Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Demonik

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

387 wyświetleń profilu

Demonik's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Witajcie, Widzę, że forum jeszcze nie jest zaludnione ale spodobały mi się tematy artykułów i treść jednego z nich, dlatego postanowiłam się tu uzewnętrznić. Nigdy w życiu nie byłam w tak wielkim psychicznym dole, jak teraz. Posypało się wszystko i pierwszy raz w życiu, nie mam sił, aby się odbić. Zawsze te siły miałam a w niejednym dole już byłam.. 3 miesiące temu odszedł mój mężczyzna, po 4 latach przerywanego związku (przerywanego rozstaniami). Tym razem oboje wiemy, że rozstanie jest ostateczne. Początkowo gorąco zabiegał o to, abyśmy przekształcili ten niezdrowy związek w zdrową przyjaźń, ale miesiąc po miesiącu ochota na to mu coraz bardziej przechodziła. Czuję, że jestem mu już coraz bardziej obojętna, kontaktuje się ze mną już chyba tylko z poczucia przyzwoitości. Nie ma co mu się dziwić, jako że jestem osobą cierpiącą na wybitne poczucie odrzucenia, często na mocno wydumanych podstawach. 2 tygodnie temu odszedł mój tata. Tata, który długo chorował na raka, a przed chorobą był alkocholikiem. Choroba nie wpłynęła na jego zmianę osobowości (jak to bywa w filmach), pozostał zasklepiony w swojej skorupie do samego końca... Mimo to, Tata zawsze dawał mi poczucie bezpieczeństwa finansowego, zawsze w tej jednej dziedzinie od początku do końca, w razie wypadku, mi pomagał. Moja biologiczna mama zmarła, gdy miałam 2 lata, macocha 1,5 roku temu powiedziała, abym przestała ją nazywać matką bo już nią nie jest. Mamy tragiczne stosunki, ona nie jest zbyt dobrą osobą, delikatnie rzecz ujmując. Do tego straciłam pracę, gdzie miałam całkiem fajne stanowisko i niezłe zarobki, jednocześnie zmieniając mieszkanie na droższe, na które teraz w zasadzie już mnie nie stać. Przez lata toksycznego związku, z dosyć otwartej osoby, zamieniłam się w jakąś mega introwertyczkę, nie udaje mi się odbudować zaniedbanych relacji. To moja wina, wiem. Pewnie pierwsze co Wam przyjdzie do głowy, to abym poszła na terapię. Otóż jestem na terapii już prawie dwa lata, mimo tego rozpieprzyłam swój związek i w zasadzie znalazłam się w tym miejscu, w którym jestem teraz.... Ponadto byłam już na innych terpiach na przestrzeni dorosłego zycia... Dwóch innych po ok. rok czasu. Mój terapeuta chyba nie do końca ogarnia tematy, jest bardzo młody. Ja mam 33 lata i w tym momencie, nie widzę światełka. Choć zawsze miałam w sobie świało, naiwność, wiarę w lepsze jutro. Czuję się jak śmieć, prawdę mówiąc, choć wiem, że nim nie jestem. Nie jestem też typem samobójcy, nie mam tej odwagi w sobie. Aktualnie mam parę dni wolnego przed podjęciem nowej pracy, miałam gdzieś pojechać bo wykańczam się siedząc tu sama, ale na myśl o wyjeździe zaczyna mnie ogarniać panika. więc pewnie zawalę i to.. choć sił mi brak i spać po nocach nie mogę. Czuję się nie do końca dobrze, tak się żaląc.. zawsze lubiłam o sobie myśleć w kategoriach silnej kobiety, mimo wszystko. Ale prawda jest taka, że zaczynam bać się własnego cienia i czuję paraliż przed podjęciem jakiegolwiek kroku. Wszędzie czai się zagrożenie, ryzyko spieprzenia, bycia zranioną, poczucie zmęczenia i bezsensu tej walki z samą sobą. Próbowałam już jogi, medytacji, ceremonii szmańskich, ustawień Hellingerowskich, mantr, afirmacji, tańca.... Terapii. i NIC. tak źle jeszcze nie było. Być może należę do tych nieodwracalnie złamanych ludzi? Co zrobić, aby wykrzesać, mimo braku sił, braku sensu i wiary, jakiś czynnik, który pomoże mi powstać?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.