Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

VaniKa

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

VaniKa's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Witam. Z gory przepraszam za brak polskich znakow, niestety mam tylko angielska klawiature, Chcialabym przedstawic tutaj swoj problem, z ktorym zagam sie od dluzszego czasu. Przez trzy lata bylam w bardzo pewnym, mozna tak to okreslic, zwiazku. Znalismy sie wiele lat, zdecydowalismy sie sprobowac i po trzech latach doszlismy do wniosku, ze nic nas nie laczy i nie zalezy nam na sobie tak jak kiedys. Jednak, nawet jesli brzmi to zdrowo by sie rozstac - ciezko bylo odpuscic. Przeprowadzilismy sie razem za granice i opanowal nas strach, bo zycie osobno nie bylo mozliwe. Ze wzgledu na to i na laczaca nas latami przyjazn zdecydowalismy sie, ze jestesmy w stanie mieszkac razem. Nie bylo latwo, ale osiagnelismy porozumienie i wciaz genialnie sobie radzimy z zaistniala sytuacja. Oczywiscie nadchodzi taki czas w zyciu, gdzie czlowiek chcialby ruszyc do przodu. Poznac kogos, zakochac sie. Tak sie stalo w moim przypadku. Kiedy poznalam G. (lat 33) moj swiat nabral kolorow. Wisielismy na telefonie godzinami poruszajac chyba kazdy mozliwy temat, zartow nie bylo konca. Tak jak w poprzednim zwiazku zwyczajnie brakowalo mi zainteresowania mojego partnera, kiedy czulam, ze staje sie niewidzialna, kiedy poznalam G. jak to na poczatku moglam sie i wygadac i pozartowac i zwyczajnie poznac kogos blizej. G. duzo mowil, byl niezwykle szarmancki i dowcipny, powoli z czasem zaczelam sie otwierac przed nim. Wykazywal sie ogromnym zainteresowaniem i poswieceniem. Kiedy wyznalam mu prawde o tym, ze wciaz mieszkam ze swoim bylym partnerem wykazal sie zrozumieniem, oczywiscie zadal wiele pytan, moje odpowiedzi jednak i zapewnienie, ze ten zwiazek zakonczyl sie dawno temu jak najbardziej mu wystarczyly. I wierzcie mi, przez pierwsze tygodnie bylam najszczesliwsza na swiecie. G. przyjezdzam do mnie by spedzic ze mna chociaz godzine, gotowal kolacje, wciaz byl niesamowicie zainteresowany. Wrecz wpatrzony we mnie jak w obrazek, zainteresowany wszystkim co dzieje sie w moim zyciu. Biegal za mna bardzo dlugo zanim chocby dalam sie pocalowac. Dopiero podczas mojej wizyty u niego pocalowalismy sie po raz pierwszy. Ja sama mam 32 lata, wiec jak na wczesna trzydziestke czekac pare tygodni na pocalunek, to byl dla nas obojga dosc spory wyczyn w dzisiejszych czasach szybkich randek. Jedno bylo pewne, mielismy niesamowita chemie. Wszystko zaczelo sie powoli ukladac w odpowiednim rytmie. Poruszalismy sie powoli i skutecznie a ja czulam sie niesamowicie szczesliwa. Moj byly partner i ja przeprowadzilismy rozmowe na ten temat, ze poznalam kogos, ze sa to dopiero wczesne etapy, ale z szacunku dla niego chcialam byc szczera. Jak wspominalam moja relacja z moim bylym partnerem jest bardzo jasna, nie ma miedzy nami zadnych uczuc jedynie przyjazn budowana latami. Mijaly tygodnie a mojego szczescia nie bylo konca. Wciaz dlugie rozmowy przez telefon, on przyjezdzal, nigdy na noc oczywiscie, to byla zasada w moim domu, ze mimo iz nie czujemy niczego wobec siebie, nie bylo by to zbyt przyjemne dla drugiej osoby by nagle zapraszac do siebie kogos na noc. Zasada ustalona w momencie decyzji o kontynuowaniu wspolnego mieszkania. Jednak nastal czas kiedy to ja pojechalam do G. z planem zostania na noc. Oczywiscie byl to nasz pierwszy raz i nie moglam sobie wyobrazic tego lepiej. Spedzilismy caly nastepny dzien razem i wtedy wlasnie zapytal czy zostane 'jego dziewczyna', ustalilismy, ze jestesmy ze soba na wylacznosc, bo tak naprawde dobrze nam razem i chcemy tylko siebie nawzajem. Przez kolejne tygodnie szczescia nie bylo konca. Az zaczela sie kwarantanna. Pamietam jak szczesliwa bylam, ze znalezlismy siebie nawzajem i jak wspaniale bedzie razem przetrwac ten ciezki czas. Jednak cos sie wydarzylo, poklocilismy sie, i tak naprawde dopiero co zaczelismy byc razem, ale wewnetrznie czulam, ze cos jest nie tak. Klotnia zaczela sie od glupoty, jak zwykle. Bylam u niego dwa dni i musialam pojechac do domu rano. Obudzilam go mowiac, ze musze natychmiast jechac porozmawiac z moim bylym partnerem. To mu sie nie spodobalo, chociaz odprowadzil mnie na pociag do domu byl naprawde obrazony faktem, ze musze jechac. Kiedy wyjasnilam sytuacje w domu odezwalam sie do G. Bardzo chcial bym wrocila wiec czujac sie troche winna, tak zrobilam. Ale kiedy odebral mnie z dworca zaczal mnie atakowac, wymuszac zapewnienia. Sprawil, ze poczulam sie bardzo zle. Nie byla to zwykla rozmowa tylko frontalny atak na srodku ulicy. W emocjach i nerwach, ktorych po chwili nie moglam uspokoic, w pewnym sensie nawet bedac w szoku jego zachoaniem, powiedzialam mu, ze chyba jednak wroce do domu. Musimy oboje ochlanac i przemyslec to wszystko. Wtedy zaczal sie cyrk. Nie ukrywam bylo mi niesamowicie przykro i czesc mnie wcale nie chciala odchodzic, ale czulam gleboko w srodku, ze musze. Jednak on nie przestawal dzwonic, pisac, gonic za mna na ulicy. Dopiero z perspektywy czasu widze, ze jak na same poczatki zwiazku, taka desperacja w jego osobie byla czyms dziwnym, wtedy jednak sadzilam, ze tak mu ogromnie zalezy, wtedy tez powiedzial mi, niemal wykrzyczal na ulicy, ze mnie kocha i nie chce mnie stracic. Oboje bylismy we lzach, az zmeczeni rozmowa i cala ta sytuacja, wrocilismy do niego do domu. Niestety nie bylo juz nic tak jak wczesniej. Zdecydowanie nie byl to romantyczny wieczor. oskarzal mnie wciaz i wciaz o to, ze chcialam to zakonczyc w taki sposob, ze uciekalam przed nim na ulicy, ze gdyby mnie nie zatrzymal nie wrocilabym, kontynuacja tego byla takze nastepnego dnia. Pamietam, jak kolo poludnia po setkach wymienionych zdan i jego atakach i moich tlumaczeniach, powiedzial, ze kladzie sie spac. Siedzialam tak chwile w ciszy i bez ruchu. Wstalam, dalam mu buzi w policzek i ruszylam po swoje rzeczy. Czulam sie, ze nie ma najmniejszego sensu tam siedziec. Krzyknal za mna, ze znowu uciekam, a przeciez zarzekalam sie od wczoraj, ze wiecej tego nie zrobie. Powiedzialam mu juz bezradna, ze skoro on sie kladzie spac to wroce do domu i dam mu spokoj. I tak jak wczesniej, teraz widze doskonale jak on po prostu nie pozwalal mi odejsc. Jednak ruszylismy do przodu. On duzo mi opowiadal o tym jak jego ojciec znecal sie nad nim w dziecinstwie, chlopak byl katowany. Z czasem przyznal sie rowniez, do powodu rozstania z matka swojego dziecka. Przestalo sie ukladac, nieustannie sie klocili, on zostal przylapany na pisaniu z inna kobieta. Ale obecnie oboje zajmuja sie swoim malym synkiem i maja bardzo dobra relacje. Jednego bylam pewna, powiedzial mi o tym, a wcale nie musial. Jak mocno dalam sie wmanipulowac to jest nie do pomyslenia. Ale czlowiek kiedy czuje sie zakochany nie mysli o tym, a szkoda. To dopiero druga powazna klotnia zaczela sprawiac, ze powoli otwieralam oczy. Bylam akurat u niego, ze wzgledu na kwarantanne to juz nie podrozowalam pociagiem, to wlasciwie moj byly wozil mnie do G. i odbieral. Sam takze kogos poznal, wiec mial ten komfort, ze mogl zapraszac swoja nowa dziewczyne do siebie. Jednak chociaz mijaly tygodnie, cos sie zaczelo zmieniac. Zaczelam zauwazac drobne rzeczy. Kiedy szlismy na spacer nie trzymal mnie za reke, wlasciwie przez caly zwiazek zrobil to jedynie raz, chyba chwile po naszym pierwszym sexie. Kiedy bylam u niego nie bylo juz dlugich rozmow, jak wracalam do domu potrafil nie odpisywac mi przez godzine, a nasze godzinne rozmowy telefoniczne nie mialy juz miejsca. Jednak to nie bylo tak, ze rozmawialismy bedac obok siebie rowniez. Jak na tak wczesny etap zwiazku nie bylo tych momentow, kiedy nie mozemy sie od siebie odkleic, albo spedzamy caly dzien w lozku cieszac sie soba. skonczyly sie namietne pocalunki, nawet nie lezelismy przytuleni. On zrobil sie strasznie monotematyczny, jedynie mowa o filmach i komiksach, wiecznie ogladanie telewizji i zupelnie zadnych wspolnych zajec poza krotkimi spacerami do sklepu. Co kolejny moj przyjazd bylo gorzej, aczkolwiek staralam sie opanowac. Jak kiedys zawsze czekal na mnie na dworcu, tak teraz czasami nie raczyl dwa razy wstac - raz wystarczylo, otworzyc domofonem wejscie, a drzwi zostawic mi otwarce bym sama sie wpuscila. Cos zaczelo byc mocno nie w porzadku. Czulam to i nie rozumialam zupelnie. Doszly nowe rzeczy, poznalam jego mame po raz pierwszy gdy przyszla z wizyta. Smiala sie, ze widziala mnie tylko na zdjeciu. Zapytalam G. o to kiedy i po co pokazal mamie moje zdjecie, odpowiedzial drwiaco, ze po to by mnie nie wpuszczala do bloku jak bede za nim biegac i go szukac. Potem rzucil zabawnym zartem w strone swojej mamy, ze jestem w ciazy a jak bedzie to corka to nazwiemy ja Korona. nie bylo to przyjemne, jednak tlumaczyl sie, ze on taki jest, on tak ma, wiecznie zartuje w dodatku jest troche wredny, wiec powinnam sie przyzwyczaic. Sex z czasem tez byl coraz rzadszy i dziwniejszy, siedzielismy caly wieczor bez slowa, bez zadnych buziaczkow, nawet nie przytuleni, rzucal mi raz na jakis czas, ze mnie kocha. Kiedy kladlam sie spac, przychodzil, uprawialismy niemal beznamietny seks, chwila przytulenia, po czym wstawal i wracal do duzego pokoju, bo on nie byl jeszcze zmeczony. Wracal do lozka po paru godzinach. Wszystko to sprawilo, ze juz mialam dosyc. Trzy dni tego samego, doslownie niczego, jakies krotkie momenty na wspolnym jedzeniu, moze jedna dwie krotkie rozmowy, ale zapewnienia, ze on mnie kocha i to zdecydowanie bardziej niz ja kocham jego. W sumie kiedy siedzialam tak cicho nie mogac wyjsc z szoku co tu sie dzieje, pytal mnie czy wszystko w porzadku. jednak na moje proby rozmowy o tym, nie reagowal wcale. Jednego ranka nie wytrzymalam juz. Wiele razy powtarzalam mu, ze jego pewne zachowania i slowa nie rania. On, jak to sam stwierdzil, majac tak wybujale ego, przeswiadczony o swojej inteligencji, starajac sie zapewnic o tym tez mnie, o tym, ze jest wysoki i przystojny - stwierdzil pewnego ranka w zartach, ze gdybym go kiedykolwiek zdradzila to byla by najwieksza glupota w moim zyciu. Powiedzialam mu wprost, ze zabrzmialo to jakby fakt, ze ktos taki jak on jest z kims takim jak ja to jakis cud a on bardzo obnizyl swoje wymagania decydujac sie na zwiazek ze mna. nie zaprzeczyl, tylko przeprosil jednak nie byly to przeprosiny jakich oczekiwalam. Ruszylam przed siebie, naprawde chcialam uciekac. Nie czulam sie tam ani dobrze ani u siebie. Dzwonil i pisal, co ignorowalam. Po prostu wezwalam ubera i ruszylam na dworzec by wrocic do domu. sadzilam, ze kupie sobie wino, usiade w spokoju i pogadam z przyjaciolka przez telefon o tej calej sytuacji, opanuje swoje emocje. Jednak przyjechal za mna, coz, znowu mnie gonil. Jednak schemat sie powtorzyl. Przyjechal by mnie atakowac. Ze ja znowu zlamalam obietnice, ze znowu stawiam na szali caly zwiazek, ze to on goni i tak dalej i tak dalej. Przyznam sie szczerze, bylam emocjonalnie wyprana z jakichkolwiek uczuc. Naprawde, chcialam albo by wyszedl, albo zostal, przytulil mnie i juz nic nie mowil. Jednak maltretowanie mnie nie mialo konca. Wyszdl raz, wrocil po chwili krzyczac na mnie, ze znowu go nie gonilam. Znowu wyszedl. I wrocil. Krzyczac, ze tak mi wlasnie zalezy, ze tak go kocham. W koncu wyszedl po raz ostatni. Ja weszlam do wanny i odetchnelam. Nic nie czulam, potrzebowalam tylko spokoju. po chwili zadzwonil, nie odebralam, wiec napisal. Z pytaniem czy nie zostawil swojego potrfela gdzies u mnie przy tym calym bieganiu w kolko. Coz, wyszlam z wanny, wymeczona, ale portfel to portfel, klotnia to klotnia, niech sie facet nie denerwuje jeszcze tym. W dodatku jak nie ma portfela to jak wroci do domu? Jednak portfela nigdzie nie bylo, o czym go poinformowalam. Nie odezwal sie juz. Dopiero po jakiejs godzinie dostalam smsa, ktory byl bardziej adresowany do jego mamy, pytanie czy ktos moze po niego przyjechac. I sie zaczelo znowu. Sms za smsem. Ze wiedzialam, ze nie ma portfela, wiec nie mial jak kupic biletu, ze idzie na piechote, 42 kilometry. dzwonilam, zamartwiona. Jednak oczywiscie byl jedynie nie przyjemny. Po chwili zaledwie stwierdzil, ze ktos po niego przyjedzie, pada mu telefon i zyczy mi milego wieczoru. nie wiedzialam juz co zrobic, czulam sie winna i jak wtedy myslalam, ok, pewne rzeczy mi przeszkadzaly. jednak jestesmy dorosli, zakochani, mamy pewne problemy, ale trzeba nad nimi pracowac, a nie obrazac sie jak dzieci. Napisalam do niego zapewniajac go o swoich uczuciach i o kwestiach , ktore mi sie nie podobaja. Po chwili ciszy i spokoju doszlismy do porozumienia. Mialam przyjechac po dwoch dniach, bo jedno bylo pewne. Zalezy nam na sobie. Moze to zamkniecie sprawia, ze wariujemy. Kiedy przyjechalam bylo dziwnie, rozmowa a raczej jej proby konczyly sie cisza. Ale przebrnelismy przez to. Nagle wieczor byl wypelniony pocalunkami, smiechem, rozmowami i ogromna namietnoscia. Bylam przekonana, ze osiagnelismy porozumienie i wszystko sie ulozy. Trwalo to moze dwa dni zanim wrocilo do smutnej normy nicosci i poczucia, ze nawet kiedy jest ta druga osoba przy mnie, to czuje sie ogromnie samotna. I trwala ta hustawka pare kolejnych dni, czy bylam w domu czy u niego. coraz gorzej i gorzej. Kolejna sprzeczka i moj powrot do domu, coraz wiecej znakow ostrzegawczych, jak np lezelismy przytuleni a on dostal powiadomienie z Tindera. Kolejna klotnia i brak zapewnienia mnie w jakikolwiek sposob. Tak sie czulam, samotna, nie atrakcyjna, nie warta dotyku czy zainteresowania. jednak podjelam ostatnia probe. po dlugich smsach i jego blaganiach, wrocilam, wtedy nie wiedzac, ze po raz ostatni. i to byly najgorsze trzy ostatnie dni jakie moglam sobie wyobrazic. Ignorowal mnie przez trzy dni, zero przytulenia, bliskosci, tylko durne zarty i gapienie sie w telewizor. zero tematu tego tindera, zero jakiejkolwiek rozmowy nawet kiedy probowalam podjac temat. Kazda proba dialogu konczyla sie odbiciem winy na mnie. Zero porozumienia. Wyszlam ponownie chcac sie nad tym wszystkim zastanowic. On ponownie, dzwonil, pisal, jednak naprawde juz nie mialam sily. Nie rozumialam skad to wszystko sie wzielo, gdzie jest ten facet, w ktorym sie zakochalam. Czy to we mnie tkwi problem? Bo chce uciekac? Moze faktycznie boje sie zaangazowac albo jestem tak zadufana w sobie, ze chce by mnie gonil. Potrzebowalam z nim porozmawiac o tym, ale wczesniejsze proby rozmowy nie mialy racji bytu, nigdy nie potrafilismy tego przebic. Zdecydowalam sie zakonczyc ten zwiazek. Z bolem serca, to po prostu nie wychodzilo, przestalismy sie rozumiec, rozmawiac, to ja jezdzilam ciagle, przywozilam zakupy, moze tkwi to we mnie, on zdobyl to co chcial i zmienil sie nie do poznania. Nie widzialam juz szansy na to by bylo lepiej. Oczywiscie pare nastepnych dni probowal dzwonic i pisac, wciaz utwierdzal mnie w przekonaniu, ze mnie kocha i teskni za mna, ze nie moze uwierzyc, ze tak to zakonczylam. A ja po prostu potrzebowalam by napisal lub zrobil cos co sprawi, ze uwierze, ze popelnilam blad. Bol byl przerazajacy. Nagla pustka i tesknota, zaczelam zapominac o tym co mi przeszkadzalo. Zaczelam zalowac swoich slow, zaczelam pragnac by po prostu wrocil i by bylo jak dawniej. Ale jemu jakby przestalo zalezec po chyba 3 dniach od rozstania? Rano sms, ze teskni, oczywiscie odpowiedzialam tym samym. Nie moglam sie odnalezc w tej pustce. Napisalam mu, ze go kocham. Zignorowal mnie znowu. Dopiero po paru dniach doznalam prawdziwego szoku. Okazalo sie, ze ten wspanialy mezczyzna, ktorego odepchnelam na wlasne zyczenie, ktorego stracilam przez swoje bledy i swoje zachowanie... byl zlapany pare miesiecy wczesniej przez lowcow pedofilow. Masa informacji o tym, jak czekal na 13 letnia dziewczynke przez 1,5 godziny. Nagranie z zatrzymania na youtube, na ktorym mozna uslyszec to co pisal do tej dziewczynki. Od sierpnia siedzi w domu bez pracy, poluje na kobiety i szybko mu sie nudzi, jednak nie potrafi sobie poradzic z odrzuceniem, stad tez te wszystkie jego gonitwy za mna. Znalazlam rowniez jego poprzednie partnerki, pare z nich przyznalo sie ,ze powiedzial im o swojej sprawie <wciaz czeka na termin rozprawy>, jednak kiedy go sprawdzily okazalo sie, ze klamal. wymyslal rozne powody swojej sytuacji, wiecznie robil z siebie ofiare. maltretowane dziecko, nieudany zwiazek, podobno jedna z jego partnerek zaszla w ciaze i poronila, co sprawilo, ze zalamal sie psychicznie. Manipulowal kobietami tak, by nie odchodzily, a kiedy sie znudzil szukal kolejnych wciaz bedac w zwiazku. I chociaz znam teraz te sytuacje, wiem doskonale, ze wszystkie watpliwosci, ktore mialam i zakonczenie tego zwiazku to bylo jedyne wyjscie, nie jestem w stanie uporac sie z tesknota. a bol? Bol jest jakby kazdego dnia wiekszy. A swiadomosc, ze zakochalam sie w kims takim, bylam slepa i dalam sie zmanipulowac, zdecydowanie nie poprawia nic w tej calej sytuacji.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.