Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Blejd

Użytkownik
  • Zawartość

    9
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Blejd

  1. Cześć, Piszę to jako osoba, która odczuwała podobnie w Twoim wieku. Generalnie psycholog i/lub psychoterapeuta pomoże rozpracować źródło problemów i opracować strategie działania mające na celu poprawę w myśleniu i tym samym jakości życia. Wiele razy próbowałem "uzdrowić" samego siebie, ale w dobie Internetu i kolorowych, przypadkowych książek psychologicznych* można sobie mocno namieszać w głowie. W pewnym momencie nabrałem więcej luzu i dystansu do siebie i życia, ale bardzo dużo czasu mi to zajęło i niewykluczone, że mógłbym to dużo szybciej i lepiej zrobić, gdybym wcześniej skorzystał z profesjonalnej pomocy. Można wiele rzeczy tu napisać, ale jako już 32 latek powiem Ci jedno - nie warto się bronić przed tego typu pomocą... wiem to z perspektywy czasu. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało typowo moralizująco, ale możesz zadać sobie pytanie - "czy chcesz, żeby było tak już zawsze?" * Czytałem popularną książkę "Jak mniej myśleć. Dla analizujących bez końca i wysoko wrażliwych" autorstwa Petitcollin Christel. Moja była terapeutka znała tę pozycję i stwierdziła, że to książka-pułapka :P.
  2. Jaki jest Twój główny powód wypalenia? Ja mam szefa, który jest bardzo czepialski, nikomu nie ufa i także, delikatnie mówiąc, jest oderwany od rzeczywistości (70 lat na karku i nie zamierza ustąpić). Wpędza mnie to skutecznie w wypalenie lub coś pochodnego Moja terapeutka poleciła mi, żebym wypisywał sobie codzienne sukcesy, nawet te banalne I żebym wyraźnie rozróżniał zamartwianie się na zapas od celowych przygotowań, tzn. przygotowywać się na to, co jest realne a nie zamartwianie się rzeczami, które mogą nigdy nie nastąpić Sam temat wypalenia jest ciekawy, bo jeszcze 20 lat temu jak ktoś by powiedział, że ma wypalenie zawodowe, to by dostał odpowiedź "taa, wypalenie? pracować się już nie chce!". Teraz debata jest dużo poważniejsza i rzeczowa, bo i problem realny.
  3. Dzień dobry, Zmagam się z bardzo podobnym problemem, w razie czego odsyłam do swojego tematu: Nie mogę się odnaleźć w żadnej pracy - Niełatwe przejścia - Psycholog online OCALSIEBIE, przez internet, Skype Skoro jednak chcesz skutecznie działać to niekoniecznie oznacza to, że musisz być leniem. Podobno wszystko jest kwestią motywacji, nastawienia i osobistych predyspozycji. Może być tak, że obecna praca rozmija się mocno z Twoimi potrzebami i teraz po latach to szczególnie odczuwasz. Z drugiej strony możesz mieć różnego rodzaju mentalne blokady i wadliwe mechanizmy obronne (jak w moim przypadku), które skutecznie przeszkadzają w pracy ogólnie. Problem nie jest na pewno byle jaki, po sobie wiem. Byłem kiedyś u psychiatry, który mi przepisał psychotropy na depresję i zaburzenia lękowe uogólnione (trochę jakby dystymia?). Zdecydowanie mi pomogły na jakiś czas i też Tobie mogę polecić wizytę u psychiatry na pierwszy rzut. Wiele osób powie, że farmakoterapię najlepiej łączyć z psychoterapią w celu maksymalizacji efektów (ale oczywiście łączenie tych dwóch opcji robi się kosztowne, jeżeli za wszystko płacimy z własnej kieszeni). Jeśli chodzi o psychologa to się nie wypowiem (ok, byłem swego czasu na 2 wizytach na Fundusz, ale to zupełnie do mnie nie przemawiało), wolałem od razu pójść do psychiatry. Niedawno przez 3 miesiące chodziłem na psychoterapię poznawczo-behawioralną, która pomogła mi odnaleźć źródło moich problemów i nieco poukładać w głowie. W dalszym ciągu jednak wiele pracy przede mną...
  4. Ja mogę coś od siebie napisać, bo miałem podobne odczucia i przeżycia ok. 20-tki. Takie objawy jak trudności ze snem i byciem zmęczonym w ciągu dnia, obniżona samoocena i bycie niemalże cały czas smutnym, mogą wskazywać na depresję. Zaznaczam, że nie jestem psychologiem, tylko porównuję to do własnych doświadczeń - w Pana przypadku może być ostatecznie inaczej. Pomógł mi tu psychiatra, który przepisał antydepresanty. Zaczęły działać po ok. 2 tygodniach, co objawiło się stopniową poprawą nastroju - dla mnie to była jak trampolina do dokonania pewnych zmian w życiu i myśleniu. Wiele razy słyszałem, że tabletki pomagają tylko na krótki czas, tzn. jeżeli nie wyeliminujesz źródła problemu i odstawisz tabletki, to prawdopodobnie objawy depresji powrócą. Myślę, że tak może być, ponieważ po paru latach znowu potrzebowałem tabletek, żeby wyjść z kryzysu, w tym przypadku głębokiego zawodu miłosnego. Być może w tym okresie powinienem był podjąć terapię, ale cały czas się przed tym broniłem, bo myślałem, że mogłoby to być źle odebrane przez wiele osób... Dziś wiem, że tym bronieniem się działałem głównie na własną niekorzyść. Sam po ok. 10 latach wiem, że nie wszystkie źródła problemów mam przerobione. Podjąłem więc terapię w nurcie poznawczo-behawioralnym - tym razem, żeby rozwiązać problemy, które materializują mi się w pracy zawodowej.
  5. Zupełnie jakbym czytał swoją historię do czasów liceum Bardzo dobrze wiem, co czujesz. Ja sam jako jednostka wrażliwa i wyróżniająca się swoim zachowaniem nie miałem łatwo w czasach typowo szkolnych. Być może dlatego, że w tym wieku większość dzieci i młodzieży dąży do przebywania w większych grupach i chce się do nich upodobnić. Trudno jest przy tym im zaakceptować "innych", mimo że takie osoby są najczęściej nieszkodliwe. Mam wrażenie, że to są typowo "jaskiniowe" zachowania. Jak do tego podchodzą Twoi rodzice? Moja mama, nie widząc na własne oczy, z czym się zmagam poza domem uznała, że ja sobie wyolbrzymiam problemy ("bo ciągle siedzisz w domu i zaczynasz już sobie wymyślać"). Zresztą wszystkiego jej nie mówiłem, bo jeszcze ona by mnie uznała za dziwaka i z tego powodu utrudniała życie... W końcu wziąłem sprawy w swoje ręce i pod koniec liceum poszedłem do psychiatry, który stwierdził u mnie depresję i zaburzenia lękowe uogólnione. Najwyraźniej była to konsekwencja lat złych doświadczeń z otoczeniem... Powiem, że dużo czasu zajęło mi nabranie dystansu do siebie i nie brania wszystkiego na poważnie. Myślę, że część osób na starcie ma lepiej rozwinięte umiejętności społeczne i niejako te cechy nabywa naturalnie. Inni muszą to nadrabiać swoją inteligencją i doświadczeniem. Jak wspomniałem, zajęło mi to dużo czasu i zaczęło to wychodzić mniej więcej odkąd podjąłem studia. Teraz w wieku dorosłym podjąłem terapię poznawczo-behawioralną, żeby przepracować między innymi ten problem. Zobaczymy co z tego wyjdzie...
  6. Zauważyłem, że Twój wątek jest podobny do mojego, w razie czego odsyłam do mojego: Sam mam podobną sytuację i wrażenie, że rynek pracy w Polsce, mimo że coraz chętniej przyjmuje standardy zachodnie, jest w dalszym ciągu "dziki". Objawia się to tym, że ludzie będący na wyższych stanowiskach pastwią się nad swoimi podwładnymi (bo się boją o własną d***), a pracownicy zaciskają zęby i wmawiają sobie, że "teraz to już wszędzie tak jest". Współpracownicy często też wyładowują swoją frustrację czy niedostatki charakteru na innych współpracownikach... i tym samym ludzie zamiast wzajemnie sobie pomagać to jeszcze bardziej rzucają sobie kłody pod nogi. Człowiek chce zarabiać przyzwoite pieniądze, mieć dobrą atmosferę i móc normalnie wyrabiać się w ramach swojego etatu... wydaje się, że to nie są jakieś wygórowane wymagania, ale czekaj.... "to pokolenie jest takie roszczeniowe!", krzyczą Baby Boomerzy… zapominając o tym, że ludzie się zmieniają, są teraz inne realia i inne problemy z tym związane. Podjąłem terapię w nurcie poznawczo-behawioralnym (za wskazówkę bardzo dziękuję Pani psycholog, która odpowiedziała na mój wątek). Podczas tej terapii zamierzam siebie nieco "wyprostować", a terapeutka ma mi pomóc doradzić, jakich prac powinienem szukać. Terapeutka uznała, że mimo moich niedostatków charakteru (tak to nazwijmy w dużym skrócie), to i tak miałem pecha na początku i zerowe rozeznanie, w jakiej pracy mogę być dobry, co podkopało moją wiarę we własne kompetencje. Może warto, żebyś i Ty podjął chociaż próbę takiej terapii? Rynek pracy w Polsce nie należy do najlepszych możliwych, ale myślę, że warto popracować nad sobą, żeby lepiej sobie radzić w trudniejszych sytuacjach. Na to ja przynajmniej liczę podczas swojej terapii...
  7. Niestety nie dostałem żadnej. Może gdybym pisał o bardziej banalnym problemie to chętniej by ktoś odpisał...
  8. Dzień dobry wszystkim Forumowiczom, Chciałbym przedstawić swój problem, który szczególnie mi się materializuje w miejscu pracy... W zasadzie w prawie każdym miejscu pracy, w którym pracowałem. Zacznę może od siebie. Jestem świeżo po 30-tce, mam żonę i od niedawna dziecko. Odkąd pamiętam, to zawsze byłem "inny" jeśli chodzi o kontakty towarzyskie. Od najmłodszych lat byłem uznawany za dziwnego czy wręcz głupiego, choć uczyłem się bardzo dobrze. Moje relacje z rówieśnikami były trudne, bo mój sposób bycia i to, co mówiłem, jakoś nie przystawały do ogółu (nie licząc głupich wpadek logicznych w rozmowach). Nawet przy totalnej zmianie środowiska z gimnazjum do liceum nie poprawiło to mojej sytuacji, bo ciągle gdzieś na wierzch wychodziła moja "inność"... i chyba to, że pewne rzeczy miałem nie po kolei w głowie (ale nigdy nie byłem "emo" czy kimś w tym stylu, wyglądałem zupełnie normalnie)... liceum gorzej wspominam jak gimnazjum. Pod koniec liceum postanowiłem pójść do psychiatry, który mi przepisał psychotropy, bo miałem objawy depresji i zaburzeń lękowych uogólnionych. Dopiero zmiana z liceum na studia dała mi odczuwalną zmianę i względną normalność... Skąd to się wzięło? Być może od starszego brata, który czepiał się mnie o wszystko i dobitnie krytykował moje porażki... wiadomo, młodszy przecież musi być tym głupszym, a starszy mądrzejszym! Do dzisiaj twierdzę, że nikt mnie tak nie odarł z pewności siebie, jak mój własny brat. Niby sobie tam pomagamy w potrzebie (on mi więcej niż ja jemu), ale i tak wolę mieć dziś ze swoim bratem jak najmniej wspólnego. Na marginesie - w sprawach damsko-męskich też mi nie wychodziło przez bycie innym, spiętym itp. Miałem szczęście poznać swoją obecną żonę, z którą mamy wiele podobieństw. Na studiach (wieczorowych i potem zaocznych) miałem dobre, nawet bardzo dobre wyniki w nauce. Nigdy nie miałem żadnego warunku, zawsze pamiętałem o wszystkich ważnych terminach, a praca w grupach nie przysparzała większych problemów. Postanowiłem, że studia II st podejmę w systemie zaocznym i zacznę szukać pierwszej pracy (no bo przecież doświadczenie trzeba mieć oprócz studiów itd...) Po wysłanych 50 CV pierwszą pracę załatwił mi brat mówiąc, że u niego w firmie zwolniło się stanowisko - nie była to jakaś wymagająca i rozwojowa praca, więc nie miałem większych problemów z jej wykonywaniem. Oczywiście moje ambicje skłoniły mnie do szukania pracy bliżej zawodu (tzn. tematyki studiów)… no i się zaczęło skakanie z jednej firmy do drugiej. W dwóch firmach po miesiąc, w kolejnej 3 lata ze stażem, potem 2 razy po pół roku, teraz może w obecnej pracy utrzymam się 2 lata, choć jest dla mnie bardzo frustrująca... Na początku wydawało mi się, że to przez nawał zadań, brak szkolenia, wsparcia ze strony współpracowników, trafianie na złe stanowiska w złych firmach. Doszedłem jednak do wniosku, że mam rozmaite problemy, które szczególnie mi rzutują na życie zawodowe. Ciągle czegoś zapominam, wykonuję zadania mało dokładnie, nie raportuję innym o swoich działaniach, za mało pytam a za dużo próbuję działać samodzielnie (albo wręcz mnie trzeba za rączkę prowadzić), ciągle się boję o wpadkę. Jakoś to wszystko przychodzi mi z dużym wysiłkiem i trudem... a przecież niedawno byłem na studiach, na których mi szło niemalże śpiewająco. Obecnie trafiłem do pracy, gdzie obowiązki nieco rozminęły się z tym, co było w ogłoszeniu (duży nacisk na działanie w pierwszym froncie do klienta, o czym nie było do końca mowy), a szef starej daty, z którym się ciężko rozmawia i ma manię kontroli, tzn chce o wszystkim wiedzieć i o wszystkim decydować, choć nie ma on na to czasu. Z jednej strony czekam na jego decyzję czy rozmowę z nim, aby coś zrobić, po czym mnie obarcza winą, kiedy już jest za późno na działanie... a z drugiej strony, kiedy wezmę sprawy we własne ręce, bo na szefa przecież nie ma co liczyć, to potem on ma pretensje, że robię coś bez jego wiedzy za jego plecami. Autentycznie mnie to wprawia w depresję... Może i powinienem znowu zmienić pracę, ale rynek pracy jest przecież bezlitosny i nie toleruje job-hopperów. Byłem u doradcy zawodowego. Zrobił mi 2 testy, po którym wyszło, że mam typ osobowości ISFJ (chociaż w testach internetowych wychodzi mi prawie zawsze INFJ - jestem może gdzieś zawieszony pomiędzy?). Podobno najlepiej do mnie pasuje praca, może bardziej własna działalność, w której mam małe grono klientów, z którymi jestem w stałej współpracy. Wizyta u doradcy natomiast nie pozwoliła mi rozwiązać obecnych problemów. Powoli już dochodzę do wniosku, że mam zmarnowane życie, bo chciałem iść na informatykę (bo miałem zawsze dryg do komputerów) , ale przestraszyłem się matematyki i poszedłem na inny kierunek, co prawda również interesujący, ale jak się okazało - bez większych perspektyw. Do tego moje relacje z ludźmi - że nie lubię ludzi, bo albo są głupi, albo są psycho/socjopatami, którzy dorabiają się na cudzej krzywdzie, czy po prostu brakuje im samokrytyki itd... Pewnie by wyszło, że mam zespół Aspergera czy inne zaburzenie, bo jak wytłumaczyć moje problemy z ludźmi, odkąd sięgam pamięcią? Co powinienem począć? Wiem, że mój przypadek kwalifikuje się na terapię, ale gdy zobaczyłem, ile jest nurtów terapeutycznych i specjalizacji, to zgłupiałem... Bardzo proszę o doradzenie w tej kwestii. Pozdrawiam, Blejd
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.