Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

dziewczyna87

Użytkownik
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez dziewczyna87

  1. Witam. Potrzebuje wsparcia, oceny sytacji, bo zaczynam sie już zapętlać w swoich myślach. Zauważyłam, że caly czas mam autodestrukcyjne myśli w głowie, co powoduje wypalenie. Ciągle jestem zmęczona, poirytowana, nie potrafie odpoczać bo ciągle i nieustannie myśle i analizuję. W pracy ciągła presja, dużo nowych zadań, wwszystko robię ale ciągle mam w glowie głos że mogłabym to zrobić lepiej, szybciej itd. Po pracy krytyka samej siebie, że nie mam siły zająć się domem, gotowaniem itd - mimo ,że nikt tego ode mnie nie wymaga - mój partner to rozumie, że pracuję dużo i mnie wspiera. Ale sama siebie w głowie karce że jestem do niczego. Oprocz pracy, związku, robie teraz prawko - jestem w polowie kursu i nadal mi jazda nie wychodzi. Nie mam sily. Czuję, że się do wszystkiego zmuszam, bo powinnam te punkty odhaczyć. Efekt taki, że się ywpaliłam. Mam zbyt duże oczekiwania wobec siebie, a tym samym niską samocenę. A w sumiemie nie mam powodów: zwiazek super - powinnam go bardziej doceniać, bo na serio jestem szcześciarą. Praca - od roku awans - 2 lata temu nie pomyślałabym, że będę w tym miesjcu. Prawko nie wychodzi, ale przecież każdy ma inne tempo i niektorzy wiecej czasu potrzebują - nie muszę być rajdowcem. Niby to wszystko wiem, ale jestem rozczarowana sama sobą. A nikt zewnątrz mnie nie krytukuje. (oprocz instruktora jazdy xd). Wiec jak polepszyć swoja samocenę? Jak nie być takim surowym wobec siebie? Z góry dziekuje za odpowiedzi.
  2. Witam, Pochodzę z rodziny w której zawsze był problem z alkoholem. Niby tylko okazyjne picie rodziców, ale zawsze przeradzało się w awantury i bicie itd. 14 lat temu po takiej imprezie mój ojciec miał wypadek. Od tamtego momentu nie pije, ale stosuje przemoc psychiczną. Również dochodziło do awantur i pobicia mojego brata dlatego też spędził 3 miesiące w areszcie. Daliśmy mu jeszcze jedną szansę... miało być lepiej, niestety po kilku miesiącach dalej wyzywa i grozi. Nie mieszkam już z rodzicami, wyprowadziłam się za granice. Moja mama musi to znosić sama. Nie chcę się wyprowadzić, nie chce iść znowu zgłosić sprawy na policje. Zyję w marazmie - zero energii, wyczerpanie itp. Niestety ona też nie była "święta". Czasami zdarza się jej wypić. Kiedyś to usprawiedliwiałam tym, że gdybym żyła z takim facetem też bym piła, ale... ona nic nie robi ze sobą. Nie dba o dom, siebie, swoje zdrowie. Wszystko jest jej jedno, bo jak twierdzi " niedługo umrze, a i tak nikt jej szklanki wody nie poda, bo dzieci ją zostawiły, z ojcem tyranem". Nie chcę ze mną zamieszkać, bo twierdzi że starych drzew się nie przesadza. Mam wyrzuty sumienia, że nie mogę jej pomóc. I niestety już nie mam siły. Bo jestem świadoma również tego, że jej życie potoczyło się też tak przez jej wybory - zero pasji, ciekawości życiem, doświadczania życie, tylko siedznie przed tv, i życie od 1go do 1go bo przecież szkoda pieniedzy - lepiej kupić sobie 2 paczki papierosów dziennie. ..Smutne to. Jest mi przykro że tak spedziła swoje życie. Kocham ją, pomagam finansowo lecz wiem, że ona by chciałą żebym z nią była. Ale ja mam 33 lata, swój dom, narzeczonego...i wielkie poczucie winy. To poczucie winy miałam odkad pamiętam " bo idziesz do znajomych, bo wolisz pieniądze wydać na wycieczkę, bo to wyjeżdżasz za granicę bo to, bo tamto" lepiej zostać w domu..trochę to było toksyczne. Mało wsparcia i rozwoju w stylu" rób to, działaj, próbuj!" Teraz natomiast z jej strony widać samotność. Nie potrafie sobie poradzić z poczuciem winy...Gdy ją odwiedzam to w sumie przez wiekszość czasu albo spi albo oglada tv, nie chce nigdzie wychodzić. Więc idę jakoś sam spedzić ten czas bo mam urlop..i znow słyszę że wychodzę z domu, albo że krtótko byłam a mam urlop..Na każdym kroku czuje poczucie winy. Rozumiem ją, ale też jestem zmęczona. Nie wiem, może to ja jestem złą córką...proszę o wskazówkę jak to powinno wyglądać.
  3. Dziękuję za odpowiedź. Również myślałam o zaproponowaniu jemu konsultacji w sprawie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności, skoro twierdzi, że do żadnej pracy się nie nadaję... Myślę jednak, że brat przyzwyczaił się odgrywania roli ofiary i stosuję szantaż emocjonalny, ponieważ schemat działania u niego się powtarza. Najbardziej boli mnie to, że ja naprawdę nie jeden raz włożyłam dużo serca, czasu, cierpliwości, a zarazem nerwów, strachu i płaczu przez jego sytuacje, a on nawet chyba nie zdaję sobie sprawy jak jego zachowanie wpływa na innych... Mój partner też mi uświadomił i pomógł mi w odkryciu manipulacji z jego strony - zauważył rzeczy których ja nie dostrzegałam, pewnie dlatego, że emocjonalnie byłam z bratem związana. Myślę, że jestem już na tyle dojrzała, żeby zaprzestać być tarczą ochroną i pozostawić jego życie w jego rękach, bo tylko on jest za nie odpowiedzialny. Dziękuje jeszcze raz za słowa wsparcia, pozdrawiam.
  4. Witam, Mam 33 lata, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Moje życie jak do tej pory jest w miare uporządkowane - mam partnera, prace, dom. Mimo obciążeń psychicznych na które wpłyneła sytuacja w moim domu, jakoś staram się z tym walczyć i iść do przodu. Niestety mój starszy brat - 36 lat - wręcz przeciwnie. I tutaj pojawia się problem.. Od urodzenia miał problemy z rozwojem intelektualnym - problem z logicznym myśleniem, problemy z otoczeniem - brak znajomych, nieśmiałość,. Do tego mało wspracia ze strony rodziców i wręcz psychiczne znęcanie, poniżanie przez ojca - wyzywanie od idiotów, nieudaczników itp. . Brat mieszka z rodzicami i to poniżanie trwa do tej pory ze strony ojca, przy czym policja często interweniuję bo dochodzi do awantur. Głównym powodem awantur jest fakt, że brat ma problemy z pracą. Pracuję raczej dorywczo, często wyjeżdża za granicę. Ale nie potrafi w tych pracach się utrzymać - max pół roku. Nie ma kobiety, żyję sam. Z dobrych strony - ma pasję, lubi sport i jest aktywny, bierze udział w zawodach. Tak wygląda jego życie. Ale ja w tym życiu też uczestniczę...ponieważ kiedy on ponosi porażke pt" utrata pracy" prosi mnie o pomoc. Pomagałam mu finansowo, odawał pieniądze. Dwa razy zaoferowałam mu tymczasowe mieszkanie u mnie - niestety dwa razy mnie oszukał, bo dowiedziałam się że sam rezygnuje z pracy a mnie kłamał że go zwolnili, bo: on się nie nadaję, on ma ze sobą problemy, on jest inny, ja zawsze miałam lepiej w życiu..itp.itd . Takim postępowaniem powoduje powstawanie poczucia winy u mnie. Bo jestem jego siostrą i powinnam mu pomóc...No ale jak? mam za niego pracować, sponsorować mu życie? Poleciłam mu terapie, podobno chodził do psychologa. I historia znowu sie powtórzyła kilkukrotnie, że nie ma pracy i teraz od 2 lat stosuje metode kiedy odmawiam mu pomocy - (w jego rozumieniu pomoc to zaoferowanie mu dachu i jedzenia nad głową-) że idzie się zabić... Teraz bierze depresanty i mi piszę że chyba je przedawkuję, bo on jest sam, nikt mu nie chcę udzielić pomocy, pracy nie ma, bo prace mu oferują tylko w moim mieście, a tam nie ma gdzie mieszkać...Znalazłam mu nawet oferty pracy z zakaterowaniem, twierdzi że on do takiej pracy się nie nadaję, bo ma problemy ze sobą..I oto moje pytanie: jak mam reagować na takie zachowanie? Z jednej strony pomogam mu jak mogę, ale z drugiej nie mogę być wiecznie jego niańką i go trzymać za rączkę..Mam swoje życie i swoje problemy i nie mam już po prostu siły na takie obciążenie psychiczne....Bardzo proszę o poradę. Pozdrawiam.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.