Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

kinga0206

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez kinga0206

  1. Witam, Mam na imię Katarzyna, mam 29 lat, skończyłam studia, pracuję w zawodzie, mieszkam na obrzeżach dużego miasta. Ogólnie wiodę udane i szczęśliwe życie, mam wspaniałego partnera, dogaduję się z rodziną, mam paru przyjaciół. W grupie jestem postrzegania jako ta wygadana, zabawna, klasowy klaun, pewna siebie, ale... Stan, który odczuwam raz mocniej raz słabiej ciągnie się właściwie od dzieciństwa. Opisałabym to jak klocki, które układały się jeden na drugim. Jestem na etapie, że nie ignoruje tego, nie chowam głębiej w sobie. Zaczyna przeszkadzać mi to w rzeczach na które długo pracowałam. Przykład z dziś: byłam tak rozkojarzona, nie chciało mi się w ogóle dotykać pracy, wolałam zadzwonić do szefa i się zwolnić niż zacząć trudne zadanie. To zadanie po prostu mnie przerosło, nie miałam wsparcia. Miałam dziś ochotę leżeć i nic nie robić, ale płakałam i zmuszałam się do pracy. Nie wychodziło mi, nie wiedziałam jak zrobić pewne rzeczy i znów narastał gniew, irytacja. Od jakiegoś czasu miałam od tego spokój. Teraz znów wróciło. Nie mam żadnej motywacji, żeby się umyć czy wstać z łóżka. Zmuszam się, wyciągam się na siłę. Potem nagradzam się czymś przy czym nie myślę: serial, telefon, sprzątanie. Od dłuższego czasu nie chce mi się dbać o siebie, jeśli gdzieś wychodzimy to ograniczam się do minimum. Nie lubię przebywać ostatnio wśród ludzi, ale staram się z tym walczyć i sama inicjuję spotkania. Moje pasje porzuciłam w kąt, niepowodzenia tylko mnie zniechęcały. Stresowałam się, że nie wychodzi mi tak dobrze jak innym, że ja się nie nadaję. Kiedy byłam nastolatką potrafiłam spać po 18 godzin na dobę, czasem mniej. Ale zawsze ok 12h. Wolałam spać niż czuć to. Teraz mam podobnie, ale staram się nie spać długo. Ograniczam sen do zdrowego minimum, staram się korzystać z dnia, robię listę zadań. Ale czasem gdy to uderza, wole spać. Po co mam wstawać skoro i tak coś źle zrobię? Beze mnie świat nadal będzie się kręcił, więc zostanę w łóżku. Moim motywatorem jest pies, zawsze dbam o jego ilość spacerów, smakołyki i zabawy. To pomaga, ale też nie zawsze. Jeśli tylko ogarnę jego podstawowe potrzeby kładę się obok niego i po prostu leżę. Nie chcę robić nic innego, nie mam siły. Niestety, ale sporo czasu poświęcam na porównywanie się do innych. Mam niską samoocenę, a jeszcze sama sobie dokładam. Staram się nad tym pracować. Nie zazdroszczę, sama komplementuję znajomych i ich wspieram. Tylko ten mały głosik mówi, że gdybym pracowała ciężko to może osiągnęłabym podobny efekt. Albo gdybym tyle nie jadła byłabym tak szczupła jak ona. Staram się to zamieniać w pozytywy. Szukam w tych przypadkach motywacji, inspiracji. Wysyłam coś pozytywnego do nich, chwaląc czy pokazując innym co świetnego robią. Ale czuję się niezauważana. Przykład: moja przyjaciółka ostatnio rozstała się z partnerem, bardzo to przeżywała. Poświęciłam się w pełni dla niej, starałam się być przy niej, rozmawiałyśmy. Starałam się jej pokazać szerszą perspektywę. Inna zaczęła zdrowy związek, więc razem z nią cieszyłam się. Starałam się być dla nich taką przyjaciółką, którą ja chciałabym mieć. Ale ja nie umiem powiedzieć wprost, że czuję się fatalnie. Jeśli ktoś zapyta to odpowiem. Inaczej milczę. I niestety nikt nie pyta, a tylu ludzi mam obok siebie. Poza moim partnerem, który czyta ze mnie jak z książki. Jest ogromnym wsparciem, gdyby nie on nie wiem gdzie bym teraz była. Czy to źle, że nie umiem powiedzieć przyjaciółkom, że coś mnie gnębi? Nie umiem o tym rozmawiać. Tyle razy w głowie odgrywałam te dialogi, ale nie miałam odwagi. Przez to, że jestem milczkiem zauważyłam ile osób mówi tylko o sobie, bez żadnej refleksji. Czasami potrafię z kimś siedzieć parę godzin i czuję się jak psycholog Ja czasami mam wyrzuty sumienia, że zawracam sobą kogoś głowę. Że mówię za dużo o sobie i to już za wiele. W mojej rodzinie nie mówiło się o emocjach. Moja mama ignorowała pewne sygnały. Czułam się opuszczona. Ale sama staram się iść dalej, pracować nad tym. Po prostu są dni, że jest strasznie ciężko. Czuje się mała, sama, słaba, nijaka. Oczywiście to przechodzi, na chwilę. I zaczyna mnie to irytować, chciałabym być normalna, nie mieć tego w głowie. Nie miałam łatwego dzieciństwa, okres dojrzewania też dał mi w kość. Lecz pomimo to starałam się iść dalej. Walczyć o swoje, swoje pasje i marzenia. czasem mam wrażenie, że chcę przebić szklany sufit. Moje plany o studiach spotykały się ze zdziwieniem. Czasem mam wrażenie, że to moje parcie na przód mnie wpakowało w taki stan psychiczny. Może gdybym trzymała wszystko na "swoim" poziomie byłabym normalna. Czasami zaciskam zęby i idę dalej, ale czuje że brakuje mi już siły. Na udawanie, że ze mną jest zawsze ok. Z góry dziękuję za pomoc, porada pewnie pomoże mi w podjęciu decyzji. Katarzyna.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.