Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

rockhard

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez rockhard

  1. Wydaje mi się, że jestem alkoholikiem. Nie, nie wydaje mi się. Wiem, że jestem. Moje picie jest dziwne. To nie jest chlanie na umór, zalewanie kaca klinem, tarzanie się po chodniku. Nie piję w ciągu dnia. Odrzuca mnie od wódki - potrafię odmówić, nie miałem jej w ustach właściwie od paru lat: namawiany przez kolegę przy Bardzo Ważnej Okazji (narodziny pierwszego syna, 60 urodziny) potrafiłem symbolicznie zamoczyć w kieliszku usta po czym resztę wylać. Zupełnie mnie do tego nie ciągnie. W zasadzie nie uznaję innych alkoholi niż piwo. I tutaj zaczyna się problem. Co to za alkohol - piwo? To rekreacja i odpoczynek a nie alkoholizm. Tyle że różnicy chyba nie ma wielkiej między wiadrem piwa a paroma kieliszkami wódki - efekt jest ten sam dla organizmu, prawda? Problem w tym, że mnie to przerasta. Piję piwo od kiedy pamiętam, nie awanturuję się po nim, nie zataczam i nie wymiotuję. Raczej nie zawalam pracy bo mam kaca, choć i tak mi się zdarzyło lecz na szczęście były to przypadki. Ale chlam go coraz więcej. I nie mogę przestać. Nigdy nie wiem kiedy zacznę i co gorsza kiedy skończę. A jak już usiądę w barze - skończyć nie potrafię. Nagle czas się robi z gumy, nie wiem kiedy przeleciały trzy godziny, czasem cztery a ja w sobie mam już szóste piwo. Kiedyś to była puszka dziennie, potem dwie. Byłem już na "górce" kiedy potrafiłem wypić nawet dziesięć puszek - potem wziąłem się za siebie, schodząc do dwóch puszek dziennie. Umiem nie pić parę dni ale potem znowu bomba. Wróć. To nie jest takie "nie pić" na poważnie. Schodzę wtedy do dwóch - trzech browarów dziennie, krzywdy mi to nie wyrządza, wstaję rano, odprowadzam dzieci, biorę się do pracy. Tak mijają dni a potem wraca beczka. Beczka bo inaczej nie da się napisać. Kto normalny pije dziesięć puszek dziennie - to już beczka, prawda? I co gorsza, rano jest makabra, obietnica że to koniec (sam do siebie) a wieczorem diabeł wraca. Kocham swoje dzieci, one też kochają tatę. Lubię ich usypiać i usypiać razem z nimi. I co z tego? Wracam po południu, odrabiamy lekcje, szykujemy się do spania a po drodze piwko - jedno, drugie, trzecie ... Oszukuję się, że idę tylko na godzinę - to na spacer, to do sklepu, do apteki, umyć auto. Idę i nie wracam. Beczka rządzi moim życiem, rano jest makabra i moralniak. Dzieci jeszcze się nie wstydzą ojca ale pewnie zaczną. Skąd wiem, że to dziwne picie? Wracam przecież prosto, nie śpię w windzie i nie krzyczę, nie awanturuję się i nie przeszkadzam, nie sram w gacie i nie wymiotuję gdzieś pod krzakiem. Ale czasem nie pamiętam, co wieczorem powiedziałem. Jakoś wszystko mi się rozmazuje. Póki co nie boli mnie wątroba ale już przestałem robić sobie zdjęcia. Ryj czerwony, napuchnięty, oczy mam jak królik, coś mi się zrobiło z cerą. Nie wyglądam dobrze. Dupa wprawdzie nie urosła ale bandzioch piwny owszem. Ja - od dziecka szczupły, raczej mały, nie wyglądam jak bokserzy a tu wielki misiek zwisający mi nad paskiem. Zawsze wydawało mi się, że to żadne chlanie - tak po prostu resetuję się po ciężkim dniu i tyle. Ale poszło to już za daleko. Przeraziłem się bo kiedy pomyślałem, że po prostu piwa dziś nie będzie, nie umiałem sobie wyobrazić co mam robić w zamian. Czy to znaczy, że bez alko ja już nie potrafię? Piję niebezpiecznie, na granicy czy po prostu jestem już alkoholikiem? Dużo o tym myślę. Czytam. Wiem o Krokach, wiem co trzeba zrobić. I nie robię. Wiem, że mnie to niszczy, wiem, że niszczy to rodzinę ... i nie mogę przestać. Zwalam winę na dzieciństwo - było jednym i nieustającym koszmarem. Zwalam winę na żonę - jest faktycznie trudna, mało kto by z nią wytrzymał. Ale to nie ona i nie trauma sprzed czterdziestu lat chla browary. Ja to robię. Mam problemy z emocjami, mam od zawsze, trudno żebym nie miał - dziecko porzucone przez alkoholika, wychowane przez kobietę, która umierała kiedy byłem mały. Moja mama. Miałem 11 lat gdy zmarła. Rak. A potem różne ciotki, wujki, dziadki, ojciec alkoholik, który wyszedł z pudła i "powrócił" - daj Bóg żebym nigdy go nie spotkał. Ale go spotkałem i o ile śmierć zabrała mi dzieciństo - mojej mamy - on zaorał dorastanie. Wielu rzeczy, które powinienem nie pamiętam - myślę, że celowo je wyparłem. Chyba trochę cud, że żyję, że się nie stoczyłem, że mam żonę, dzieci, pracę. Lecz emocji nie mam, nie potrafię czuć naprawdę, wszystkie te emocje, uniesienia i wzruszenia widzę z dala, jakbym nie ja je przeżywał. Tutaj włącza się alkohol. Tylko wtedy czuję coś naprawdę, tylko wtedy umiem się popłakać. Ale jednocześnie wiem, że to jest droga do przepaści. I tak stoję sobie nad nią, rozkraczony, dni mijają a ja coraz więcej piję. Tak, przychodzi taki okres, że potrafię mocno ograniczyć chlanie. Znów dwa piwa dziennie, czasem trzy i funkcjonuję jak normalny człowiek. Tylko czy normalny człowiek pije dziennie trzy browary? Może nic nie pije a ja jestem starym chlorem? Czuję pustkę, chciałbym się uwolnić. Nie potrafię. Jak coś zmienić?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.