Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

anonimowy312

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez anonimowy312

  1. Witam wszystkich, 1)Kim jesteś ? Jestem studentem w wieku 22 lat 2) W jakiej sytuacji pojawił się problem oraz jak długo trwa ? Wydaję mi się, że pierwsze kompleksy i epizody krótkotrwałej, ale powtarzającej się depresji (chociaż nie wiem czy tak mogę napisać może po prostu ciągle miałem i mam depresję, ale była w innej fazie tak jakby uśpienia [od razu przepraszam za prostotę wypowiedzi ciężko mi to wszystko opisać przy użyciu profesjonalnych terminów]), przeplatającej się (chyba) z nerwicą (czasami miałem nagłe ataki płaczu wieczorami, problemy ze złapaniem oddechu wraz z lekkim drganiem rąk). Oczywiście należy tutaj również wspomnieć o okresowych, powtarzających się myślach samobójczych (tak tylko i wyłącznie myślach), ciągłym rozważaniu i analizowaniu wszystkiego (czasami za dużo myślę nad tym wszystkim) i chyba najgorsze - przeszkadzaniu sobie w osiągnięciu sukcesu (jakiegokolwiek tak naprawdę). Mam również zmienne nastroje - z bardzo zmotywowanego człowieka z konkretnym planem działania przemieniam się w ciągu paru minut w pesymistę bez siły do życia. 3)Na czym twoim zdaniem polega problem ? Wiem, że i tak nieco przydługo, ale spróbuję w miarę możliwości opisać wydarzenia, które mogły mieć wpływ na mnie. Pochodzę z bardzo biednego domu, gdzie nie mamy bardzo często ciepłej wody, czasami obrywa nam się kawałek sufitu, a o kombinowanej instalacji gazowej jak i elektrycznej nie wspomnę. Kiedy miałem 6 lat doświadczyłem widoku, którego nie powinienem widzieć. Mój ojciec chory na padaczkę dostał atak i za mocno uderzył głową w podłogę z której wyciekały naprawdę duże ilości krwi. Udało mi się wtedy pozbierać i powiadomić o zdarzeniu blisko mieszkającą rodzinę, ale były to za silne emocje. W szkole podstawowej i gimnazjalnej byłem wyśmiewany za każdą możliwą rzecz stąd też chyba obecne kompleksy na punkcie mojego intelektu czy ciała. Z biegiem lat moja rodzina miała coraz gorszy kontakt w szczególności po śmierci mojego dziadka który był swoistym spoiwem tego wszystkiego. Po śmierci babci nie miałem nikogo tak naprawdę komu mógłbym się zwierzyć. Liceum jakoś przemijało czy to bardziej czy mniej smutno. Zdarzały się przypadki zauroczenia płcią piękną która oczywiście odrzucała mnie z powodu bycia zbyt wylewnym, narzekającym i chucherkowatym jegomościem - to mnie tylko utwierdziło w przekonaniu że nie będę miał szans z żadną dziewczyną. Poruszając sprawę znajomych- cóż ... w podstawówce miałem beznadziejnie toksycznych ludzi którzy obgadywali mnie za plecami albo zadawali się ze mną tylko żeby dokuczyć. W liceum miałem dosłownie 2 znajomych ale skłonnych do picia alkoholu i stanów depresyjnych w wyniku czego po takich spotkaniach cała trójka miałą dużo groszy humor. Co prawda miałem jedną koleżankę pozniej ale nie mielismy wspolnych tematow. Po liceum poszedłem na studia na których po prostu aż od 4 lat męczę się. Tutaj z ludzmi było inaczej oczywiście. Najpierw dotknęło mnie to że są to zwykli impezowicze bez ambicji. Miałem paru kumpli ale teraz każdy poszedł inną drogą i nigdy nie rozmawialiśmy na poważne tematy. Jeśli poruszałem tematy w stylu beznadziejności i braku sensu życia słyszałem "to idz sie zabij i tyle" albo "od czegos jest psycholog a nie my" czyli nie chcieli być wsparciem, a ja w miarę możliwości zawsze starałem się słuchać ludzi. Na studiach też pojawiła się pewna dziewczyna która w ogóle nie powinna - podrywała mnie sama będąc w związku. Nic od niej nie chciałem ponieważ byłoby to bardzo niemoralne i złe wobec tego chłopaka. Po paru miesiącach z nim zerwała ale ja coś zacząłem czuć z powodu większej ilości spędzanego czasu z nią. Przebyliśmy strasznie dużo sprzeczek, kłótni i w sumie nie wiadomo czego. Przyjazn nie przyjazn było to bardzo i to bardzo niezręczne. Rozmowy przebywanie z nią. I znowu pozniej "kręciła" z paroma chłopcami i nagle też ze mną. Tyle dramatów było że nie mogłem skupić się na nauce i zacząłem powoli "uwalać" wszystkie przedmioty na studiach. Oczywiście nie obeszło się to bez komentarzy rodziców "to rzuć to idz do łopaty" i znajomych "nie każdy się nadaje". Czułem się coraz głupszy i głupszy. Zerwałem znajomości już z wieloma toksycznymi ludzmi, ale i tak ich ciagle jest tyle (a może oni nie są toksyczni tylko ja beznadziejny ? nie wiem sam). Rok temu poznałem moją terazniejszą dziewczynę. Początki z nią były bardzo ciężkie z powodu kłótni. Nie rozumiała dlaczego jestem zamknięty nawet wobec niej, jak to jest mieć depresję, nie znosiła ( i tak nadal nie znosi) moich wywodów o depresji (ale nie mówię że nie pomaga mi bo momentami naprawdę dużo dla mnei robi ale każdy ma swoje granice). Sama miała dosyc niedawno atak paniki z powodu wypalenia na uczelni i brakiem jakiejkolwiek możliwości do nauki( co prawda wynika to też z jej lenistwa które próbuję zwalczyć i pokaz jej że wiele można osiągnąć [ale tylko wtedy kiedy przejawia się moja zmotywowana pełna energii strona tak czyli relatywnie rzadko]). Zachęcała mnie do znajomości z toksycznymi ludzmi którzy wyśmiewali mnie z tego że jestem z klasy niższej oraz z mojego specyficznego stylu bycia( inna muzyka, inne poczucie humoru, inne poglądy). Bardzo często ci sami ludzie nastawiają moją dziewczynę przeciwko mnie a w wyniku czego dosyć często słyszę "że jestem człowiekiem bez honoru bo nie chcę postarać się zarabiać bardzo dużo dla niej" (tak przy dziennym studiowaniu i zerowym doświadczeniu w obecnej branży). Co prawda nie neguje tego żę to moze byc moja wina i raczej jest bo nie wiem czy moze istniec zdrowy związek kiedy to obie strony powinny udać się do psychologa. Jest dla mnie bardzo ważna, wyjątkowa i bardzo bardzo często przemiła, ale wymaga ode mnie bycia "słodkim i pozytywnym" praktycznie cały czas oraz przyspieszenia związku (teraz po studiach chce zamieszkać ze mną a ja nie wiem za co i gdzie) oraz bywa egoistyczna (z tego powodu że była śpiąca nie oddała popułudniu sprawozdania i miałbym niezaliczony przedmiot razem z nią, a tak jak wspomniałem nie przelewa się u mnie więc nie wiem jakim cudem zapłaciłbym kolejny warunek. Zauważyłem też że jak bardzo postaram się dla niej i jestem ciepły uczuciowy i tym podobne lub postawię jej kolację - przyzwyczaja się do tego i kiedy jestem zmęczony po pracy lub akurat nie mam ochoty na konstruktywne myslenie jak spędzić wolny czas to wypomina mi to. Przypomina mi również moje wszystkie błędy przez ten rok przez co zarzucam sobie coraz to więcej i więcej. Jeśli chodzi o pracę tutaj sprawa jest prosta. Miałem ich parę ale nigdzie nie byłem szanowany - więcej, szybciej, zostań na dłużej i tak w kółko. Za parę groszy. Przynajmniej mogę teraz wspierać finansowo rodziców. I tak naprawdę nie wiem czy po moich studiach jest praca. Nikt nie chce mnie przyjac na staz, bo nie mialem czasu przez to wszystko brac udziału w projektach albo kołach naukowych. Muszę zmienić branżę, ale nie wiem czy mentalnie mnie na to stać. Nie wiem gdzie jest moje miejsce na tym świecie. Gdzie popełniam błędy ? Czy ludzie za dużo wymagają ode mnie ? Czy to tak naprawdę ja pod wpływem nacisków, braku snu oraz toksycznych ludzi (a może rozsądnych a nie "toksycznych") uginam się i "robię sobie pod górkę ? Dodam na koniec że bardzo dużo rozmawiam z dziewczyną i próbuję przeprowadzać rozsądne dyskusję odpowiednio argumentując moje stanowisko, ale z drugiej strony często słyszę tautologię i zbyt impulsywne podejście w rozmowie. U mojego ojca i matki niestety stało się tak że siedzą każdy sobie samemu w urządzeniach elektronicznych odcięci od świata i pochłonięci do reszty. Miałem również kumpli z innej uczelni, ale nie akceptowali mojej dziewczyny ze względu na to, że nie uprawia żadnego sportu i bywają już ostrzejsza spięcia między nami kiedy to obrażają ją. Bardzo przepraszam za chaotyczne opisy, braku uporządkowanie oraz zbyt ogólnego naświetlenia sytuacji. 4)Jak ewentualnie radzisz sobie z problemem albo jak go znosisz ? W liceum zakochałem się w mojej gitarze elektrycznej i tak zostało do dzisiaj i zostanie. Dzięki niej potrafię wyrazić bardzo dużo emocji, a czasami mam wrażenie, że w pewnym stopniu personifikuję ją poprzez uważanie że to gitara mnie najbardziej rozumie. Ważny fakt (moim zdaniem) na studiach zacząłem ćwiczyć na siłowni i trenować kalistenike (oczywiscie okresowo 3 miesiące ćwiczeń 1-2 przerwy), a po treningu dostawać nagły zastrzyk dawki endorfin, a czasami nawet dostawać głupawki. Jednak im więcej ćwiczę tym potrzebuję silniejszego bodzca i dłuższego treningu by ten stan osiągać - stan w którym wszystko jest możliwe i nic mi nie stoi na przeszkodzie. Ale wiadomo wywoływanie hormonów nie trwa wiecznie i w końcu przychodzi depresja. Ona gdzieś tam jest. Tylko czeka aż zostanę sam. 5)Jakie ewentualne pytania odnośnie problemu ? Zmienić siebie ? Czy może otoczenie ? Otoczenie z ludzmi czy bez ? Godzić się z przegraną czy być realistą a może optymistą ? Jak odnalezc się na rynku pracy w Polsce ? Czy uda mi się przebranżowić ? Czy mój związek ma przyszłość ? Czy kiedyś przejdzie mi złe samopoczucie i kompleksy ? Czy warto żyć, czy tak naprawdę to co robimy to ciągła walka o przetrwanie,a cały ten system ma tylko za zadanie stworzenie iluzji, w której wydaje nam się że nie jesteśmy dzikimi zwierzętami w bezlitosnej dżungli ? (ponownie przepraszam tak kolokwialnie rzecz ujmę "ścianę tekstu")
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.