Wie Pan, jest w tym sporo racji. Kiedy widziałem różnych bon vivantów brylujących w towarzystwie, to czegoś nie rozumiałem: niby potrafili uwodzić piękne kobiety, często byli z nimi widywani, a następnego dnia zapominali o nich i chodzili z brzydkimi. Doszedłem do wniosku, że kluczem do ich sukcesu jest absolutny brak dobrego gustu. Oni przy rozmowie z piękną kobietą nie stresują się, że podryw im nie wyjdzie, bo jak nie wyjdzie, to żadna strata, idą podrywać inną, każda inna kobieta jest dla nich równie dobra, głoszą mądrości typu: "tego kwiata jest pół świata" itd. Faktycznie z takim stanem umysłu zagadanie do ładnej kobiety nie jest dla nich żadnym stresem, to jak gra w pokera na zapałki, pełne wyluzowanie, bo wszędzie na ulicy widzą inne zapałki, ale takich facetów się nie da naśladować, bo po prostu trzeba się urodzić z jakimś, nie wiem, gigantycznym poziomem testosteronu (?), że każda kobieta im się podoba.