Witam,
Mam 34 lata i od ponad roku jestem żonaty z kobietą, którą jestem ponad 12 lat. Wszelkie nasze problemy pojawiły się, gdy zaczęliśmy remontować mieszkanie. Ja pracuję w domu, ona jest bezrobotna czasem mi pomaga przy obsłudze klientów - prowadzimy sklep internetowy. Nie mamy dziecka jeszcze. Otóż - gdy zaczął się remont, ona zaczęła interesować się nim nad wyraz mocno - rozumiałem, zawsze chciała po swojemu mieć wszystko urządzone - a z racji, że ma gust i na ogół jej wybory są zgodne z moimi - zostawiłem tą kwestię jej. Podczas remontu, "zaprzyjaźniliśmy" się z osobami remontującymi jednak zaczęły pojawiać się między mną a żoną problemy. Ona twierdziła że została sama z tym remontem, jednak gdy chciałem przy czymś pomóc, zawsze było Ty pracuj, żeby były pieniądze, Ty się nie wtrącaj bo się nie znasz itp. W między czasie mieliśmy kilka kłótni większych, po czym nastała chwila, gdy remont się skończył, a ja byłem z żoną już bardzo daleko od siebie. Zacząłem jednak podejrzewać, że jest coś więcej niżeli tylko foch i zawód. Przez miesiąc próbowałem się z nią porozumieć, jednak ona zawsze odwracała kota ogonem i dalsza rozmowa mogła prowadzić tylko do kłótni o nic - odpuszczałem. W pewnym momencie podsłuchałem jak rozmawia z jednym z naszych robotników przez telefon, mówiąc o mnie takie rzeczy, że aż ugięły mi się nogi - że mnie nie nawidzi, że ma mnie w dupie i było kilka słów, które mogły sugerować, że coś jest między nimi. Zareagowałem od razu - tym razem mimo, że cały latałem starałem się to delikatnie ugryźć - spytałem, czy mnie zdradza, zaprzeczyła stanowczo, jednak zaraz odwróciła kota ogonem i zaczeła mnie atakować, jak mogę ją podsłuchiwać. Bez większych kłótni czy wyzwisk stwierdziłem, że muszę odpocząć i wyszedłem z domu, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i udałem się do hotelu. Następnego dnia gdy się pojawiłem, ona stwierdziła, że mi nie ufa - i nie czuje się bezpiecznie przy mnie - i dalej brnie temat podsłuchu. Ja wytłumaczyłem jej że zacząłem podejrzewać, że coś się dzieje niedobrego i nie potrafiłem nie zareagować - musiałem się upewnić, że to tylko moja wyobraźnia budzi zazdrość. Powiedziała, że potrzebuje czasu - początkowo miało to być 3 dni, jednak już trwa 3 tygodnie - w teorii mamy jeszcze kilka dni do umówionego końca "przerwy". W międzyczasie rozmawialiśmy sporo czy to SMS'ami, czy to spotykając się okolicznościowo, i zarówno ja powiedziałem, że chcę ratować ten związek, tak i ona powiedziała, że chce mi dać szansę. Ale mimo tego, ciągle jest oziębła i zaczynam obawiać się, że nic z tego już nie będzie. Codziennie staram się pisać dzień dobry i dobranoc, wysłałem jej kilka razy kwiaty. Ciągle powtarzam, gdy rozmawiamy, że mi zależy i chce to odbudować i wydaje mi się, że musimy rozmawiać o tym najlepiej w 4 oczy bo inaczej nic to nie da, że taka "separacja" może nas bardziej od siebie oddalić, ale ... narazie nie widzę, by coś to zmieniało. Jestem załamany - bo kocham ją i nawet, jeżeli mnie zdradziła chcę jej wybaczyć (są ku temu przesłanki), staram się naprawić to co zepsułem - czyli przestać być pasywnym tylko delikatnie staram się o nią walczyć. Co mam robić ?