Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

magdalenam

Użytkownik
  • Zawartość

    6
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

magdalenam wygrał w ostatnim dniu 11 Listopad 2019

magdalenam ma najbardziej lubianą zawartość!

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

magdalenam's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

1

Reputacja

  1. U nas sytuacja jest odwrotna. To mąż jest nerwusem. Chociaż fala kłótni na szczęście za nami. Też się bardzo zmieniłam. Jestem osobą spokojną i cichą, ale radosną. Też zaczęłam uważać przy mężu na każde słowo i każdy ruch, zupełnie zatraciłam moją radosną spontaniczność i nie wiem, że przy nim kiedyś to odzyskam. Porozmawiajcie, powiedz mu, że chcesz się zmienić. I idź na terapię, zrób to dla siebie i dla Was, zanim Twój partner całkiem się na Ciebie zablokuje.
  2. To jest przerażające. Z jej strony nie ma najmniejszej chęci zmian i poprawy. Jej taki stan odpowiada. To się nazywa przemoc psychiczna. Jeśli nie macie dzieci uciekaj. Rozumiem, że jesteś wierzący, ale to jest patologiczna sytuacja, a ona nie zamierza tego zmienić. Zadbaj o siebie zanim całkiem zniszczy Ci psychikę.
  3. Zapomniałam wpisać na początku, a nie umiem edytować. Kobieta, 31 lat
  4. Czy istnieje coś takiego jak idealne małżeństwo? Znamy się 11 lat. Kilka lat na odległość, rzadkie spotkania, początki pełne zazdrości i wynikające z nieśmiałości obojga brak pokazania, że nam na sobie zależy. Przeciągający się związek na odległość, kłótnie, ale też rzadkie spotkania - miłe randki. Rozchodzenie się i schodzenie. Zamieszkaliśmy razem, mieliśmy mnóstwo na głowie, nadmiar obowiązków, stresów, bieda i mimo mieszkania razem, mijanie się. Intensywne pracowanie na 2 etaty, oszczędzanie i odkładanie pieniędzy na wspólne cele. Wreszcie od roku, mamy czas dla siebie po 10 latach, mamy razem wolne weekendy i popołudnia. Kochamy się, dbamy o siebie, lubimy wspólne wyjazdy, w wielu tematach mamy podobne poglądy, dogadujemy się w kwestiach urządzania mieszkania i obowiązków domowych, wypracowujemy różne kompromisy. W większości spraw jeśli coś jest nie tak, siadamy rozmawiamy i próbujemy to poprawiać i bardzo dużo się nam udało zmienić, a wydawało się, że się nie da. Ale mój mąż mógłby żyć bez dotyku. A ja go potrzebuję. Czuję się nieatrakcyjna, brakuje mi namiętności, której u nas nigdy nie było, a dostrzegłam to dopiero teraz. Muszę się prosić o dotyk, przytulenie i zazwyczaj tego nie dostaję, a jak sama chcę się choćby przytulić to często jestem odpychana (dosłownie). I nie chcę tego nazbyt dużo, nie jestem tego typu osobą. Zawsze to mężczyźni chcieli więcej niż ja potrzebowałam. Ale teraz tego nie mam prawie wcale. Rozmowy nic nie zmieniają. Czy mężczyzna może się zmienić pod tym względem? Czy wystarczą chęci? Czy zawsze tak będzie? Czy zawsze będę się czuła z tym tak źle? Czy przyzwyczaję się do tego? Czy po prostu nie powinniśmy ze sobą być, bo to nigdy się nie zmieni? Mąż jeśli coś go zdenerwuje to jest strasznie wybuchowy, łatwo się denerwuje, przeklina, krzyczy, mówi przykre rzeczy. Jest osobą, od której usłyszałam w życiu najwięcej przykrych rzeczy i najwięcej przelałam łez. Wiele razy o tym rozmawialiśmy, sytuacje są dużo rzadsze, ale jednak są. Ja pamiętam każde przykre słowo i nie dlatego, żeby specjalnie to rozpamiętywać, ale dlatego, że tak bardzo mnie to zabolało. Ja nawet nie umiem wrogowi powiedzieć złego słowa. Dlatego tak bardzo ranią mnie słowa od osoby, która powinna mnie chronić i kochać. Mąż twierdzi, że taki po prostu ma charakter i tego nie zmieni i nie mam brać do siebie. Czy to rzeczywiście kwestia charakteru? Czy nie da się zupełnie wyeliminować u siebie takich zachowań? Nie chcę słyszeć ani jednego słowa więcej jak nóż w serce. Usłyszałam ich już zbyt wiele i wiele razy odsuwałam się emocjonalnie od niego, aby mniej bolało, przez co czułam, że miłość prawie wygasała. Chcę móc w pełni kochać i nie bać się zranienie. Mój mąż jest jakby pozbawiony empatii. Złości się kiedy płaczę. Nie umie otoczyć mnie troską, ciepłem, przytulić, pocieszyć. Nawet jeśli mu się zdarzyło próbować (po wielu naszych rozmowach) to jeśli nie uśmiechnę się jak pluszak po naciśnięciu guzika to denerwuje się i unosi, co sprawia, że jest mi jeszcze gorzej. Bo jak ma czuć się osoba w smutku, kiedy płacze, a ktoś ją przyjdzie przytulić i jeśli to nie pomaga w minutę to otrzymuje od, jeszcze przed chwilą przytulającą ją osoby, agresję. Tłumaczy, że kiedy ja płaczę czuje, że to przez niego i się denerwuje, że coś zrobił nie tak. Czy to zbyt wiele oczekiwać od najbliższej osoby wsparcia, pocieszenia? Czy niektórzy ludzie są niezdolni i pozbawieni odruchu pocieszania drugiej osoby? Ja jestem bardzo spokojna i bardzo wrażliwa, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Ale od 13 lat nad tym pracuję i widzę ogromne postępy. Nie odrzucam związku z byle powodu, ale walczę o niego i wierzę, że można rozmawiać i pracować nad wszystkim. Mąż ma niską samoocenę, ale mocno to ukrywa i nie chce z tym pracować. Ale otworzył się na rozmowy o naszym związku i wiele problemów udało nam się już pokonać. Czy nasze problemy są do pokonania? Czy są to rzeczy, których zmienić się nie da i będą powodować wieczne nieszczęście? Czy są małżeństwa idealne? Czy to ja chcę zbyt wiele? Marzę o związku pełnym spokoju, miłości, wzajemnej dobroci, dbaniu o siebie, troszczeniu się o siebie, pocieszaniu kiedy jest potrzeba. O poczuciu bezpieczeństwa. W którym jest namiętność i wierność. Który dodawałby sił i mnóstwo radości. Pełnym zaufania. Który wypełniałyby same miłe chwile, wspólne spędzanie czasu, odkrywanie nowych pasji, podróże. Ale także dawanie sobie nieco potrzebnej przestrzeni. Czy to jest niemożliwe?
  5. Popieram przedmówców. Zadbaj o siebie. Jeśli Ci zależy na tym związku na nim to usiądźcie, porozmawiajcie i jeśli obydwoje będziecie chcieli naprawić sytuację i realnie on będzie chciał się zmienić i rzeczywiście będzie to robić. Ale jeśli w nim nie ma chęci zmian i poprawy sytuacji to uciekaj, żebyś potem nie żałowała, że nie zrobiłaś tego wcześniej.
  6. Witaj, mam trochę podobną sytuację. Piszesz : "Odkąd pamiętam borykam się z problemem stresu. Niesety nie pamietam dnia w którym czułam stan pełnego odprężenia." Mam podobnie. Wiecznie się wszystkim stresuję, jestem w ciągłym napięciu, tak wygląda całe moje życie. Od kilku lat pracuję nad rozwojem osobistym, uczestniczyłam w terapiach, grupach terapeutycznych, chodziłam do psychologów, próbowałam medytacji i różnych metod relaksacyjnych. Żyje mi się już dużo lepiej i sporo już zmieniłam w swoim życiu, myśleniu i nastawieniu, ale im więcej pracuję tym więcej widzę. I stres jest jedną z rzeczy, które cały czas się mnie trzymają i nie potrafię sobie z tym sama poradzić. W dzieciństwie byłam non stop krytykowana za całą moją osobę (wygląd, ruchy, śmiech, słowa, głos itd. - wszystko) i to teraz bardzo się odbija na moim życiu. Gdy tylko nie jestem sama stresuję się, bo czuję, że ludzie patrzą na mnie oczami mamy - wszystko im we mnie przeszkadza. To raczej z poziomy podświadomości czy raczej takie uczucie niż myśli. Blokuję się, wstydzę się mówić i rozmawiać z ludźmi, stresuje mnie każde wyjście do pracy, do ludzi, nawet spotkania ze znajomymi. Każde wyjście do ludzi mnie męczy. Czasami zastanawiam się czy to moja introwertyczna natura i nie powinnam wychodzić na siłę. Czy jest to unikanie ludzi i właśnie powinnam wychodzić. Jestem na etapie pozbywania się zamartwiania tym, co było i tym co będzie, bo nie mam na to wpływu. I to jest mój wielki sukces, bo robiłam to całe życie. Ale stres z poczucia bycia ocenianym i krytykowanym w myślach innych jest wykańczający. Do tego dochodzą inne problemy w małżeństwie i czasem gdy nagromadzi się zbyt dużo problemów na raz to przestaję sobie radzić. Mimo to cały czas pracuję sama nad różnymi rzeczami, czytam książki, ale nie ze wszystkim potrafię poradzić sobie sama.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.