Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

agnieszkaac9@gmail.com

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

agnieszkaac9@gmail.com's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Dzień dobry, Mam na imię Agnieszka. Mam 26 lat. Od roku pracuję na Uczelni. Lubię miejsce swojej pracy ale zakresu obowiązków nie lubię kompletnie, ponieważ ma ona związek z przedmiotem który przez cały okres nauki sprawiał mi problem-matematyką. Co za tym idzie, nie spełniam się zawodowo, nie lubię tego co robię. Do tego dochodzi poczucie zmarnowania 5-ciu lat studiowania filologii angielskiej. Po ukończeniu studiów magisterskich, chciałam zamieszkać z obecnym chłopakiem w Warszawie. Jednak on nie chciał mieszkać w kawalerce. Wolał kupić mieszkanie. Za porozumieniem, z racji, że ja doszłam do niego do Warszawy później, gdzie on już miał pracę i stancję, a ja prace dostałam później w bardziej odległej dzielnicy, zdecydowaliśmy, że na razie ( to miało być do wiosny) będziemy mieszkać osobno, tak żeby każde z nas miało blisko do pracy, a na wiosnę kiedy znajdziemy mieszkanie (braliśmy pod uwagę mieszkanie w okolicach jego pracy) ja znajdę pracę w okolicach jego obecnej pracy i razem zamieszkamy. Jednak czas mijał i mijał. Ja wynajęłam sobie byle pokój na tak zwane „przeczekanie” a mieszkania nie udało się znaleźć i do kawalerki chłopak również nadal nie chciał dać się namówić. Czas oczekiwania zaczął mnie drażnić, ponieważ straciłam poczucie stabilności, nie wiedziałam czy będzie coś z tego wspólnego mieszkania czy nie, czy mam szukać pracy w jego okolicach czy nie. Wiedział, że do wakacji muszę podjąć decyzję odnośnie pracy, ponieważ w obecnej zobowiązałam się dać znać czy będę jeszcze pracować po wakacjach czy nie, ponieważ jeśli nie decydowałam się na przedłużenie umowy, od września miał przyjść do przeszkolenia ktoś na moje miejsce. Mój obecny chłopak jest człowiekiem bardzo troskliwym i opiekuńczym. Zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Wiem, że darzy mnie mocnym uczuciem. Często prawi mi komplementy. Jednak jak każdy człowiek ma też swoje wady. Jest zaborczy, uparty i porywczy. Nie potrafi nie uzewnętrzniać swoich emocji nawet przebywając w otoczeniu innych osób. Zanim się z nim związałam, zakończyłam 5-cio letni związek z chłopakiem który był moją ogromną miłością. Dla tej miłości, żyjąc z nadzieją, że chłopak się „uspokoi” ( był dwa lata ode mnie starszy) przez długi czas pozwalałam się upokarzać. Oboje pochodzimy z pobliskich wsi. On zdradzał mnie z każdą możliwą chętną dziewczyną. Jest przystojny i ma ogromne powodzenie u kobiet, co widocznie w momencie znudzenia się mną, zaczął mocno wykorzystywać. Oczywiście wszystkim kłamstwom i zdradom o których doskonale wiedziałam, bo na wsi nie da się za dużo ukryć, zaprzeczał. Nie chciał ani zaprzestać swoich wybryków ale i zerwać ze mną też nie chciał. Koniec końców rozeszliśmy się, choć w bardzo nieprzyjemnej atmosferze. W każdym bądź razie, doświadczyłam silnego upokorzenia w oczach rówieśników, zwłaszcza dziewczyn które mnie znały i wiedziały co „mój chłopak” wyrabiał. Niestety będąc w obecnym związku również zdarzyło się parę sytuacji w których poczułam się upokorzona i zdeprymowana. Na początku starałam się to zachować dla siebie i nie ujawniać, że poczułam się skrzywdzona przez zachowanie partnera ale w pewnym momencie nie dałam rady. Nazbierało się we mnie za dużo żalu. Odnoszę wrażenie, że mój obecny chłopak chciałby mnie „posiąść” w całości dla siebie, zamknąć w złotej klatce, mieć za misia do przytulania, który nic nie musi robić oprócz czekania na niego i przytulania. Ja mam jednak naturę osoby która lubi wykazać się niezależnością ale jeśli potrzeba potrafi też poprosić o pomoc. Jednak najpierw zawsze dążę do tego żeby sama sobie z czymś poradzić. Lubię spędzać czas aktywnie. Po 8 godzinach pracy siedzącej potrzebuje zużyć energię, czy to wyjść na długi spacer czy pójść na siłownie jeśli jestem w mieście. Zrobić coś w domu w ogrodzie. Mój chłopak z kolei kiedy wróci z pracy lubi się zdrzemnąć i często skazuje mnie na to, że mam przy nim być bo on chce mieć mnie blisko nawet kiedy śpi a jeśli się sprzeciwiam, często kończy się to jego kaprysami. On pracuje w zawodzie, a do tego realizuje się w weekendy jeśli chodzi o jego pasje. Dlatego często weekendy spędzałam samotnie lub czekając na niego. Ta samotność w pewnym momencie zaczęła mi przeszkadzać. Było mi smutno. Całymi dniami nie miałam się do kogo odezwać bo czekałam na niego a w okolicach nie miałam nikogo z kim mogłabym się spotkać. Kiedy zaczęłam jeździć do rodziców na weekendy żeby nie być samą, ponownie usłyszałam, że jestem samolubem i wole być z rodzicami niż z nim. Pojawiały się we mnie wtedy wyrzuty sumienia, że on ma rację. W końcu jesteśmy parą. Powinniśmy być razem albo tu albo tu. Byłam w stanie zrozumieć jego złość. W pewnym momencie popadliśmy w rutynę. Zauważyłam, że nasze wspólne spędzanie czasu ograniczone było do wspólnego leżenia przed telewizorem i jego komunikowaniem, że ma ochotę na seks, na co zazwyczaj się godziłam, chociaż i nie zawsze miałam na to do końca ochotę. W końcu jego zaborczość, chęć wyręczania mnie we wszystkim, wieczne czekanie na niego, rutyna która jemu raczej odpowiadała bo dostawał to co chciał, sprawiła, że zaczęłam się w tym wszystkim dusić. Do tego doszedł ten przebrany już żal za sytuacje w których czułam się upokorzona. Pojawiła się we mnie jakaś bariera. Potrzebowałam odsunąć go trochę od siebie, żeby móc odetchnąć. Oczywiście on to zauważył, przede wszystkim w tym, że zrobiłam się inna, że wydaje mu się że mi mniej zależy, że nie chce się kochać….Kiedy chciałam mu wytłumaczyć, że ja nie mogę tak żyć, wiecznie siedzieć w pokoju i na niego czekać, tylko mam potrzebę robić coś pożytecznego, chociażby pomagać rodzicom na wsi, on uznał, że jestem samolubna. Nawet w kwestii seksu, wypomniał mi kiedyś, że jestem samolubna bo robimy to tylko wtedy kiedy ja mam na to ochotę a nie zważam na jego potrzeby… Ja zawsze staram się go wspierać. W jego dążeniu do samorealizacji. W jego pasjach. Gra w zespole, co często wiążę się z tym, że weekendy ma zajęte, ale kocham go i jestem na to wyrozumiała bo wiem, że to jego pasja i uwielbia to robić. Ja natomiast, do tej pory nie odnalazłam nawet pracy która będzie mi sprawiać chociaż w najmniejszym stopniu satysfakcję. Również pasjonuje się śpiewem, w związku z czym spotykam się z chórem gdzie mogę chociaż raz w tygodniu spędzić czas na tym co bardzo lubię robić. Jednak moje pasje dla mojego chłopaka są mniej ważne. I poświęcanie naszego wspólnego czasu na moje wyjście abym mogła przez moment również porobić to co sprawia mi przyjemność, jest dla niego problemem, gdzie ja nigdy bym mu tego nie zarzuciła. Często czuje, że on ma wszystko. Ma pracę w zawodzie, realizuje swoje pasje, ma mnie i ja staram się być przy nim i we wszystkim go wspierać. Natomiast ja, nie mam nic. W momencie kiedy ja kończyłam studia, on zdążył ułożyć sobie swoje życie zawodowe i rekreacyjne. Ja szukałam wszystkiego na szybko aby po prostu jakoś żyć. Zarabiać i być z nim. Jednak nie odnalazłam jeszcze swojej ścieżki zawodowej, moje chęci realizacji swoich pasji wydają się być dla mojego partnera gorsze, czuje się przez niego przytłoczona bo on nie chce mi dać żyć zgodnie ze swoją naturą co często na mnie wymusza obrażając się. On ma silną osobowość. Ja chociaż też nie mam łatwego charakteru już od dłuższego czasu czuje się przegrana. Jego małe uwagi odnośnie mojej osoby lub tego co powiedziałam są dla mnie dotkliwe na nienormalnie dużą skalę. Jestem w ruinie emocjonalnej co chciałam mu ostatnio wytłumaczyć. Jednak on nie rozumie, że po tych wszystkich upokorzeniach na które w sumie sama się skazałam jeszcze w poprzednim związku i które choć nie tak liczne spotkały mnie w związku z nim, nawet najmniejsza sprzeczka wpędza mnie w nieufność, niepewność i lęk. On wtedy twierdzi, że ja porównuje go do byłego partnera i nie dostrzegam tego, że on chce dla mnie zrobić wszystko, A tym wszystkim, mnie aż przytłacza. Jednak on nie pozwala sobie tego wytłumaczyć a i ja już nie mam siły chociaż też go bardzo kocham i czuje się okropnie przedstawiając go z tej strony, bo on ma naprawdę także dużo zalet.. Pozwalam sobie być zdominowaną. Nie mam już siły. Choćbym dostawałam na każdym kroku miłe słowo odnośnie mojego wyglądu zewnętrznego, nigdy nie uznam tego za prawdę. Po prostu postrzegam siebie jako osobę bardzo nieatrakcyjną. Moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. Często czuje się jakbym wpadała w depresje, chce mi się płakać, męczą mnie bóle brzucha i nie mogę spać. Ciągnie mnie do używek. Nie potrafię zbudować nic swojego. Kiedy jestem w takim potrzasku w jakim znajduje się teraz, odnośnie mojego związku i świadomości, że niczego w życiu nie osiągnęłam mam bardzo złe myśli. Jedyne co mnie trzyma to to, że bardzo kocham swoją rodzinę i wiem, że sprawiłabym im ogromne cierpienie. Poza tym jestem osobą głęboko wierzącą a robienie zamachu na własne życie jest ogromnym grzechem. Nie daje sobie już rady sama ze sobą. Nie wiem w którym miejscu popełniam błąd. Powoli zaczynam tracić kontrolę nad swoimi emocjami. Mój partner mnie nie rozumie, a i ja nie mam siły już mu dłużej się tłumaczyć. Chciałabym ratować związek, ale wydaje mi się, że aby uratować coś co tworzy dwoje ludzi, najpierw musze ogarnąć samą siebie ale nie wiem jak. Mam poczucie winy. Nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem. Może ktoś z zewnątrz czytając moją historię zechce wskazać mi jakąś drogę, da mi jakieś wskazówki, żebym mogła wyjść z tego dołu i wyprostować swoje ścieżki...Wydaje mi się, że jestem osobą bardzo rozsądną i świadomą i do tej pory starałam się szukać jakichś pozytywnych bodźców, ale teraz już sama ze sobą sobie nie radzę…a przy tym jak widać krzywdzę jeszcze innych….
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.