Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

MartaIlo

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

MartaIlo's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Mam na imię Marta, mam 37lat. Nie potrafię poradzić sobie z zakończeniem związku. Jestem bardzo empatyczną osobą, z zawodu jestem pielęgniarką. Moi rodzice nie żyją od kilku lat. Mam brata, który założył rodzinę i nasze kontakty są okazjonalne-oboje przebywamy za granica, w innych krajach. Po przyjeździe do Irlandii byłam skupiona na pracy. Po dwóch latach od przyjazdu tutaj miałam nieprzyjemność poczuć na własnej skórze czym jest znajomość ze stalkerem, co bardzo zachwiało już i tak moja wątłą wiarę w ludzi. Przez rok dochodziłam do siebie aż odważyłam się na nową znajomość. Patryk nie zrobił na mnie dobrego"pierwszego wrażenia". Pomyślałam :imprezowicz i rozbawiony bawidamek,nie ma mowy. Jednak zaczął starać się tak bardzo, że pierwsze wrażenie zginęło przytłoczone zaletami. Elokwentny, przystojny, troskliwy,dusza towarzystwa, lubiany przez wszystkich- taki był mężczyzna, który po niekrótkim czasie zdobył moje serce. Pierwszy rok - niekończący się miodowy miesiąc. Wyrosły mi skrzydla. Zagrzewał do zmiany pracy, pomagał rozwiązywać problemy,brał na siebie wiele obowiązków,nauczył jeździć po lewej stronie drogi, cieszyliśmy się wspólnymi chwilami. Pierwszy zgrzyt...kiedy miałam zdanie inne niż jego przyjaciel... Sympatyk terapii spiskowych, płaskiej ziemi ,antyszczepionkowiec. Podczas dyskusji punktował mnie palcem i natarczywie wypowiadał swoje opinie -jedynie słuszne...pochylając się nade mną skuloną na krześle ze skrzyżowanymi ramionami obejmującymi przyciśnięte dla klatki piersiowej kolana...mój partner nie zareagował.Liczylam jedynie na to aby przerwał ta sytuację lub uspokoił kolegę. Kiedy mu powiedziałam jakie miałam oczekiwania wobec niego obruszył się, był zaskoczony,nie zamierzał interweniowac, to nie jego sprawa, żebym nie stawiała go w takiej sytuacji i kazała wybierać...a przecież kolega i tak przeprosił. Nigdy nie zmienił zdania w tej kwestii...po roku znajomości ,mieszkaliśmy już razem ale widmo tamtej sytuacji wciąż wisiało w powietrzu. Kolega stał się ofiarą, ja byłam agresorem, który nienawidzi ludzi. Mimo fantastycznych chwil razem tamten temat był drazliwy ale i tak było nam bardzo dobrze razem. Po pierwszych miodowych miesiącach wspólnego mieszkania zaczęły się malutkie,nieprzyjemne sytuację, które niknęły pośród reszty świetnych naszych dni ale z czasem ...kawa nie leżała tam gdzie trzeba, jeśli miałam jakiś problem i się nim z nim dzieliłam to zaczynal szukac winy we mnie. Wyjscia na imprezę były czasem relaksu... Dochodziły do tego mocne używki ,nie tylko alkohol. Był bardzo zawiedziony ,że nie chce się przyłączyć. Znowu postępowałam nie tak jakby sobie życzył. Zaczęłam być wychowywana jak wychowuje się dziecko, karcona i uczona co i jak mam robić w bardzo grzeczny i spokojny sposób, ale w tak prozaicznych rzeczach i ż taka częstotliwością ,że wkrótce mój nastrój i poczucie własnej wartości leżało na podłodze....bywały dni ,że nie wstawałam z łóżka gdy nie było go w domu. Przy znajomych moje wycofanie wyśmiewał i nazywał gniewem na cały swiat, nienawiścią do ludzi,obracał w żart. Jednocześnie znajomych w depresji był w stanie wspierać godzinnymi rozmowami przez telefon i odwiedzinami aby ich wesprzeć. Kiedy zachecona przez niego do zwierzenie się, powiedziałam, że czuje się źle i chyba przeżywam coś zbliżonego do depresji, był bardzo zaskoczony, zawiedziony, zdenerwowany..że przecież mam wszystko, że on się tak stara a mnie się żyć nie chce...były kolejne przyjęcia na których umilał sobie czas czymś mocniejszym, zapominając, że istnieje na ktoś taki jak jego kobieta. Jednocześnie dbał o dom i w zwykły dzień był fantastyczny i poukładany... W ostatnich miesiącach coraz mniej było między nami kontaktu. Wciąż snuł plany o kupnie domu, braniu wspólnego kredytu. Dbał o wycieczki i atrakcyjne spędzanie czasu razem ale czuło się ,że robi to z obowiązku. Coraz więcej czasu spędzał na fb, długich rozmowach ze znajomymi kolegami i koleżankami, już nie łapał za rękę podczas spaceru, był złośliwy i ironiczny...postanowiłam z nim porozmawiać i opowiedzieć jak się czuję...prosilam o więcej czułości i bliskości,o trochę czasu bez telefonu. Usłyszałam spokojny ton czlowieka,który mówi że jest znudzony,że ta relacja nie spełnia jego oczekiwań, że czuje się uwięziony,że tęskni za swoboda i imprezami na których będzie mógł robić czego dusza zapragnie i już nie chce mieć łańcucha na szyi. Potem podziękował że się odważyłam na tą rozmowę bo on nie miał odwagi a na jego twarzy malowała się niewyobrażalną ulga,swoboda i radość. Serce mi pękło. Mieszkamy razem. Tego samego dnia wyprowadził się do innej sypialni. Wkrótce się wyprowadzi z domu. Przez tydzień nie podjął żadnej rozmowy...ja miałam siły na oddychanie leżąc w ciemnościach w sypialni. Przynosi mi kawę,proponuje jedzenie...w międzyczasie ja wychodzę do pracy-musze. Po tygodniu rozmowa o tym co dalej. Znowu chciał zrzucić odpowiedzialność na mnie ...choć już miał przygotowany plan kiedy i gdzie się wyprowadza. Podzieliliśmy co trzeba...był troskliwy,chciał mnie przytulić,dziękował mi , mówił że był szczęśliwy...wydaje się ,że wcale go to nie smuci...mam przyjaciół, pomagają ale...nie umiem przestać płakać, praktycznie nie jem, w pracy dobrze że noszę maseczkę bo nie muszę udawać że się uśmiecham...poczucie straty jest paraliżujące i fizycznie bolesne
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.