Witam. Potrzebuję porady w kwestii radzenia sobie z natłokiem myśli i niemożnością cieszenia się ze zmian. W skrócie. Mam 30 lat, w związku z moim partnerem 10 lat z paroma przerwami. Mamy 3 letniego syna. Rozstania zawsze wychodziły z mojej strony ponieważ nie wytrzymywalam presji ze wszystko jest na mojej glowie (rachunki, dom, pozniej opiema nad dzieckiem). On zawsze mial problem z odpowiedzialnoscia i przed ostatnim rozstaniem stracilismy wobec siebie wszystko. Nie bylismy ze soba pol roku, widywalismy sie ze wzgledu na dziecko, czasem udawalo nam sie dogadac. I nagle cos sie zmienilo. On sie zmienil. Zupelnie powaznie zaczal o nas dbac, rozmawiac ze mna o nas. I dalej to trwa, powoli wracamy do siebie. Powinnam byc szczesliwa, bo w koncu zaszla w nim szczera zmiana. Ale nie potrafie. Wiem ze jakis czas spotykal sie z mlodsza, atrakcyjna dziewczyna. Nie bylo to nic powaznego, po prostu spedzanie czasu, seks. Zerwal z nia calkowicie kontakt i wiem, ze o niej nie mysli. Ale ja mysle. Sama sie katuje, przegladam jej profil na fb, placze bo w sekundzie czuje sie zdradzona. Chociaz nie mam prawa miec pretensji, bo nie bylismy razem. Boje sie, ze tym razem to ja zepsuje to co jest od wielu lat na prawdziwie dobrej drodze do stworzenia rodziny. Co robic? Jak wbic sobie do glowy ze co bylo to bylo, teraz jest ze mna i co raz lepiej sie dogadujemy? Jestem wykonczona... I widze, ze jego tez zaczynaja powoli draznic moje bezsensowne aluzje, obsesja kontroli tego co robi. Chociaz przekonalam sie, ze mnie nie oklamuje i stara sie znosic i zrozumiec moje emocje.