Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Maniaa31

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

Maniaa31's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Już wcześniej były spięcia, ale zdecydowaliśmy się na dziecko. Nasza córka ma 4 miesiące. Podczas ciąży dość często były spory, też chodziło o rodziny, nie akceptował mojej, zawsze miał jakiś problem. Pali trawkę, po narodzinach dziecka obiecał, że przestanie ale pali dalej, wie że mi o nie odpowiada. On pochodzi z dolnego śląska a ja z pomorskiego, a mieszkamy w Niemczech i głównie tylko jeździliśmy w jego strony na święta etc. (Moi rodzice po rozwodzie, uważa on, że „nie ma gdzie bo a nie mam domu”, kilkukrotnie w kłótni powiedział, że jestem z patologii. Gdy trzeba było coś ustalić zawsze był stres aby nie było wybuchu agresji. Najcięższe jest to, że były też piękne chwile, marzenia wspólne. Wyprowadziłam się wczoraj, już któryś raz, ale zawsze wracałam, a teraz już chyba nie dam rady. Ciężko strasznie bo przecież mamy razem dziecko, i to takie małe. Serce mi pęka, że nie możemy być rodziną. Czy na prawdę tak jest, że ludzie po prostu do siebie nie pasują? Jestem kompletnie rozbita, a wiem że muszę być silna dla córki. Kilkukrotnie powiedział mi strasznie dużo przykrych słów, a potem, że to było w nerwach. Kilkukrotnie wyzywał, oblał wodą, pakował moje rzeczy, nie szanował przy innych, ubliżał mojej rodzinie, krzyczał, uderzał w czułe punkty np po porodzie że nie umiem „się kochać”. Ja niekiedy też wyzwałam, coś na zasadzie żeby poczuł jak to jest. To niezdrowa relacja, ale dalej się łudzę, że się zmieni. Ale czy to możliwe? Czy ludzie się zmieniają? Jak to jest, że z początku fruwalam nad ziemia z miłości do niego, a teraz mam ochotę się schować pod nią ze wstydu przez ostatnia awanturę? Zawsze starałam się śmiać w towarzystwie, rzucałam dowcipami, a przy im dużo ludzi twierdzi, że zgasłam, szara myszka. Po porodzie było tylko gorzej. Poród był ciezki, wspomagany, on przy nim był, nie tak miało być ale tak już się zdarzyło. Leżałyśmy tydzień w szpitalu bo mała miała infekcje, po porodzie była na innym oddziale przez 7 godzin. Dla mnie, młodej matki było to straszne. Na sali poporodowej przez 2 godziny byłam sama, leżałam bez dziecka i niego, on poszedł się przejść, a potrzebowałam go wtedy.W szpitalu też był wybuch jego agresji. Przecież urodziłam Nam Nasze dziecko, na tyle jak potrafiłam. Przed akcja porodowa wypomniał mi brak uczęszczania do szkoły rodzenia i decyzja na poród siłami natury, a nie cesarskie cięcie. Później w kłótni wytknął mi ze nie potrafiłam urodzić sama dziecka. W dzień powrotu do domu tez była awantura, bo powiedziałam, że brodzik brudny. To już, że on sprzątał tydzień a ja głupia nie umiem docenić. Później przed impreza rodzinna, dym, że krawat wyprałam i go zniszczyłam, i teraz on nie ma, wyglada jak frajer i to moja wina. Za każdym razem schodziłam z drogi. Imię tez daliśmy tak jak on chciał, pomimo że miałam inne typy. Czy to nie jest wystarczający dowód miłości do niego? Jeżdżenie głównie o jego rodziny, a nie mojej? Wybaczania tych krzyków za każdym razem i przepraszanie? Chciałam ratować ten związek. Czy on nie powinien mnie chronic, zwłaszcza teraz? Ostatnio dym, ze ja nie gotuje obiadów i tylko telefon, czemu spie do 10 etc. To pretekst tylko do ujścia emocji, prawda? Proszę, spójrzcie na to obiektywnie, nie mam z kim porozmawiać, moja rodzina za mną a jego za nim. Nie wiem jak to dalej wszystko zrobić.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.