Witam serdecznie.
Mam 26 lat, pracuję, mieszkam sam i nie mam znajomych. W sumie może i mam ale takich od święta bardziej.
Rozstałem się z dziewczyną prawie dwa lata temu (po 6 letnim związku) i od tamtej pory mieszkam sam. Od lat mniej lub bardziej gryzie mnie chyba depresja - zwłaszcza w tym roku ciężko bywa. W zeszłym roku otarłem się o bycie bezdomnym kiedy dwa razy w ciągu w zasadzie miesiąca straciłem mieszkanie i trafiłem na fatalnych współlokatorów po czym nie miałem gdzie mieszkać - sypiałem pewien czas u znajomych gdzie akurat była taka możliwość. Zwykle uciekałem w pasje przed negatywnymi myślami czy uczuciami ale w tym roku tak się złożyło że stało się to nie możliwe dla mnie.
No właśnie, mam depresję. Chyba bo nigdy żaden profesjonalista mi tego nie zdiagnozował - nie żebym miał czas i pieniądze na spotykanie się z psychologiem (dlatego piszę tu). Kiedyś lekarz stwierdził przy innej okazji że mam "nerwicę somatyczną" - w sensie przy dużej ilości stresu odczuwam fizyczne objawy typu duszności - ale z drugiej strony był to kiepski lekarz więc... Aha, ataki paniki też się zdarzyły.
Czuję po prostu pustkę w sobie. Nadmiernie analizuję wszystko co mi ktoś mówi - zwłaszcza krytykę. Wydaje mi się że ludzie z jakiegoś powodu uciekają ode mnie. Brzydzą się mnie? Nie wiem. Kiedy pytam dlaczego to zawsze pada odpowiedź "nie wiem" albo jakaś wymijająca. Nie mam żadnych znajomych z którymi mógłbym się spotkać czy nawet zadzwonić i porozmawiać. Bywają często dni że poza klientami w pracy nie rozmawiam z nikim. Jak już wejdę w jakąś znajomość to zwykle po pewnym czasie ta osoba po prostu przestaje się do mnie odzywać.
Próbowałem zapełnić tą pustkę pieniędzmi kupując sobie gadżety czy ostatnio samochód ale to pomaga tylko na chwilę - czyli się myliłem, nie da się zastąpić kontaktów między ludzkich rzeczami.
Ostatnio też gorzej się odżywiam - jestem jedną z tych osób która gdy się stresują to mało jedzą.
Straciłem już chyba wiarę w ludzi. Każdemu ciągle gdzieś śpieszno, każdy ciągle na kogoś jest zły, każdy ciągle ma jakieś pretensje. Nie nadążam za tym i nie chcę się przywiązywać do tego i chyba też dla tego zacząłem unikać ludzi ostatnio. Chcę spokoju a nie ciągłych kłótni i biegu.
Próbuję to zaakceptować i albo przeczekać albo po prostu nauczyć się z tym żyć ale po ostatnim urlopie kiedy spędziłem parę dni z rodziną przypomniałem sobie jak bardzo tęsknię za bliskością drugiej osoby.
Chciałbym teraz zadać jakieś konkretne pytanie ale ja już naprawdę nawet nie wiem jakie pytania miałbym zadawać. Może "czy mogą liczyć na jakąś poradę?"? Nie wiem.
Mam malutką nadzieję że ktoś mądry napisze coś co jakkolwiek by pomogło.
PS. Tak, myśli samobójcze też bywają ale raczej nic by z tego nie było - brak odwagi i za dużo do stracenia.
Pozdrawiam, M.