Cześć,
mam 23 lata. Jestem osobą homoseksualną. Jestem dziewczyną, ale odkąd pamiętam ubieram się jak chłopak. Mam krótkie włosy, zachowanie też dość chłopięce. Żyje mi się całkiem dobrze. Wewnątrz siebie czuję, że jestem trochę uwięziona w tym ciele, ale jednak mimo wszystko nie jest mi z tym bardzo źle. Moi rodzice są alkoholikami. Po skończeniu szkoły średniej wyprowadziłam się z domu i utrzymuję się sama. Idzie mi to wręcz bardzo dobrze, bo jak na swój wiek zarabiam dużo - nie muszę sobie niczego odmawiać, mam nowy samochód, stać mnie na mieszkanie. Od 2,5 roku jestem w związku z dziewczyną. Nie jest to mój pierwszy związek. Prawdę mówiąc to nie narzekam na brak powodzenia u dziewczyn - śmiem twierdzić, że jest przeciwnie. Nawet dziewczyny podające się za heteroseksualne, często potajemnie chciały nawiązywać ze mną relacje na innym poziomie. Niemniej, poznałam dziewczynę. Jest dla mnie naprawdę kochana i ja również staram się taka być dla niej. Mieszkamy razem od ponad roku. Zdarzają się drobne kłótnie, ale uważam, że jest to coś normalnego. Kłócimy się o pierdoły i zwykle szybko się godzimy i wyjaśniamy spory. Rzadko kłócimy się kilka razy o to samo - zwykle jest to sprzeczka o niepościelone łóżko, które potem staram się już zawsze ścielić i tym podobne. Po prostu, różnice w nawykach, które da się wyrobić. Moi rodzice, co zabawne, nie wiedzieli, że jestem homo. Oczywiście pewnie się domyślali, ale nigdy nie byli na tyle odważni, aby zapytać mnie o to wprost. Ja też - znając ich poglądy - nie chciałam wychodzić z tym pierwsza. Z resztą, nigdy nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Dopiero teraz, gdy już się usamodzielniłam, dowiedzieli się o mojej orientacji. O dziwo, nie zrobili z tego żadnej dramy. Byłam zaskoczona ich reakcją. Na początku byli trochę zszokowani, ale mimo wszystko nie zrobili z tego problemu. Szybko się z tym oswoili i teraz w pełni to akceptują, choć w sumie nie gadamy o tym, ale wiem, że nic nie mają do mojej orientacji.
Inna sytuacja jest w domu mojej dziewczyny. Ona na co dzień studiuje w mieście oddalonym od jej miejsca zameldowania. Mieszkamy razem. Gdy zaczęła się epidemia i rząd postanowił zamknąć uczelnie, pojechała na jakiś czas do domu rodzinnego myśląc, że wróci za tydzień, maksymalnie dwa. Epidemia w Polsce się rozwinęła i jej rodzice niezbyt chcieli, aby wracała do miasta, w którym studiuje. Jej rodzice nie wiedzieli, że łączy nas głębsza relacja. Są zdecydowanie młodsi od moich rodziców i wcześniej wydawali się w miarę akceptować osoby homoseksualne. Może nie wyrażali ogromnego poparcia, ale raczej nic nie mieli do takich osób. Szczególnie, że całkiem lubili mnie, wiedząc, że jestem osobą homoseksualną. Moja dziewczyna postanowiła powiedzieć im, że jest ze mną w związku. Miała nadzieję, że przyjmą to w miarę dobrze. Niestety, ich reakcja była daleka od tej, którą przypuszczała. Rodzice mojej dziewczyny mocno się wściekli. Nakazali jej, aby zerwała ze mną jakikolwiek kontakt. Zastrzegli też, że nawet jeśli pandemia się skończy, to ona nie wróci już do mieszkania ze mną (jej rodzice póki co opłacają jej mieszkanie i koszty życia codziennego). Obie byłyśmy zszokowane i sądziłyśmy, że jej rodzice potrzebują czasu żeby ochłonąć. Niestety, od półtora miesiąca nic się nie zmienia. Sytuacja stała się już na tyle absurdalna, że jej rodzice stwierdzili, że jeśli zdecyduje się wrócić do mnie, to musi liczyć się z tym, że zostanie "wypisana z rodziny", a także, że ma nie przychodzić na ich pogrzeb, jeśli umrą. Moim zdaniem jest to totalna przesada. Opadają mi ręce. Jej rodzice są wykształceni, oboje pracują na szanowanych stanowiskach. Rozumiałam ich złość do pewnego stopnia, ale taki szantaż emocjonalny przechodzi ludzkie pojęcie. Moja dziewczyna jest dość silną osobą, bo totalnie nie przejmuje się opiniami osób postronnych, ale bierze do siebie słowa najbliższej rodziny lub moje.
Nie chce jej do niczego zmuszać, ale sytuacja jest dla mnie naprawdę patowa. Według mnie najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli się po prostu spakuje i wyjdzie. Jestem przekonana, że jej rodzice i tak w końcu się do niej odezwą, wbrew temu co teraz mówią. Ponadto, jestem w stanie utrzymać i siebie i ją, a nawet załatwić jej dobrze płatną pracę, dzięki której będzie miała wystarczająco środków na podstawowe potrzeby jak i zachcianki. Mimo tego, nie chcę zachowywać się jak jej rodzice i zmuszać ją do wyboru. Dobrze wiem, że ona naprawdę chce ze mną być i już nawet oznajmiła rodzicom, że wraca do mnie, ale oczywiście oni znowu zaczęli swój szantaż, który przekroczył wszelkie granice.
Nie mam do kogo się zwrócić, nie wiem co robić, jakie kroki podjąć. Mam już dość tej sytuacji, ale z drugiej strony nie chcę krzywdzić mojej dziewczyny i staram się zrozumieć to, że decyzja o ucieczce z domu nie jest dla niej łatwa - rodzice to rodzice. Nawet nie wiem jakie pytanie zadać na końcu tej historii... Jak wybrnąć z tego bagna? Czy mimo wszystko nakłaniać ją do tego, że ma natychmiast rzucić dom rodzinny?