Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Miszimasza

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Miszimasza's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Moja historia jest dość zawiła. Jestem przed 30. Mam męża od 5 lat i córkę. Zawsze byłam zakompleksionym dzieckiem z nadwagą i surowymi rodzicami których zakazy i twarda ręka ojca powodowały że nic nie mogłam i odstawałam od rówieśników. Zajadalam stresy. Często wyśmiewana i poniżana zaczęłam wierzyć w to że jestem beznadziejna. Byłam w okresie gimnazjalnym kiedy przez zupełny przypadek dostałam telefon. Gimnazjum wspominam bardzo źle. Zaczęły się namnażać problemy. Buntowałam się i zaczęłam szukać zrozumienia gdzieś indziej. Stworzyłam sobie Alter ego, dziewczynę, studentkę studiującą na AWFie, filigranowa 24 latke , śliczna, pełna życia i tak na jednym z czatów właśnie poznałam Z... Nie pamiętam już od czego się zaczęło wiem że były to wakacje, miałam 12 lat a on był o 29 lat starszy, mial żonę z którą łączył go tylko papier i mieszkanie. Trwało to 4 lata zanim prawda wyszła na jaw i dowiedział się ile tak właściwie mam lat. Przez cały ten czas kłamałam jak z nut uciekając zupełnie całą sobą w tą relacje. Nic innego nie było ważne. Ważny był tylko ON. Brnęłam w to wszystko coraz bardziej. Wiele się od niego nauczyłam, był człowiekiem po przejściach, na wiele tematów mogliśmy rozmawiać. ON wprowadzał mnie także w świat seksu, w końcu dorośli ludzie o tym rozmawiaja a Z myślał przecież że jestem dorosła. W pewnym momencie nie mogłam już bez niego żyć. Nie wiem czy było to uzależnienie czy miłość ale pewne jest ze wiązała nas bardzo silna więź. Moze pociągał mnie tak bardzo bo szukalam w kims ojca bo ze swoim łączyły mnie kiepskie relacje... W końcu wszystko się wysypało. Nie będę się wydawać w szczegóły bo nigdy nie skończę opowiadać ale Z dowiedział się że mam kilkanaście lat a rodzice skonfiskowali mi telefon i nawet nie mogłam wytłumaczyć. Później kiedy odzyskałam telefon wiele razy chciałam napisać wyjaśnić ale nie miałam odwagi. Ale bardzo mi go brakowało. I zdarzało się że płakałam z tęsknoty. Był jedyna osoba która mnie rozumiała, moim punktem zaczepienia. Pewnego wieczoru napisał. Zaczęliśmy rozmawiać, wszystko mu wyjawilam a on... Nie był zły, nie zostawił mnie, przyznal że się zakochał i nie potrafi tego zakończyć. Więc trwała ta nasza znajomość, rozwijała się, lecz wtedy się nie spotkaliśmy. Nie miałam odwagi, nigdy też nie wysłałam mu swojego zdjęcia, dopiero jakiś czas później. Nie wierzyłam że taki ktoś może chcieć kogoś takiego jak ja, z tyloma wadami. Trwalo to kolejne kilka lat, szkola średnia, wydoroslalam, planowałam przyszłość, studia, sytuacja z rodzicami sie uspokoila. Nie powiem ze żyliśmy w zgodzie ale nie wchodzilismy sobie w droge. Wazne ze sie uczyłam, chodzilam do kosciola i to wystarczyło. W szkole sredniej znow slabo dogadywałam sie z rówieśnikami. Znowu wyzwiska, kpiny kompleksy. Tesknilam za takim uczuciem jakie łączyło mnie i Z. Chciałam tego w realu a nie tylko przez telefon. Zaczelam dopuszczac mysl ze może być ktos inny, ze w sumie moja rodzina nigdy nie zaakceptuje Z i pora poszuakc kogos w swoim wieku. Poza tym jeszcze jeden element zniechęcał mnie do Z. Jego żona z ktora jakos nie po drodze bylo mu do rozwodu a ja potrzebowalam poczucia bezpieczestwa i pewności ze nie potraktuje mnie jako zabawki. Zaczelam czatowac na portalu randkowym i tak poznalam D. Byl kilka lat straszy, miał dobrą pracę, poukladane w glowie (co bylo rzadkością wśród chlopakow w tym wieku), byl troche nieokrzesany, i nie od razu trafila mnie strzała amora ale byl na miejscu, imponowalo mi że okazal mi zainteresowanie, bardzo szybko sie spotkalismy i tego samego dnia powiedzialam Z ze to koniec. Ze jest ktos z kim mam szanse zaczac normalne zycie. Mialam 18 lat. Chcialam byc wobec niego uczciwa. Czułam ze na niego nie zasluguje, ze nie ma to przyszłości. Z szybko odpuscil lecz musialam powiedziec mu kilka raniących słów by sie odczepil. Tak na prawdę wcale tak nie myslalam, kochalam go ale cały czas tlumaczylam sobie że to zle. Z D bardzo szybko zostalismy para. W koncu mialam kogos na miejscu, nie musiałam przejmować sie docinkami rówieśników czułam sie bardziej dowartościowana. Nasz związek rozwijal się dynamicznie, szybko poznalismy swoich rodziców, jezdzilismy na niedzielne obiadki, święta, urodziny a i w koncu nasi rodzice poznali sie i zaczeli odwiedzac. Po 2 latach znajomosci zareczylismy się, po 4 wzielismy slub. Przez ten okres 4 lat raz czy dwa napisalam do Z ale nie było to nic szczegolnego. Wymienilismy parę slow. Wiedzialam ze u niego nic się nie zmienilo. Myślałam o nim duzo. Najgorsze bylo to ze zawsze kiedy byłam w łóżku z D to non stop w glowie byl Z. Zamykalam oczy i (mimo ze twgo nie chcialam i z tym walczyłam) czułam podświadomie pocałunki i dotyk Z-faceta ktory wprowadzal mnie w swiat intymnosci i był dla mnie tym pierwszym mimo, ze fizycznie nigdy mnie nie dotknął.Wiedzialam ze zawsze bede go kochac. W lozku z D nie bylo mi zbyt dobrze. Moze dlatego ze zawsze wpajano mi ze sex jest zly. Przed slubem bardzo balam się ciazy i to mnie stresowało a po slubie bylo tylko gorzej. Minal pierwszy rok malzentwa. Mowia ze pierwszy rok jest najgorszy ale u nas bylo calkiem dobrze, tak ogolnie, bo sex nadal byl tylko stresem. Zaraz po ślubie zaczelismy starania o dziecko. Niestety nic z tego nie wychodzilo a ja coraz bardzij się obwinialam i zamykalam w sobie. Unikalam zblizen a sex stal sie bolesny. Kazdy stosunek konczyl się placzem, poczuciem pustki, zalu i ogromnej rozpaczy. Uczucia do męża mieszały sie z pragnieniem Z i tęsknota za dzieckiem. Ten temat stał się dla mnie obsesja. Z racji tego ze mamy znajomych w swoim wieku na około kolejne pary brały ślub a w nie krótkim czasie rodziły sie i dzieci. Każda wizyta w domu w ktorym bylo male dziecko kończyła sie dla mnie depresja. Czułam sie sama z tym problemem. Mąż powtarzał ze na pewno kiedys tez sie uda, ale nic nie robil w tym kierunku, nie chcial szukać pomocy u specjalisty. A ja przeżywałam nawet reklamy w których byly dzieci. W końcu zaczęliśmy się coraz bardziej oddalać od siebie. D wyniósł z domh rodzinnego zasade ze musi zarabiac na dom i ewentualnie cos CZASAMI pomoc a kobieta zajmuje sie cała reszta. No i skoro raz ja zdobył to nie musi się starac. Dochodziło do coraz większej ilosci spięć. Przestal dbac o siebie i o mnie. Czułam sie jux tylko jako żona i kura domowa a nie jako kobieta. Kochaliśmy sie rzadko, unikałam tego jak mogłam a jezeli już do czegoś doszlo to moje mysli były daleko. Moj mąż zajmowal sie praca i graniem na telefonie. Przestaliśmy rozmawiać na trudne tematy. Oddalilismy sie od siebie. Coraz czesciej myślałam o Z. Napisalam do niego po którejś klotni z mężem . Nie spodziewalam się zbyt wiele bo ostatnim razem mnie splawil. Moze napisalam do niego po to by sie przekonac ze nie chce mnie znać , przestac o nim myśleć i zacząć żyć normalnie... Na szczęście lub nie odpisal... Na początku tylko rozmawialiśmy, nadrabialiśmy zaległości i uzupełnialiśmy informacje o sobie, później byly tematy bardziej osobiste, żaliłam sie ze swoich problemów a Z okazywał wiele zrozumienia, słuchał, radził i coraz bardziej zbliżaliśmy sie do siebie. Długo sie bronilam przed uczuciem ktore wrocilo. Nie kontaktowaliśmy się w sumie 6 lat (poza tymi kilkoma smsami gdzies w trakcie). Teraz byłam juz dorosła kobieta, nie dzieckiem a mimo to uczucia zostały te same. Przez tyle lat kochałam. Na początku, zapytal czy kiedys sie z nim spotkam na kawę , wysmialam go... Mijały dni, tygodnie, miesiące a ja przestałam przejmować sie mężem, jego brakiem czasu, zaczelam traktować go tak samo. Tylko ze ja uciekałam w relacje z innym facetem. Spotkaliśmy sie ok półtora roku później. Spędziliśmy cudowny czas. Ale nie przekroczyłam pewnej granicy chociaż Z bardzo na mnie działa i od zawsze chciałam byc z nim blisko. Ale nie mogłam wtedy zdradzić męża. Zawsze brzydziłam sie zdrada i bylam pewna ze ja nigdy sie tego nie dopuszczę. Bo pocałunki to chyba jeszcze nie zdrada... Mimo wszystko czułam sie cudownie w jego towarzystwie. W koncu przyznałam przed nim i przed sobą ze nadal go kocham. W sumie spotkaliśmy sie do tej pory 4 razy. Dwa ostatnie spotkania były nietypowe bo... Zaszlam w ciążę. Z mężem. Mamy cudowne dziecko ale nadal myślę o Z i caly czas pozostajemy w kontakcie planując kolejne spotkanie. Byłam pewna ze ta ciaza, ktora po takim czasie byla zupełnym zaskoczeniem, zakończy to co jest miedzy mna i Z. Ale to uczucie przetrwało, chociaż oboje byliśmy w szoku ze udalo nam sie to przeskoczyć. Dla mnie to wszystko nie jest zabawa. Ale gubie sie w tych uczuciach. Dodam ze Z wiąże ze mna swoja przyszłość. Mimo ze nadal jest z żoną wiem, ze wystarczyło by jedno moje slowo i organizuje mieszkanie dla nas i mojego dziecka ktore zupełnie akceptuje. Postanowilam opisac to wszystko bo chciala by wiedziec jaki jest punkt widzenia innych osob, jak to wygląda z boku. Czy to miłość czy uzależnienie?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.