Coraz częściej mam wrażenie, że wszystkiego zapominam, że cofam się w rozwoju. Nie potrafię się niczego nowego nauczyć. Nie pamiętam imion, twarzy, nie umiem zmusić swojego mózgu do pracy innej niż mechaniczne powtarzanie czynności.
Unikam ludzi. Najchętniej zamieszkałabym w jaskini, żeby nie mieć z nikim kontaktu. Wcześniej prowadziłam bardzo otwarty dom, często miałam gości, teraz nie mogę na nich patrzeć i wyszukuję w nich wady. Chłopak mi się oświadczył w lipcu. Nie ucieszyło mnie to ani odrobinkę i czuję presję (której nie ma) żeby wyjść za niego za mąż. Po prostu czuję że tego się ode mnie oczekuje, znajomi dają mi i to poznać. A chłopak mi się oświadczył, bo chce jak najszybciej założyć rodzinę. Tutaj też nie jestem pewna czy ja tego chcę. Nie widzę siebie w roli matki, zwłaszcza teraz, gdy nienawidzę ludzi.
Mam wrażenie że zatracam podstawowe umiejętności, tak zawodowe jak i hobby. Ja zresztą nie mam już żadnego hobby, bo boję się/jestem niechętna do podejmowania wszelkiej aktywności. Nie wiem jak mam to wytłumaczyć znajomym, że nic nie robię. Nie interesuje mnie, co się u nich dzieje, nie umiem podtrzymać z nimi rozmowy, choć wszyscy znają mnie jako empatyczną ekstrawertyczkę. Powoli czuję, że nie mam o co walczyć.
Przesadnie skupiam się na dbaniu o wygląd, bo to jedyne, co daje mi nadzieje, że później może być lepiej. Przestałam nawet sprzątać dom. Nie mogę na niego patrzeć, odkąd pandemia zamknęła mnie w domu. Czuję że jestem do niczego, nie potrafię wyrwać się z marazmu. Reaguję nienawiścią na wszystkich ludzi, chcących nawiązać ze mną kontakt, a sama czuję że jestem gównem. Że skończyłam byle jakie studia, z przeciętnymi umiejętnościami, że mam przeciętną pracę i nic poza obowiązkami mnie w życiu nie spotka. Nie mam o co walczyć. Dbam o wygląd dla utrzymania fasady, nie widzę sensu w dalszym rozwoju, nie widzę sensu w znajomościach z kimkolwiek. Mam 28 lat. Nie będę już sławna i bogata. Prochu też już nie wymyślę.
Poszłam już do dwóch psychologów stacjonarnie. Ale oboje zaczęli drążyć tematy nieistotne, niezwiązane z tym, dlaczego się źle czuję, jakieś wątki poboczne, które zwykle rozumieli inaczej, niż ja chciałam to przekazać. Nie stać mnie, żeby próbować prywatnej wizyty po raz kolejny. Dodatkowo mając takie problemy z koncentracją i skupieniem na tym, co mówię, poddaję im się i daję sobie narzucić styl rozmowy i poruszane tematy. Tutaj łatwiej mi zebrać myśli. Poproszę o jakąkolwiek odpowiedź, pomoc, poradę, nawet miłe słowo....