Jestem 21 letnią studentką. Od roku spotykam się z chłopakiem, który od dawna mi się podobał. Wspólne weekendy, wspólne imprezy. Pobyt w szpitalu, a on obok trzymając mnie za rękę. Zależy mu, to ciagle słyszałam, ale związek? Zawsze twierdził, że to jest trudne, że boi się, że wszystko się między nami zepsuje - szanowałam to.
Ja się zakochałam, ciagle o nim myślałam. On o wszystkim wiedzial, bo ciągle powtarzałam, jak bardzo ważny jest dla mnie, a ja dla niego.
Zaczęło mi przeszkadzać, że skoro mu zależy i na każdym kroku zazdrosny to dlaczego nie dąży do tego, żeby jak najwiecej czasu spędzać ze mną?
Wyżaliłam mu się, on powtarzał, że remontuje i nie ma czasu, ale mam nie myśleć, ze ma mnie gdzieś - rozumiałam.
Pewnego dnia stwierdził, że ciągle robię problemy o wszystko. Zablokował mnie, gdzie tylko się da. Zostałam z tym sama, całkowicie zniszczona od środka.
Nie ma dnia, żebym nie płakała i o nim nie myślała. Mówiliśmy sobie wszystko, a on potraktował mnie jak nic.
Powinnam tak o nagle zapomnieć i wyrzucić przyjaciela i bardzo dla mnie ważną osobę ze swojego życia? A może powinnam sama się uspokoić i spróbować z nim porozmawiać?