Cześć,
Zaprzyjaźniłam się z moim rehabilitantem - bardzo dobrze się nam rozmawia i czuję się przy nim dobrze, ale rehabilitacja w końcu się skończy. Do końca jeszcze trochę czasu, a ja już się martwię i stresuję, bo wiem że będę strasznie za nim tęsknić i będzie mi go brakować... Nie jest tak łatwo znaleźć osobę z którą się czuje swobodnie i od razu łapie dobry kontakt...
Zastanawiałam się czy jest możliwe żebyśmy zostali przyjaciółmi i spotykali normalnie na jakieś wyjścia po skończeniu rehabilitacji, czy by tego nie zaproponować. Problem tylko że on ma rodzinę, jest 10 lat starszy ode mnie i... Po prostu jakoś tego nie widzę... co by powiedział żonie? Że idzie na spotkanie bo się zaprzyjaźnił ze swoją pacjentką, sporo młodszą od siebie? Gdyby nie płeć to myślę że nie byłoby problemu, więc naprawdę mnie to dobija... Zaproponować podwójną randkę i spotkać się z nim i jego żoną + ja i mój narzeczony? Tylko że jesteśmy na różnych etapach życia - oni mają 10letnia córkę, a mi i narzeczonemu na razie do tego daleko. Zresztą to że nam się dobrze rozmawia nie znaczy że w takim składzie też by rozmowa się dobrze toczyła...
Czy zostaje mi tylko opcja tęsknoty i pogodzenia się z jego utratą? Jak się zdystansować żeby przeżyć to jak najmniej? (Mam jeszcze trochę czasu). Pomóżcie :((((