Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Amelia

Użytkownik
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Amelia's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Wiem, że najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa, ale wcześniej było dużo rozmów, gdzie się kłóciliśmy i nie rozumieliśmy, a od czasu psychologią on milczy i nie jest chętny na żadną rozmowę. Mówi, że obiecuje, że jak sam sobie wszystko poukłada, to będzie to z korzyścią dla nas. Dałam mu więc czas, ale to "układanie" sobie w głowie trwa i trwa, a on milczy i milczy. A ja się czuję coraz bardziej poza marginesem jego myśli. Gdy czasami zapytam czy już przemyślał i jest gotowy do rozmowy (takową mi obiecał), bo chcę wiedzieć czy to już tak będzie na zawsze czy to tylko stan przejściowy, mówi, że jeszcze nie lub, że miał inne rzeczy na głowie, tj. wideokonferencja z wykładowcą, którą się stresował (fobia społeczna...) i że mam mu dać parę dni. Tylko te "parę dni" trwa i trwa, a ja mam wrażenie, że jeśli sama nie nacisnę, to nigdy nie dojdzie do takiej rozmowy. Niestety przyciśnięty jest bardzo niechętny ro rozmów i grozi to kłótnią i jego milczeniem. Nie wiem jak się zachować. Nie chcę też zgadywać, oglądać filmów, grać w gry, co mi proponował, bo wtedy on pomyśli, że wszystko już się poukładało. A to nieprawda. Kiedyś mi powiedział, że jak jest lepiej to myśli o zasadniczych problemach schodzą na drugi plan, bo on to odbiera jako znak, że jest już ok i nie ma o czym rozmawiać. Koło zamknięte. Jeśli będę nalegać on będzie niechętnie rozmawiać. Jeśli dam mu czas nie naciskając on nie podejmie tej rozmowy i będzie to przyciągał w nieskończoność. Jeśli będę udawać, że wszystko gra, żeby miło spędzać z nim czas, on będzie zadowolony, że już wszystko ok i zrezygnuje z dalszych przemyśleń o problemach. Jeśli będę chodzić smutna i milczeć...on będzie milczał i uciekał w swój świat. Aktualnie skończyło się na tym, że zapytałam jak wobec tego rozwiążemy nasze problemy, a on odpowiedział, że to przemyśl i wtedy porozmawiamy. I milczenie od tego czasu. Jak sobie z tym poradzić? Codziennie jestem na granicy łez z powodu tej ciszy. Mam też niesmak, że on jest w moim mieszkaniu, je za moje pieniądze, uczy się za moje pieniądze i tak mnie "opuścił". Jeśli komuś będzie się chciało to przeczytać i odpowiedzieć, będę zobowiązana. Nie jest mi łatwo, zwłaszcza w okresie kwarantanny, gdy nie mam możliwości rozmowy twarzą w twarz.
  2. Jeszcze dodam, że on przed tym psychologiem nie rozumiał co się z nim dzieje i że dopiero teraz te sesje dają mu jakieś światło na jego zachowanie w przeszłości. Kiedyś jak mówi zabiegał o mnie w taki sposób, w jaki myślał, że to się robi, ale że teraz widzi, że robił to ponad miarę i kosztem całego swojego wolnego czasu. Teraz mam takie wrażenie, że on walczy o swoją autonomię w związku. I ok, tylko boję się, że teraz przejdzie w drugą skrajność i że tego nie zauważa. Że związek nie polega tylko na tym, żeby walczyć w nim o czas dla samego siebie. Kiedyś zapytałam czy jest jakaś dolna granica poniżej której czułby, że by mu brakowało kontaktu ze mną. Odpowiedział, że nie wie i może po prostu mógłby żyć całkiem sam. Boję się, że on teraz po latach poświęcenia się kosztem siebie, żeby uzyskać uznanie w oczach innych zatraci się w tym poczuciu, że już nie musi tego robić i że "wykorzysta" to przyzwolenie na to, które dał mu psycholog w taki sposób, że mnie całkiem opuści emocjonalnie...bo nie fizycznie. Deklaruje, że chce dalej ze mną być, ale co z tego, skoro to bycie razem miałoby polegać na ciszy, milczeniu, odwracaniu się ode mnie i programowaniem przez większą część czasu... Wiem, że najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa, ale wcześniej było dużo rozmów, gdzie się kłóciliśmy i nie rozumieliśmy, a od czasu psychologią on milczy i nie jest chętny na żadną rozmowę. Mówi, że obiecuje, że jak sam sobie wszystko poukłada, to będzie to z korzyścią dla nas. Dałam mu więc czas, ale to "układanie" sobie w głowie trwa i trwa, a on milczy i milczy.
  3. Postaram się opisać mój problem w związku w miarę obiektywnie. Proszę o rady. Mój chłopak ma tak odmienny od mojego charakter i tak inny poziom emocjonalności, że nie możemy od dłuższego czasu zaznać szczęścia. Poznaliśmy się 4 lata temu przez internet. Mój chłopak był wówczas bez pracy i wykształcenia (kilka razy podejmował próby ukończenia studiów informatycznych), ale nie dlatego, że był za słaby. Jest bardzo inteligentny, programowania nauczył się sam, jest świetny w matematyce. Studiów nie skończył z powodu, jak twierdzi, fobii społecznej. Np. nie potrafił poprosić kolegów o notatki, nie miał żadnego kumpla, nie potrafił pójść do dziekanatu lub wykładowcy, żeby poprosić o dodatkowy termin zaliczenia. W momencie, gdy się poznaliśmy trwało to już 10 lat. Przez ten czas zamknął się w domu, w swoim pokoju, a całe życie przeniósł do internetu. Miał epizod półrocznej depresji, kiedy przeleżał ten czas w łóżku, ale później jak twierdzi pogodził się ze swoim losem, z tym, że spędzi tak całe życie, że nigdy nie będzie w związku, bo nie zasługuje na miłość i uznał taki stan i zamknięcie się w domu za najlepsze wyjście. Jest jeszcze jedna rzecz, o której watro wspomnieć. Zanim zaczęła się ta jego izolacja społeczna poznał w internecie dziewczynę (miał wtedy 19 lat). Była z drugiego końca Polski, ich związek był związkiem praktycznie wirtualnym, widzieli się ok. 5 razy przez pół roku, a ich internetowy kontakt był bardzo ograniczony (wówczas współdzielił komputer z pozostałym rodzeństwem). Po kilku miesiącach dziewczyna ta zerwała z nim, tłumacząc, że zabrakło jej emocjonalnego ciepła, intymności, że nie było żadnych poważnych rozmów między nimi i że chce od związku czegoś innego, a jego określiła mianem "upośledzonego społecznie". Mój chłopak wiele lat rozpamiętywał tamtą relację, analizował zapisy z gg, żeby się dowiedzieć co poszło nie tak, bo w jego opinii było miło, a nagle dziewczyna wpadła w jakąś histerię i zerwała z nim mówiąc mu, że nie czuje się jak w związku, tylko jak w relacji z kolegą. Po paru latach zaczął do niej pisać, że nadal ją kocha. Chyba otrzeźwiał jakieś 2 lata przed tym jak się poznaliśmy, gdy jasno dała mu do zrozumienia po kilku latach milczenia, że ona już nic do niego nie czuje i że nie zależy jej na kontakcie, opisywała z grzeczności. Gdy mnie poznał twierdził, że już jej nie kocha i jest rozczarowany tym, że potraktowała go tak jakby go zupełnie nie znała. Wracając do tego okresu, który spędził w domu, wyglądało to tak, że poznawał w sieci różne kobiety, z którymi flirtował. Tak też poznał mnie. Na początku był to flirt jak tamte, ale potem wyznał mi, że jestem dla niego kimś więcej. Ja również zaczęłam czuć coś więcej i po paru cięższych chwilach zostaliśmy parą, zaczęliśmy się widywać na żywo (mieszkaliśmy ok. 120 km od siebie, więc to też był taki związek na odległość), przedstawił mnie rodzicom i twierdził, że mnie kocha i chce ze mną być na zawsze. W tamtym okresie, tj. do jakichś 2 lat naszej znajomości bardzo się angażował w naszą znajomość. Gdy nie mieszkaliśmy razem od rana do wieczora do mnie pisał, podrywał, komplementował, rozmawialiśmy na różne tematy, także w erotyczny sposób, seks na spotkaniach był bardzo intensywny. Poświęcał mi mnóstwo uwagi. Niestety po 2 latach coś zaczęło szwankować. Zamieszkaliśmy razem, ale nie było tak jak marzyliśmy, że będzie. Wdarło się jakieś napięcie. Skończyły się pogaduszki na czacie, co jest nawet zrozumiałe, gdy się razem mieszka, ale okoliczności tego końca były bardzo smutne. Mój chłopak wyznał mi, że nie ma już ochoty ze mną rozmawiać, ponieważ w pewnym momencie zaczął czuć, jakby to był jego obowiązek i że ha oczekuję, że będzie mnie zabawiał od rana do wieczora. Zszokowało mnie to wtedy, bo ja go do niczego nie zmuszałam. Pisał, bo sam chciał. Sam mnie bez przerwy zaczepiał, więc nie rozumiałam dlaczego ma do mnie teraz o to pretensje. Ja przez te 2 lata trochę uzależniłam się od tej jego poświęcanej mi uwagi i gdy usłyszałam jego słowa, poczułam się źle. Było mi przykro. Doszukiwałam się co zrobiłam źle. Zaczęliśmy się na ten temat coraz bardziej sprzeczać, obrażaliśmy się na siebie itp. Po jednej z takich kłótni mój chłopak powiedział, że potrzebuje pomocy. Zaproponowałam psychologa. Poszedł do niego. Po kilku sesjach stwierdził, że zaczyna mu świtać o co chodzi w tych jego problemach. Napiszę co to za wnioski: - miał słabą relację z ojcem - miał niskie poczucie własnej wartości, przez co okazywał poznanym w sieci kobietome w tym mnie, nadmierną uwagę, ponieważ chciał w ten sposób zasłużyć na to, żeby ktoś uważał go za fajnego, żeby móc samemu tak o sobie myśleć - relacje z innymi kobietami były przelotne i sosunkowo krótkie, komplementował je od rana do wieczora, żeby sobie poprawić samopoczucie, że potrafi tak kogoś rozpalić. Ze mną trwało to nie kilka miesięcy, ale 2 lata. Poczuł w którym momencie, że robi to kosztem samego siebie i dlatego się "wypalił" - czuł się źle, że już nie ma ochoty mnie tak adorować jak kiedyś, ponieważ czuł, że wiele mi zawdzięcza i powinien się odwdzięczać właśnie adorowaniem mnie. Przejawialo się to tym, że gdy wracałam do domu po pracy zajmował się tylko mną, ale po pewnym czasie też zaczął się tym męczyć, gdy np. proponował mi coś co chciałby ze mną porobić, a ja nie miałam ochoty i wolałam spędzać czas "po mojemu". Tu powinnam napisać dlaczego on uważa, że mi wiele zawdzięcza. Mieszkamy w mieszkaniu, które ja wynajmuję i w pełni za nie płacę. Zmobilizowałam go do studiów zaocznych i zapłaciłam za jego czesne, ponieważ jego na nie nie stać. Podnoszę wszystkie materialne koszty naszego utrzymania. Wysłałam go na studia, żeby ta sytuacja nie trwała wiecznie i żeby kiedyś znalazł pracę. Choć na początku się opierał mówiąc, że na pewno ich nie skończy, muszę przyznać, że idzie mu dobrze, nawet nawiązał parę znajomości z kolegami, z którymi razem rozwiązują zadania i zaangażował się w to. Chyba zaczął sam widzieć w tym szansę dla siebie. Ale między nami nie jest najlepiej. Nie czuję się szczęśliwa, brakuje mi emocjonalnej bliskości. Bardzo się oddalił ode mnie. Kiedyś tak zabiegał, mówił, że mnie kocha, pragnie. Teraz nie ma już tego zapału co kiedyś. Kiedyś mógł pisać o seksie cały dzień, marzyć jak to będziemy się kochali codziennie. Gdy zamieszkaliśmy razem okazało się, że ma mniejsze potrzeby niż "obiecywał" i wystarcza mu co 2-3 dni (ja potrzebuję codzienne). Gdy się widywaliśmy kiedyś na weekendy, robiliśmy to po 5-6 razy z rzędu, ale to były spotkania raz na 2-4 tygodnie. Nic dziwnego, że byliśmy wygłodzeni. Myślałam jednak, że ma większy temperament, a okazało się, że na co dzień ma nieco mniejszy niż ja. Po którejś kłótni pojechałam do mamy i tak się złożyło, że utknęłam tam na kwarantannie. Wujek ma dodatni wynik. Ta sytuacja trwa 3 tygodnie, teraz nie mogę się ruszyć z domu. Na początku trochę do mnie pisał, choć twierdził, że ma żal, że go porzuciłam, ale od momentu kwarantanny nie, bo go zrozumiałam w tym względzie i już mu przeszło, ale z dnia na dzień kontakt się wygłaszałm. Jeszcze parę dni temu pytał z rana jak się czuję, z czasem coraz rzadziej i rzadziej, w końcu zamilknął. Teraz cisza. Co prawda nie jest tak źle, bo gdy go zapytałam czemu tak milczy, to powiedział, że robi zadania na studia i dlatego nie pisze, ale gdybym chciała to mogę mu dać znać wtedy i możemy pooglądać jakiś film, pogadać na czacie i że sam nie zagaduje, bo przedstawił mi mnóstwo możliwości, a ja odpisałam tylko "byłoby miło" i nie wychodzę z inicjatywą, więc on się zajmuje swoimi sprawami. Czyli oferuje mi możliwość, że poświęci mi czas, ale ja..czuję się dziwnie i nie umiem skorzystać. Już trzeci dzień sama milczę. Po prostu czuję, że on by mi poświęcił ten czas, bo ja się upominam, ale gdy się nie odzywam, to on też milczy. Tak jakby on nie potrzebował dla samego siebie tego czasu i kontaktu ze mną. Nie chcę jałmużny. Może źle do tego podchodzę, może on czeka na moją inicjatywę, ale ja odczuwam to tak, jakby mu było nawet na rękę, że mnie nie ma. Nie pisze, że tęskni. Kiedyś mu napisałam "dobranoc, tęsknię". On mi napisał "dobranoc". On potrafi długo wytrwać sam, jest skrajnym introwertykiem. Gdy zapytam czy tęskni to odpowiada, że tak, że mnie kocha i nie chce się rozstawać i że to jest takie oczywiste, że nie widzi potrzeby pisania tego i że się ucieszy jak wrócę, ale to wszystko jest takie...zimne z jego strony. Nie czuję ciepła. Z drugiej strony sama milczę. Może on podobnie to odbiera z mojej strony. Proszę o jakiś komentarz. Jak to wygląda z zewnątrz zimnym okiem.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.