Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Luvmycribb

Użytkownik
  • Zawartość

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Luvmycribb

  1. Życie jest wykrzyknikiem nie znakiem zapytania - to zasada mojego postępowania. Sama zawsze o to dbam by moje życie nie miało czarno białych barw. Nie czekam aż w życiu lepiej mi będzie. Kto idzie na łatwiznę nigdy szczytów nie zdobędzie. Wiara w siebie - bez niej w świat nie ruszę, tylko się w drobiny rozkruszę. Takiego jestem zdania i Nigdy się nie poddaje, mym wrogom satysfakcji nie daje. Jak upadam szybko wstaje i porażki nie opłakuje. Biedny jest człowiek który nadziei nie ma. To ona napędza żagle marzeń na niepowodzeń oceanie i nie pozwala na zrezygnowanie. Gdy moje marzenia celami się stają nabierają wielkiego znaczenia bo wyznaczają kierunek nie łatwy do spełnienia. Z dnia wczorajszego naukę wyciągam, dzisiaj na 100 procent żyje i na jutro mam nadzieje.
  2. Hej zajrzyj na mój profil, tam jest historia od początku, pod tytułem toksyczna mama.
  3. Sposoby na wyjście z dołka emocjonalnego: - Wystarczy chcieć! - Sposoby, które podpowiadają tobie doświadczone osoby wydają ci się kompletnie bezwartościowe i bez sensu? Zmień swoje nastawienie. To podstawa, bez której nie ruszysz dalej. Pamiętaj, jak 10 osób podaje ci podobne rady, może warto ich posłuchać. Nie warto przyjmować postawy buntownika i za wszelką cenę bronić swoich racji. Wystarczy ulec i posłuchać tego, co mają do powiedzenia inni. - Przelej swoje myśli na papier. Da ci to bardziej obiektywny wgląd na całą sutuację i pozwoli wszystko dokładnie przeanalizować. - Opisz sytuację, ale z perspektywy biernego obserwatora całej sytuacji. Wczuj się w rolę ludzi, którzy ciebie widzą na codzień. Zadaj sobie następujące pytania. Jakie myśli przychodzą mi do głowy, jak patrzę na „siebie”? Czy zachowałbym/zachowałabym się podobnie, gdybym sama znalazła się w takiej sutuacji? Czy sytuacja jest rzeczywiście na tyle poważna na ile ją sobie wyobrażam? Czy robię coś w kierunku tego, aby rozwiązać swój problem? - Apteczka pierwszej pomocy - na karteczkach zapisuj nie tylko swoje sukcesy, ale również miłe wspomnienia, usłyszane komplementy. - Zacznij nową aktywność, coś na co zawsze miałeś/miałaś ochotę, ale nie było nigdy czasu, ochoty, możliwości. - Zrelaksuj się, wywietrz pokój, połóż się w wygodnej pozycji, zrób parę głębokich wdechów i wydechów, pokoloruj kolorowankę, rozwiąż krzyżówkę, napij się wody, poczytaj książkę. - Zaplanuj sobie dzień. Zawalcz z nudą. Wyjdź na zakupy z przyjaciółką, spotkaj się z chłopakiem, upiecz ciasto, ugotuj obiad dla całej rodziny. Zawsze jak na coś czekamy, co wcześniej planowaliśmy, czas szybciej płynie. - Zrób coś ekstrawandzkiego! Przerób stare dżinsy na szorty, nawlecz do ulubionych butów kolorowe sznurówki, ozdób szafkę nocną, pomaluj ściany w pokoju. Nie musisz mieć do tego wielkich pieniędzy. Wystarczy chęć, odrobina spontaniczności i kreatywność. - Zadbaj o siebie. Może długa kąpiel w wannie, która stoi nieużywana od wieków, peeling, masaż... - Porządki! Nigdy nie ma na nie czasu, a każdemu by się przydało uporządkowanie ubrań w szafie, książek, dokumentów. Dlaczego właśnie nie teraz? - Pozbądź się zbędnego balastu. Wyrzuć stare dokumenty, które tylko zbierają kurz na półkach, za małe ubrania oddaj potrzebującym bądź sprzedaj, niepiszące długopisy wyrzuć, podobnie jak zapisane karteczki z listami zakupów. Uwolnisz się dzieki temu od poczucia przeciążenia i przytłoczenia zbędnymi rzeczami.
  4. Hej! Mam podobny problem - stwierdzone zaburzenia zachowania i rozchwianie emocjonalne. Objawia się to tym, że potrafię zrobić awanturę o byle co, a najmniejsze niepowodzenia wyprowadzają mnie z równowagi tak bardzo, że potrafię je rozpamiętywać przez cały kolejny tydzień. Przez to rozsypało się wiele moich wartościowych relacji, pogorszył się kontakt z rodzicami i oceny w szkole. Dopiero pobyt w szpitalu psychiatrycznym pozwolił mi dojść do pewnych wniosków. Wypisze ci sposoby które podsunęła mi pani terapeutka. 1. Opisz to co w danej chwili czujesz. 2. Porozmawiaj z kimś ale staraj się to zrobić spokojnie bez unoszenia głosu. 3. Weź parę głębokich wdechów. 4. Zrób badania lekarskie. Być może tam należy szukać przyczyny. 5. Zapisz się do psychologa lub na terapie grupowa. 6. Namów męża na terapie małżeńska. To pomoże wam wytrwać w związku. 7. Napij się wody, zjedz cos. 8. Powiedz mężowi z jakim problemem się zmagasz. Być może bardziej cie zrozumie. 9. Zastanów się 3 razy zanim cos powiesz czy podejmiesz decyzjez 10. Zrob własnoręcznie puszkę sukcesów aby podnieść poczucie własnej wartości. Na małych karteczkach zapisuj wszystko co udało ci się zrobić, nawet te najdrobniejsze rzeczy.
  5. Witaj🤗 Staraj się myśleć pozytywnie. 25 lat małżeństwa to bardzo dużo. Na pewno uda ci się wytrwać w związku. Nie przejmuj się, jak coś się nie bedzie układać. W życiu są wzloty i upadki, chwile gorsze i lepsze. Trzeba to zaakceptować i mieć nadzieje na lepsze jutro. Powodzenia! Ola
  6. Witaj! Przeczytałam problem, który opisałaś. Wiele osób zmaga się z samotnością i poczuciem odosobnienia, zwłaszcza kiedy dzieci dorastają, a rodzice odchodzą. Wówczas człowiek bardzo często sięga po najprostsze rozwiązanie - próbuje nawiązać relacje przez internet. To jest prawdziwa „kopalnia nowych znajomosci”. Można nie podając swojego imienia i nazwiska, a nawet zdjęcia, szybko nawiązać relacje. Wszystko jest pięknie, takie idealne. Bo kto podaje negatywne informacje na takich portalach? Nikt nie wspomina o swoich wadach, każdy chce przedstawić siebie w jaki najlepszym świetle, często wyolbrzymiając swoją osobę. Tu zaczynaja się schody, bo za monitorem może siedziec zupełnie inna osoba niż ta za która podaje się na profilu. Nie wiemy jakim informacjom wierzyć a jakim nie. Właśnie dlatego takiego typu strony nie są odpowiednie dla osób zmagających się z samotnością. Bo właśnie takie samotne osoby są bardzo podatne na chociażby cień zainteresowania ze strony drugiej osoby, a portale randkowe im to umożliwiają. Internet to pójście na łatwiznę. Sztuką jest wyjść na dwór, do sklepu chociażby. Zrobić ten pierwszy krok, który jest zawsze najtrudniejszy. Nie masz przyjaciół, rodziny? Zorientuj się czy w twojej okolicy są organizowane warsztaty dla osób w twoim wieku, może grupa wsparcia czy wolontariat. Gwarantuje ci że jest mnóstwo osób które ciebie docenia i zaakceptują. Nie szukaj sobie na sile znajomych, przyjaciół bo to nie wyjdzie. Rób swoje, wychodź z domu, zagadaj sąsiadkę, powiedz komuś komplement. Możesz nie wierzyć w los w gwiazdy w przypadki ale zawsze w 100% powinnaś wierzyć w siebie! To podstawa do osiągnięcia sukcesu. Zacznij od małych kroków, ale też nie obawiaj się większych zmian. Trzymam za ciebie kciuki. Powodzenia! Ola
  7. Coś takiego mi się przypomniało teraz i to opisałam... Odkąd pamietam, moja mama była dla mnie autorytetem, radca prawny po studiach prawniczych w Łodzi, doszła do wszystkiego sama, pomimo wszelkich przeciwności losu. Byłam w nią wpatrzona jak w obrazek. Kiedyś w przedszkolu miałam zilustrować moją rodzinę to narysowałam mamę, siebie i nasz samochód. Taty jakby w ogóle nie uwzględniałam, ponieważ rodzice żyli w separacji. Już w przedszkolu zaczęło docierać do mnie, jaki charakter ma moja mama. Surowa, wymagająca, ambitna. Już jako małe dziecko byłam zmuszana do lekcji gry na pianinie, których nie cierpiałam, ale chodziłam po prostu z przymusu. Dodatkowo gimnastyka korekcyjna i rehabilitacja, ponieważ mama ubzdurała sobie, że mam krzywy kręgosłup. Podczas zajęć w przedszkolu czułam się dobrze, ponieważ mogłam pobawić się z koleżankami, zamiast żmudnie ćwiczyć pisanie ładnych i kształtnych literek. Tak, bo to właśnie robiłam po zajęciach. W podstawówce w klasach 1-3 jeszcze jakoś dawałam radę, chociaż było mi coraz ciężej. Mama zapisała mnie na basen, który nawet lubiłam, była to taka moja odskocznia. Musiałam jednak uczyć się najlepiej w klasie, osiągać najlepsze wyniki na testach, a jak uzyskałam mniej niż maksimum punktów na sprawdzianie mama porównywała mnie do moich rówieśników w sposób negatywny, wcale mnie nie motywujący. W klasach 4-6 sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Mama zaczęła jeszcze więcej ode mnie wymagać. Zapisywała mnie na wszelkie możliwe konkursy, do których musiałam się potem po nocach uczyć oraz na koła zainteresowań pomimo, że na przykład nie miałam na to ochoty. Inwestowała w moją naukę ogromne sumy pieniędzy. Chodziłam na korepetycje z matematyki, niemieckiego, angielskiego, na basen, na tenisa…ani razu nie usłyszałam, że coś mi dobrze poszło, czy że jest ze mnie dumna. Było mi przykro. W piątej klasie zostałam zapisana przez mamę na konkursy przedmiotowe ze wszystkich przedmiotów, jednak byłam pod tak dużą presją, że ani jednego nie udało mi się wygrać. Jednak doszłam do etapów wojewódzkich, czego oczywiście moja mama nie zauważyła. Porównywała mnie do moich kolegów i koleżanek, którzy owszem wygrali te konkursy, ale z jednego a nie ze wszystkich przedmiotów. Nagle na wszystko zaczęło mi brakować czasu. Koleżanek nie miałam wcale, chociaż próbowałam się z nimi spotykać z tajemnicy, nigdy taka znajomość nie trwała długo. Musiałam się tylko uczyć i rozwijać. Nie było nawet mowy o pójściu do psychologa, czy terapii rodzinnej. W szóstej klasie odbyła się rekrutacja do gimnazjum i mama powiedziała, że z moimi wynikami wyśmieją mnie w najlepszej szkole w Bydgoszczy, co było kompletną nieprawdą, bo spokojnie bym się dostała. Poszłam wiec do innego, równie dobrego gimnazjum i wtedy zaczął się horror. Mama po prostu zaczęła po mnie jeździć. Biła mnie jak dostawałam w szkole gorszą ocenę, nie pozwalałam mi się spotykać z koleżankami, które miały słabsze oceny ode mnie, kazała mi poprawiać 4 na 5, brać udział w konkursach mimo ze byłam dopiero w 1 klasie i uczyć się do matury. A ja byłam w 1 gimnazjum i chciałam żyć jak normalna nastolatka! A nie mogłam nawet zadecydować w co ubiorę się do szkoły i co zjem na śniadanie. Mama podejmowała za mnie wszystkie decyzje. Tak funkcjonowałam do 3 klasy i było coraz gorzej. Mama się nade mną znęcała i psychicznie i fizycznie, aż któregoś dnia nie wytrzymałam i przeprowadziłam się do taty. Tam z kolei dostałam swój pierwszy telefon, pofarbowalam końcówki szamponetką, poszłam na prawdziwe zakupy i kupiłam to co mi się podobało. To ze tata dał mi tyle luzu niestety skończyło się tym ze wpadłam w złe towarzystwo i uzależniłam się od dopalaczy. Mama cały czas do mnie wydzwaniała i pytała, co dostałam ze sprawdzianu i jak wypadli inni, ale już miałam to gdzieś. Liczyły się dla mnie tylko dopalacze. We wrześniu poszłam do wymarzonego VILO, ponieważ zostałam laureatka konkursu przedmiotowego z Niemieckiego i miałam prawo wyboru szkoły, jednak z powodu mojego próbnej zostałam usunięta z listy uczniów po tygodniu. Zostałam skierowana do szpitala psychiatrycznego na detox i jak się mama o tym dowiedziała myslala ze oszaleje ze złości. Odwiedzała mnie na oddziale tylko po to zeby mnie krytykować, mówić jakie życie maja moi rówieśnicy i ze zawiodłam ją na całego. Przychodziła mnie przepytywać mimo, że mój stan zdrowia był jeszcze niestabilny i cały czas mówiła o szkole. Po prostu robiła wszystko żebym się nie wyleczyła. Pobyt w szpitalu trwał 2 lata i mam wrażenie ze do mojej mamy nic nie dotarło. Chodzi ze mną na terapie, ale inaczej się zachowuje tam a inaczej ze mną i to jest przykre. Nie wiem, czy dam rade dojść z nią do jakiego porozumienia. Wydaje mi się ze nigdy mnie nie zaakceptuje. Ola
  8. Hej, mam na imię Aleksandra, 18 lat, przyjechałam z Bydgoszczy. Tak... pi tych wszystkich pobytach w szpitalach psychiatrycznych i w ośrodku leczenia uzależnień od substancji psychoaktywnych przywykłam już do takiego sposobu przedstawiania się. We wrześniu 2017 roku rozpoczęłam naukę w liceum ogólnokształcącym. Byłam już wtedy dosyć mocno uzależniona od twardych narkotyków i dopalaczy, głównie od mefedronu. Dostałam się do VILO - najlepszej szkoły średniej w Bydgoszczy. Wytrwałam tam jednak tylko przez tydzień, ponieważ zażywałam substancje na każdej przerwie praktycznie i nie uszło to uwadze nauczycieli i innych uczniów. Dopiero po tym, jak zgubiłam woreczek z białym proszkiem w toalecie, zostałam oficjalnie usunięta z listy uczniów szóstki. Zostałam skierowana na oddział psychiatryczny do szpitala uniwersyteckiego. Przez pierwszy tydzień leżałam sama na izolatce i byłam kompletnie nieprzytomna. Potem, jak zaczęłam nieco więcej rozumieć, myślałam że dostanę wypis do domu. Okazało się jednak że mój tygodniowy pobyt przeciągnie się do 5 - tygodniowej obserwacji. Wtedy zaczęłam się buntować na wszelkie możliwe sposoby. Rzucałam kamieniami w okna, biłam i obrażałam personel szpitala. W tym okresie bardzo dobrze rozumiałam się z jedną pacjentką i razem po kryjomu paliłyśmy papierosy w toalecie i zabierałyśmy młodszym pacjentom słodycze. Ale jak ta dziewczyna wyszła zrobiło mi się strasznie smutno. Zapoznałam dziewczynę z depresją i wtedy po raz pierwszy dokonałam samookaleczenia szkłem z rozbitej szklanki. Wówczas pani ordynator stwierdziła że nie jest w stanie mi pomóc. Zrozumiałam że mam ogromny problem i zgodziłam się dobrowolnie na roczny pobyt w ośrodku leczenia uzależnień w Wierzenicy. Nie mogłam się tam jednak kompletnie odnaleźć. Cały czas miałam myśli samobójcze i okaleczałam się. W końcu po tygodniu opuściłam bez pozwolenia teren ośrodka i schowałam się w starym garażu. Dalej się okaleczałam, aż mnie znaleźli i zawiadomili mojego tatę że ma mnie zabrać bo stanowię dla siebie zagrożenie. Bardzo się ucieszyłam że jadę do domu. Jeszcze po drodze zamówiłam w internecie substancje od których byłam uzależniona. 2 dni później odebrałam z poczty paczkę. Poszłam do nowej niepublicznej szkoły i funkcjonowałam na tych substancjach przez 2 tygodnie. Do teraz nie wiem, jak mój tata zorientował się że znowu biorę narkotyki. Zawiózł mnie tak jak stałam tym razem nie do szpitala w Bydgoszczy, tylko w Świeciu. Tam stwierdzono że miałam we krwi toksyczne substancje i tata uratował mu życie. Parę dni pozniej odwiedziła mnie mama i powoedziala że wyglądam jak trup po czym się rozpłakała. Obiecałam że już nigdy nic nie wezmę. Oczywiście były to puste słowa, bo myślałam zupełnie inaczej. W Świeciu też nie czułam się za dobrze. Były tam bardzo surowe zasady, do których nie potrafiłam się przystosować. W związku z tym że pobiłam trzy pielęgniarki, po 3 miesiącach zostałam skierowana na oddział sądowy o wzmocnionym zabezpieczeniu, ponieważ miałam w sądzie, jak się okazało, sprawy za posiadanie narkotyków, rozprowadzanie i pobicie. Wtedy zrozumiałam że to nie są żarty. Zaczelam się starać i pracować nad sobą. Uczestniczyłam w terapiach, jedzilam na przepustki. Pobyt mój tam trwał rok. W grudniu 2018 dostałam wypis do domu i podjęłam próbę samobójcza. Uznałam że moje życie bez narkotyków nie ma sensu i wyskoczyłam przez okno. Po tym zdarzeniu znowu wrocilam do Swiecia na 6 miesięcy. Stwierdzono u mnie schizofrenię i zaczelam się leczyć w tym kierunku. 10.06.2019 roku dostałam wypis, ale miesiąc pozniej znowu zaczelam eksperymentować z narkotykami. We wrześniu poszłam do nowej szkoły, ale po tym jak przyszłam do szkoły pod wpływem zostałam zawieszona w prawach ucznia. Skierowano mnie na oddział dla dorosłych w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy. Jednak tam, zapoznałam pana który za pocałunki i takie rzeczy dostarczał mi narkotyki. Pobyt niewiele mi dał. Zaraz po otrzymaniu wypisu, poszłam kupić narkotyki. Następnego dnia obudziłam się z ogromnym poczuciem winy i zdecydowałam się na ośrodek odwykowy w Marianówku. Byłam tam przez 3 dni. Po tym jak się samookaleczyłam, dostałam natychmiastowo wypis. Wrocilam do domu i obiecałam że już bedzie dobrze. I faktycznie było. Wrocilam do szkoły, jednak z nieznanych przyczyn któregoś popołudnia bez większego namysłu podjęłam kolejny raz próbę samobójcza. Trafiłam od razu na intensywna terapie. Połknęłam 27 tabletek silnego leku. Cudem przeżyłam. Teraz przebywam na oddziale psychiatrycznym dla dorosłych juz od 3 miesięcy. Na razie jest stabilnie jednak obawiam się tego co przyniesie mi przyszłość...
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.