłaś się poplątać, bo nie da się wyrazić tak wielu przeżyć, myśli i uczuć w jednym poście. Mam jednak już jakieś wyobrażenie tego jak się czujesz. Rzeczywiście musisz się wygadać odpowiedniej osobie. Konkretnie chodzi o to, żebyś mogła nawiązać z tą osobą dosyć bliską relację, opartą na zaufaniu, akceptacji, szczerości i zrozumieniu. Gdy w takiej atmosferze otwartości zostaniesz zrozumiana przez drugą osobę, to zaczniesz też lepiej rozumieć samą siebie. Nie wiem czy wszystko, ale na pewno wiele rzeczy się wtedy poukłada.
  14. Cześć Madziu. Słyszałaś, że w naszych jelitach mamy 100 milionów komórek nerwowych? Dlatego też nazywa się je "drugim mózgiem". Można by zapytać: jak mózg i jelita mają się nie denerwować, skoro tyle komórek w nich jest nerwowych?! Otóż z natury komórki te są dosyć spokojne, ale gdy je czymś wkurzysz, zadręczysz, nastraszysz albo coś, to zaczynają szaleć, żeby jak najszybciej załatwić sprawę i mieć spokój. Twoje komórki są stale zajęte jakimś problemem, z którym nie mogą sobie poradzić. Chodzą jak nakręcone i wywołują objawy fizyczne o których mówisz. Najlepiej by było, gdybyś zajęła się tą sprawą z dobrym psychoterapeutą. Jeśli masz kryzys seksualno-finansowy, czyli otwierasz portfel, a tam wielki CH**, to możesz szukać pomocy w opłacanych przez NFZ Poradniach Zdrowia Psychicznego. Na forum takich rzeczy się nie załatwi, bo temat trzeba dobrze obgadać z kimś zaufanym, potrafiącym pomagać.
  15. Cześć. Życie ma to do siebie, że nigdy nie wiadomo kiedy się skończy. Czy obwinianie się przywróci go do życia? Stało się co się miało stać, a Ty masz wyciągnąć z tego lekcję dla siebie i żyć dalej. O pieska się nie martw, bo wszystkie psy idą do nieba. Wszystko będzie z nim dobrze. Ty możesz zatroszczyć się o inne zwierzaki, które może bezdomne i głodne kręcą się koło Twojego domu. Przestań karać się za zwykłe zrządzenie losu, otrzyj łzy i pomyśl o tych wszystkich przyjaciołach, którzy zostali. Na pewno będą o wiele bardziej zadowolone i będą miały więcej pożytku z wesołej Kamili, a nie takiej przygaszonej. Głowa do góry:)
  16. Nie potrafiłaś otworzyć się przed psychologiem, bo Twoja ciemna strona, nieświadoma część psychiki zawiera głównie nieprzyjemne rzeczy, które dla Twojego dobra i w miarę sprawnego funkcjonowania musiały zostać ukryte. Są tam uczucia takie jak wstyd, lęk, niepewność, smutek, żal. Nie jest łatwo podzielić się tym z obcą osobą, skoro nawet sama przed starasz się to ukryć. Niemniej trzeba się tym zająć. To są takie guzy czy inne wrzody, które trzeba zlokalizować i wyciąć. Słaby psycholog albo psychoterapeuta mogą tego nie ruszyć, ale dobry na pewno pomoże i nawet zapewni jakieś środki przeciwbólowe, chociaż trochę poboleć i tak będzie musiało. Za to naprawdę warto, bo ulga będzie niesamowita.
  17. Mhm... cierpisz będąc z nim, ale bez niego też będziesz cierpiała, nawet bardziej, dlatego nieświadomie sama się powstrzymujesz przed pójściem w tę stronę. Zastanawia mnie jak duży jest ten lęk przed stratą, porzuceniem czy odrzuceniem. Na pewno tak duży, że ma nad Tobą władzę, odbiera siły i nie pozwala, żebyś samodzielnie zawalczyła o swoje szczęście. Życie jest piękne, ale też bezlitosne i każdemu coś odbiera wcześniej czy później. Chłopaka masz od 15 roku życia, więc wcześniej zbyt wielu chłopaków nie mogło Cię odrzucić. Któryś z rodziców Cię zostawił, a może oboje? Tak niestety też się zdarza. Jak widzisz życie z kimś tylko dlatego, żeby nie być samą kiepsko się sprawdza. Musisz znaleźć w sobie fabrycznie wbudowaną maszynkę do produkcji miłości. Gdy ją uruchomisz przekonasz się, że jesteś niezależna od nikogo i potrafisz być szczęśliwa sama ze sobą. Wtedy związki z innymi są tylko przyjemnym dodatkiem, który możesz kontrolować, a także z niego zrezygnować jeśli okaże się szkodliwy.
  18. Hej. Ja bym nie powiedział, że masz problem z chłopakiem, tylko ze sobą, bo to Ty stałaś się niepewna, smutna, nerwowa i płaczliwa. No ale tak, ma to związek ze związkiem. Wygląda na to, że po prostu się wypalił, zginął śmiercią naturalną, bo o niego nie dbaliście. To jest bardzo częsta sytuacja. Na początku, wiadomo - motylki w brzuchu, wszystko pięknie, cudownie, planowanie wspólnej przyszłości, a później... właśnie to o czym piszesz - miłość się ulatnia, zostaje przyzwyczajenie i szara codzienność. Najgorzej jak ludzi dopada to po ślubie. Potrafią się tak męczyć ze sobą do końca życia, udając jednocześnie przed światem, że wszystko jest w porządku. Jeśli Twój chłopak jest z Tobą z przyzwyczajenia i ze strachu przed zmianą, to dlaczego Ty z nim jesteś? Twój organizm wyraźnie daje znać, że coś jest nie halo; chce, żebyś coś z tym zrobiła. Związek można uratować, jeśli oboje jesteście wystarczająco dojrzali i zdeterminowani. Można też go zakończyć, pewnie trochę przecierpieć rozstanie, później odżyć i ewentualnie szukać kolejnego. Musisz jednak pamiętać, że każdy związek ma takie same etapy i trzeba się na to przygotować. Na początku idzie łatwo i przyjemnie, głównie przez wydzielające się hormony zakochania. Później trzeba włożyć sporo wysiłku, żeby kochać też intelektualnie, bo miłość to jest sztuka, której trzeba się nauczyć.
  19. Hej. Na myśl przychodzą mi dwie rzeczy. Pierwsza z nich to film "Starsza pani musi zniknąć". Liczę na to, że w tym poczuciu bycia jak dziecko masz też poczucie humoru. Druga rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, to ta znana modlitwa, która leci mniej więcej tak: "Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego." Możesz zmienić swoja mamę? Zastanów się, czy ktoś mógłby zmienić Ciebie wbrew Twojej woli tak, żeby jemu było to na rękę. No jakoś tam się chyba da; są techniki manipulacyjne, perswazyjne. Próbowałaś już stanowczo bronić swojego dobrego samopoczucia. Nie wiem czy po prostu żądałaś, żeby się odczepiła, czy jak to wyglądało, ale możesz porozmawiać z mamą od serca, wzbudzić w niej empatię, przedstawić jej swój punkt widzenia, swoje uczucia i liczyć na to, że zrozumie. Sama też powinnaś zrozumieć dlaczego mama tak się zachowuje, co kryje się pod tym "dla naszego dobra". Może np. ma niskie poczucie własnej wartości, a ta opiekuńczość jest sposobem na jej zwiększenie, bo czuje się wtedy potrzebna. Może ma taki rys charakteru, przez który czuje potrzebę dominacji, i po prostu najlepiej byłoby się oddalić, zmienić mieszkanie. Jeśli nie da się zmienić mamy albo mieszkania, to trzeba będzie zmienić siebie; przestać czuć się jak dziecko i wydorośleć, czyli ogólnie - zająć się samorozwojem. Jeszcze przypomniała mi się bajeczka/żart, którą gdzieś słyszałem. Nie chce mi się pisać, ale znalazłem taką (ubogą, bo z jedną kozą zamiast całej trzody) wersję: Przychodzi biedny Żyd do rabina i prosi o radę:Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...Na to Rabin powiada:Słyszałem, że masz w obórce kozę?...- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...Ale rabin był nieubłagany - musisz wprowadzić sobie kozę do domu!!Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:- A co tam Icek u ciebie?Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.Na to rabin powiada:- To zabierz kozę z powrotem do obórki.Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:Jak tam Icek, w twoim domu?...- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj jakiś ty mądry, Rebe...
  20. Siema. Miałeś marzenie o rozpoczęciu tych studiów w Krakowie. Postawiłeś wszystko na jedną kartę, zrobiłeś tak jak chciałeś. Dla mnie jest to oznaką silnego charakteru, bo trzeba mieć jaja, żeby wyznaczyć sobie cel i pójść w jego stronę, zostawiając za sobą to, czego nie mogłeś zabrać ze sobą. Nie mogłeś wiedzieć co z tego wyniknie, póki nie sprawdziłeś. Wyszło jak wyszło. Życie. Teraz masz dwa wyjścia: rozpamiętujesz przeszłość, użalasz się nad sobą i biernie czekasz na to co życie z Tobą zrobi, albo bierzesz się w garść, akceptujesz przeszłość i zajmujesz się tworzeniem siebie i swojej przyszłości tak, jak zrobiłeś to parę lat temu, ale teraz wzbogacony nowymi doświadczeniami oraz z wprowadzonymi korektami do swojego celu albo z zupełnie nowym celem. Czujesz się jak frajer i gówno, bo porównujesz swoją obecną, pechową sytuację, z sytuacją jaką miałeś wcześniej w swoich wyobrażeniach. To prowadzi tylko do dalszego użalania się. Porównywanie się z tą dziewczyną albo z kimkolwiek innym też nie ma sensu. Tak długo jak będziesz wydawał na siebie wyrok bycia przegranym, tak długo będzie to prawdą. Co się stało, to się nie odstanie, ale to, co się dopiero wydarzy, jest w Twoich rękach; oczywiście nie wszystko, ale jakieś 80% Twojego życia zależy tylko od Ciebie. Sam ustal gdzie chcesz być w wieku 30 lat.
  21. Wszystko, cały Wszechświat ma jakiś sens. który na miarę możliwości naszych logicznych części umysłu, możemy sobie zapisywać w postaci słów. Wydarzenia w naszym prywatnym życiu też mają sens umysłowy, ale nie obejdzie się bez dodatkowych wrażeń zmysłowych, emocji. Gdy umysł z ciałem dobrze się dogadują, gdy emocje są rozumiane i "ogarnięte", to na ogół wszystko idzie gładko i przyjemnie. Gorzej jeśli takiego porozumienia nie ma i toczy się konflikt. Pojawia się spięcie w głowie, emocjonalne zatrucie, i cały człowiek robi się jakiś taki...zepsuty. Tak więc rozumienie powinno załatwić sprawę - psychoterapia analityczna, psychodynamiczna, egzystencjalna, humanistyczna, może psychoanaliza albo autoanaliza. Nawet rozmowa z dobrym przyjacielem mogłaby pomóc, ale skoro Twoi przyjaciele uważają, że masz się dobrze, to chyba nie mają powodu, żeby pomagać. Jest też drugie rozwiązanie. Jeśli ktoś nie chce rozkminiać swoich życiowych doświadczeń, może pójść drogą medytacji, relaksacji, miłości, wolności, spokoju, jednoczenia z naturą, Bogiem, magiczną energią albo jak tam kto woli sobie to nazwać. Mniej więcej chodzi w tym o to, żeby oduczyć się tego ciągłego, chorego myślenia. Trzeba się wyluzoować, zadbać o spokój w naszym wnętrzu, w ciele i umyśle. Zamiast działać i analizować, zacząć się relaksować i obserwować. Podczas rozwijania umiejętności wchodzenia w ten stan, w głowie same powinny pojawiać się odpowiedzi do pytań, które nas gryzły i psuły krew.
  22. Cześć Ryzyko jest. Nie wiadomo jak poważne są te jego zaburzenia psychiczne, ale skoro od 5 lat "jedzie" na psychotropach i dalej ma dziwne zachowania, to raczej dobrze nie jest. Leki chyba stosuje się po to, żeby tymczasowo ustabilizować nastrój i zająć się rozwiązywaniem problemu na psychoterapii, a nie liczyć na to, że te lekarstwa wszystko same wyleczą. Ja bym tak od razu nie wierzył w to, że odstawił leki i jest normalny, bo żeby zatrzymać przy sobie fajną dziewczynę może zwyczajnie kłamać. Jak to mówią mechanicy samochodowi, gdy nie są pewni czy pojawi się usterka - jeździć, obserwować. ...a na pewno nie polecam się zbytnio angażować skoro to dopiero początek. Życie z nim może się okazać katastrofą, ale wróżek na forum chyba nie ma i nie da się tego przewidzieć. Ja jednak raczej dałbym sobie spokój.
  23. Droga Prawopółkulowa. Tak jak rośliny potrzebują do prawidłowego, zdrowego wzrostu wody i słońca, tak dziecko potrzebuje bezwarunkowej miłości, które da mu poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, szacunku i troski. Gdy będzie to miało zapewnione, wyrośnie na silnego, poukładanego, stabilnego, znającego i pewnego siebie człowieka, który zintegrował się z rodzicielską miłością, ma ją w sobie i nie musi zabiegać o nią u innych ludzi. Niestety życie jest jakie jest; mało kto ma tyle szczęścia, żeby wychowywać się w zdrowej, kochającej rodzinie. Rodzice przeważnie chcą dać dziecku miłość, ale skąd mają ją wziąć, skoro sami jej nie zaznali od swoich rodziców. Tak się to ciągnie z pokolenia na pokolenie jak klątwa. Czego mogłaś się nauczyć we wczesnych latach życia na temat bliskich relacji; no na przykład tego, że miłość boli, że nie zasługujesz na miłość bez spełnienia jakichś oczekiwań, że musisz na nią zasłużyć i nie możesz sobie pozwolić na swobodne wyrażanie siebie taką jaka jesteś. Pytasz czy problem jest z Tobą, czy z nim. Problem jest z wami dwoma. Oboje macie wypaczony sposób patrzenia na życie. On jest ewidentnie toksyczny i Twoja lewa półkula na pewno stara się jak może, aby Ci to uświadomić i Cię ratować, jednak emocje (głównie te skrywane) nie chcą na to pozwolić, bo one wiedzą swoje. Lekarstwem na to wszystko jest głębokie poznanie, zrozumienie i przeżycie swoich emocji; uświadomienie sobie kim jesteś i dokąd zmierzasz. Wtedy, gdy już będziesz siebie znała, rozumiała i ufała sobie, odkryjesz źródło wewnętrznej miłości, którą będziesz mogła podzielić się z kimś, kto będzie na nią zasługiwał, bo póki co dokarmiasz tylko swoimi rezerwami trującego, manipulującego pasożyta. Czy ten pasożyt może się jeszcze zmienić? Może, bo każdy ma w sobie siły popychające do rozwoju, ale to jest ciągła, ciężka praca i raczej bym nie liczył na to, że będzie w stanie się jej poświęcić. Ty jesteś najważniejsza i przede wszystkim musisz zadbać o siebie. Chyba najlepsze co możesz zrobić, to pójść na psychoterapię. Może nawet na kilka psychoterapii, bo z tego co wiem, żeby za pierwszym razem trafić na dobrego psychoterapeutę trzeba mieć sporo szczęścia. Musi to być osoba, z którą nawiążesz dobrą, bliską relację opartą na zaufaniu, szczerości, ogólnie tym, co można nazwać miłością, żebyś mogła w tej atmosferze przejść swoją drogę, przez mroczne doliny do rajskiej krainy
  24. Cześć. Gdy byłem w Twoim wieku też miałem dziewczynę 5 lat młodszą. Przez myśl mi mnie przeszło, że jest w tym coś złego. Nigdy też nie słyszałem, żeby ktoś z naszych rodzin, znajomych, w ogóle ktokolwiek miał z tym jakiś problem. Z Tobą i Twoją dziewczyną jest wszystko w porządku, za to ewidentnie Twoi rodzice mają problem ze sobą. Nie wiem czym się kierują, ale to co robią nazwałbym przemocą psychiczną i praniem mózgu. Na pewno nie powinni tak się zachowywać. Pewnie próbowałeś im wytłumaczyć, że to Twoje życie, Twoje uczucia i decyzje i nie powinni się wtrącać? Jeśli przedstawiane na chłodno logiczne argumenty do nich nie trafią, a musisz z nimi mieszkać, to chyba będziesz musiał popracować nad wewnętrznym spokojem, żeby nie przejmować się ich atakami i przeczekać aż się przyzwyczają albo dziewczyna stanie się pełnoletnia. No chyba że coś innego sobie ubzdurają.
  25. No właśnie. Trzeba możliwie jak najbardziej obiektywnie, na chłodno ocenić motywy, którymi kieruje się druga osoba. Nie zaszkodzi też posłuchać tego, co podpowiada intuicja.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.