Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

AnnaAnna

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez AnnaAnna

  1. Dzień dobry Jestem 30-letnią kobietą. Jestem osobą pełną emocji, ale równocześnie bardzo racjonalną, ułożona. Pracuje głównie na stanowiskach dyrektorskich i zazwyczaj byłam utwierdzana w bardzo pozytywnej opinii na temat mojego sposobu komunikacji miedzy ludzkiej w pracy i w związkach. Ludzie przychodzili do mnie po porady jak dobrze się komunikować. Pracowałam też z trudna młodzieżą i czułam powołanie do przekazywania wiedzy o relacjach. Z łatwością układałam “plany ratunkowe” z wielu sytuacjach wydajanych się być bez wyjścia. Ponad 3 lata temu rozstałam się z partnerem po wieloletnim związku. Dwa lata temu przeprowadziłam się za granice. Porzuciłam wszystko dla miłości i wizji wspanialej relacji z nowym partnerem. Wiele wspólnych pasji i zainteresowań oraz inteligencja obojga miały być gwarancją dobrego związku. Jednakże przeprowadzka i gwałtowna zmiana otoczenia wywołała w mnie “szok” i niestabilność emocjonalną, który przeżywa wiele osób po całkowitej zmianie otoczenia. Prawdopodobnie nasiliło to nasz nadchodzący problem. Problem w kłótniach rozwinął się niemal od początku relacji. Zawsze panuje w nich pewien schemat, który doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego. Nie widzimy postępów. Schemat naszego zachowania: JA: wyrażam swoją opinię lub określiłam uczucie które poczułam - w przykładzie: smutek ON: mówi jak to zrozumiał i że wyolbrzymiam (często uważa smutek za oskarżenie wobec niego i informuje mnie, że mylę się tak czując JA: mówię "nie o to mi chodziło" i staram się określić lepiej sytuacje i uczucia, aby znaleźć wspólne słowo które nakreśli sytuacje prawidłowo i w słowach które oboje rozumiemy tak samo. Mowię też ze smutek to naturalne uczucie, a ja tylko o nim informuję ON: po próbie znalezienia wspólnego słownika nazywa mnie kłamcą lub manipulantka, bo przecież używałam na początku innych słów - komunikowałam coś zupełnie innego JA: Proszę aby każdy mówił o sobie i swoich uczuciach bez obrażania czy oskarżania drugiej osoby. Staram się tez zapewnić że nie chcę go skrzywdzić, że to nie są oskarżenia. Moim celem jest przygotowanie nas w przyszłości na możliwość wyrażania swoich uczuć i reagowania na nie. MY: Tu niespodziewanie rozpoczyna się walka, łapanie za słówka i wszystkie rzeczy które nie powinny mieć miejsca w relacji. Pod koniec ja zaczynam płakać i trząść się. Nie rozumiemy, roztrząsamy nie to co trzeba, czujmy się niesłyszani przez partnera. MY: Po długim (za długim) czasie udaje mi/nam się uspokoić. Proszę o inny ton, abyśmy usiedli, biorę go za rękę. - MOJA OPINIA: pracuje nad związkiem i staram się znaleźć rozwiązanie - nauczyć nas mówić o uczuciach, przepraszać i mieć wspólny słownik zanim w naszym życiu pojawią się np. Dzieci i inne poważniejsze problemy. - JEGO OPINIA: on już w punkcie 2 mówił mi co zaszło i że nie mam racji. Nie widzi sensu czemu tak to rozdmuchuje i dlaczego nasz zatarg zawsze rośnie. Widzi "zasługi" i "starania się” z mojej strony tylko manipulacje, rozdmuchiwanie, wyolbrzymianie sprawy, kłamstwa. Za każdym razem słyszę że go meczę i niszczę wiec on stara się szybciej agresywnie ucinać rozmowę bo "wie jak długą i ciężka, bezsensowną rozmowa się to skończy, która tak naprawdę jest całkowicie niepotrzebna.“ JA: Dochodzimy do etapu gdzie określamy jak powinna wyglądać nasza kłótnia. Opracowany abstrakcyjny przykład jak chcemy to rozegrać następnym razem daje chwile nadziei. Dodatkowo podkreślam że szukanie "wspólnego słownika" i określanie emocji powinno rozgrywać się szybko i bezbolesnie. ON: Podkreśla, że to moja wina. Ze kłótnia powstała z niczego i ze zawsze ja jestem powodem, prowodyrem (to prawda, bo to ja przychodzę z określeniem w stylu "Kochanie, poczułam smutek gdy...). Mówi, że wszystko co mówię brzmi idealnie - nasz świeżo opracowany przykład jak powinno być i się z nim zgadza. Ale nie wierzy że cokolwiek się zmieni, bo ja manipuluje (szukam słownika), zaczynam kłótnie z niczego (mówię, że mi na przykład smutno, bo…), oskarżam go o wszystko (że to on wywołał smutek) i za dużo mowie (że powinnam przystać na jego opinie w punkcie 2 i to powinien być koniec rozmowy). Tu kończymy. Moje ciało odchorowuje to kilka dni. Zazwyczaj biorę pracę zdalną lub urlop. W pracy mówię, że mam migreny. Nigdy nie miałam takiej sytuacji. Nie wiem czy zwariowałam i co jest normalne, co robie nie tak. Staram się, ale wyniszczyło mnie to w 2 lata w stopniu bardzo ciężkim i czuje zagrożenie dla mojego życia i zdrowia... Jest mi wstyd, ale biorę pod uwagę opcje, że coś robię bardzo źle lub stosując metody do których się przyzwyczaiłam pogarszam sprawę. Może potrzebuję nowych lub myliłam się w moich. Może w relacji z każdym człowiekiem potrzebujemy innych metod...? 5. Ćwiczę TRE, biegam, dobrze zdrowo jem, staram się wypłakać w samotności. 6. Czy jest jakaś publikacja, coś gdzie możemy się doszkolić? Coś gdzie mogłabym poznać inne metody rozwiązywania takich rozmów. Czy powinnam zażywać leki, aby nie dopuszczać do takich huśtawek emocjonalnych? Czy jest coś co może pokazać nam drogę jak powinna wyglądać nasze relacja, określanie uczuć i reakcja na nie? Dziękuję za każdą wskazówkę, radę i poświęcony czas. Anna
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.