Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

MartaKa

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez MartaKa

  1. Witam, Zostałam porzucona przez mojego męża, z którym łączyła mnie ostatnimi czasy trudna i toksyczna relacja. Mój mąż od zawsze nie lubił swojej pracy i był w niej niekompetentny. Nie zdecydował się jednak na zmianę lecz na "wypalenie zawodowe". Dlaczego mówię, że się zdecydował? Ponieważ jego psychiatra nie stwierdził ani depresji ani wypalenia. Dopiero któryś z kolei lekarz wystawił odpowiednie zwolnienie lekarskie (lekarz, który dosłownie zasypiał podczas sesji). A wszystko po to, żeby dostać odprawę i móc zarejestrować się w urzędzie pracy i dostawać zasiłek. Jako żona wspierałam go i próbowałam zrozumieć dlaczego tak zrobił. Wiem, że atmosfera w pracy była ciężka i on rzeczywiście nie pasował do swojej roli. Mimo wsparcia nie popieram takich działań jak wykorzystanie systemu dla własnych korzyści. Teraz, gdy mąż jest na bezrobotnym, nie myśli o podjęciu żadnej pracy. Myślał o założeniu własnej firmy, ale gdy uświadomił sobie, że to praca 24/h, weekendy, duży wkład psychiczny, to się wycofuje. Przez to tracę do niego szacunek, staję się nerwowa, zaczynam mu ubliżać. Wykrzykuję, że niszczy sobie życie (ma już 40 lat). Nie potrafię patrzeć na to co robi ze swoim życiem no i z moim, bo przecież je dzielimy. Druga rzecz, mąż dużo wychodzi, pije codziennie chociaż dwa piwa lub wino, prawie od zawsze. Jego ojciec jest alkoholikiem i wszystko na to wskazuje, że i on ma te predyspozycje. Do tego pali marihuanę i cierpi na bezsenność. Jest uzależniony od matki i siostry. Matka podejmowała za niego wszystkie decyzje, nie karciła go, głaskała. Jest nadopiekuńcza i kocha za mocno. Jest jednak mądrą i ciepłą kobietą, z którą mam dobre relacje. Ojciec alkoholik, na każdym kroku demotywujący i poniżający o naturze narcystycznej. Jego koledzy są ważniejsi ode mnie. A ma ich bardzo dużo. Łatwo mu wchodzić w relacje, jest duszą towarzystwa. Pomocny, otwarty, empatyczny. Wychodził od zawsze i ciągle wychodzi do baru z grupką 40 letnich kawalerów. Praktycznie co wieczór, jednak od jakiegoś roku jeszcze częściej. Na nic zdają się moje prośby, żeby został w domu, lub żebyśmy poszli na spacer/rower, cokolwiek. To boli. Jestem ignorowana i tracę cierpliwość. Mój mąż mówi, że wychodzi właśnie dlatego, że mnie już nie może znieść. Więc to moja wina. Tak też się czuję. Wybucham, krzyczę i tym go odsuawam coraz bardziej i bardziej. Mąż zarzuca mi, że nie lubię jego kolegów, że nie chce nic robić tylko siedzieć w domu, że nie chciałam zmienić mieszkania na większe i teraz musimy się kisić razem małym podczas mojej pracy zdalnej (bo wirus). Pragnie mieć dziecko, ale kiedy powiedziałam, że musi mieć pracę i przestać wychodzić pić to zdecydował, że w takim razie on nie chce ze mną zakładać rodziny. Fakt faktem, powiedziałam mu to dość ostro, krzycząc i ubliżając. Tak bardzo czuję się winna. Myślę, że jestem też tak jak on niedojrzała i uzależniam swoje dobro i szczęście od niego. Mam wybuchy agresji i czepiam się wszystkiego. Jest w tym trochę prawdy, że narzekam, nie lubię ludzi. Co ze mną nie tak? Czuję się odpowiedzialna za rozpad naszej związku. Że im bardziej traciłam cierpliwość i szacunek do niego, tym bardziej on się oddalam i popadał w swoje problemy. A potrafi kochać i jest wspaniałym człowiekiem. Demony go zjadły i się poddał. Teraz zrezygnował z nas.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.