Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

KasiaKol

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez KasiaKol

  1. Witam, chciałam zasięgnąć rady nt dalszego postępowania z partnerem, który ma niskie poczucie własnej wartości. Oboje mamy po 35 lat i jesteśmy razem 4 lata. On - gdy się poznaliśmy bez pracy, bez wykształcenia (nie skończył studiów z powodu fobii społecznej), źle o sobie myślący. Na początku bardzo o mnie zabiegał, z czasem zaczęły wkradać się jego "fochy" o to, że ja tego nie doceniam. Był u psychologa na kilku sesjach i stwierdził, że wiele jego zachowań z przeszłości było patologicznych. Np. to zabieganie o mnie ponad miarę - nie zdawał sobie z tego sprawy wtedy, ale postępował tak, bo czuł, że musi zasłużyć na moją uwagę, żebym uznała go za fajnego i żeby w konsekwencji on sam też mógł tak o sobie myśleć. Było między nami sporo kłótni o to, że nie jest tak idealnie jakbyśmy chcieli, on jest introwertykiem, praktycznie nie da się z nim porozmawiać o życiowych problemach tak, żeby to się nie skończyło jakąś napiętą atmosferą, kłótnią; zafascynował mnie na początku sobą, a potem zaczęły wychodzić ciemne strony jego charakteru. Odbiera wszystko bardzo personalnie i gdy mówię, że coś mi się nie podoba, coś chciałabym zmienić, to dla niego jest to potwierdzenie tego jaki jest beznadziejny - skutkuje to negatywną postawą w rozmowie i kończy się kłótnią, w której on często używa sarkazmu, odwraca kota ogonem tylko po to, żeby odwrócić uwagę od zasadniczego tematu, od którego zaczęłam. Nie wiem już jak z nim rozmawiać. Ja nigdy nie miałam problemów z samooceną, zawsze dobrze o sobie myślałam, ale zauważyłam, że ten związek bardzo negatywnie na mnie wpłynął i obniżył poczucie wartości, godności. Chodzi głównie o to, że zarzucam sobie, że daję mu sobą tak "poniewierać". Mam tu na myśli to, że to ja zawsze podejmuję próbę rozmowy, a gdy się pokłócimy to głównie ja potem staram się wyciągnąć rękę, bo on potrafi w takim stanie obrazy wytrwać bardzo długo, a ja nie. Potem patrzę na siebie i mam do siebie żal, że po raz kolejny płaszczyłam się przed nim i "błagałam" o rozmowę. Czasami mam poczucie, że to on powinien przeprosić, a ja to robię, żeby go tylko udobruchać. Czuję, że zasługuję na więcej z jego strony, bo wysłałam go na studia, żeby m u pomóc, aktualnie to ja opłacam wszystkie rachunki i że krzywdzi mnie, gdy nie chce rozmawiać, wyznacza mi jakieś godziny na rozmowy, a potem i tak ma postawę na nie, obraża się, gdy go skrytykuję i przeciąga ciche dni. Reasumując: z osoby spełnionej życiowo sama stałam się zakompleksiona, przytłoczona, zmęczona i upokorzona. On też ma mnóstwo swoich problemów, myśli o sobie źle, że mnie zawodzi itp. Proszę o radę co można zrobić w takiej relacji? Czy w ogóle się da. To nie jest zły człowiek, potrafi być naprawdę miło między nami, ale gdy są jakieś problemy, ja mam jakieś uwagi, mówię o swoich potrzebach, to wstępuje w niego jakiś diabeł i nie da się do niego w żaden sposób dotrzeć. Nic nie działa. Ani nakłanianie do rozmów - niechęć, ani ucieczka z domu - milczenie i żal, że to zrobiłam, ani groźba - oskarżanie, ze na niego "krzyczę", ani płacz - zamknięcie w sobie, ani zachęcanie do rozmów i cierpliwość - milczenie, bo myśli, że jak nic nie mówię, to jest ok.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.