Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Blythos

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Blythos

  1. Witam wszystkich. Postanowiłem napisać, gdyż nurtuje mnie pewna sprawa, a właściwie ich cały zbiór, które razem tworzą ciekawy obraz sytuacji. Mianowicie - mam zaburzony system emocjonalny. Nie jest tak, że nie rozumiem przykrych wydarzeń, zwierzeń odnośnie różnych sytuacji czy nie zauważam stanu psychofizycznego danej osoby. Zwyczajnie nie wywiera to na mnie wpływu, choć doskonale rozumiem co się dzieje i skrzętnie staram się to ukryć, żeby ludzie nie uznali tego za przejaw braku szacunku czy czegokolwiek w tym guście. Ponadto zdarzenia stresowe owszem, powodują wyrzut adrenaliny, ale nie zmieniają mojego myślenia, zmienia się co najwyżej szybkość reakcji. Dodam, że nie jest to czcze gadanie, gdyż z uwagi na pracę i zainteresowania mam nieustanny kontakt z czynnikami stresogennymi. Przykładowo - widywałem rany zadane z broni palnej, pomagałem przy nieciekawych wypadkach samochodowych, a minutę później byłem w stanie się z tego śmiać, nie spowodowało to dosłownie żadnej reakcji, jedynie obojętność, która nawet mi wydała się lekką przesadą. W końcu powinienem komuś współczuć, prawda? Mimo, że wiem, iż przykładowo dobrze zrobiłem i byłem z tego powodu... "zadowolony"? W sensie z faktu udzielenia pomocy, spełnienia obowiązku to nie przekładało się to na dalszą sferę uczuć. Miałem również okazję przeżyć dachowanie samochodem przy sporej prędkości po czym od razu wydostałem się z samochodu, a gdy przyjechała karetka to przejmowałem się jedynie stanem pojazdu. Z kolei ciśnienie zmierzone w karetce było wręcz książkowe. Nawet ratownicy i psycholog (którego miałem może dzień później z uwagi na badanie kontrolne) byli zdumieni brakiem szoku, czegokolwiek. Po prostu pustka emocjonalna. Kolejną kwestią jest element walki. Trenuję systemy walki i korzystam na co dzień z broni, miałem okazję być napadniętym albo brać udział w bójkach i inną osobę widziałem, jako cel, nie człowieka. Ponownie, oprócz adrenaliny, zero czegokolwiek ponadto. Skrupuły sprawia mi tylko system prawny i element napiętnowania społecznego, trzeźwe podejście do sprawy, żeby nie przesadzić (mimo, że ktoś używający wobec mnie przemocy w celu wyrządzenia mi krzywdy powinien liczyć się z tym, że źle trafił). Przyjaciele, gdy widzieli mnie w takich chwilach (lub przy większych kłótniach w związku) mówili, że mam "pusty wzrok", wyglądam jakbym miał kogoś "zaraz zabić", koleżanki potrafiły odsunąć się z drogi, nawet dziewczyna powiedziała, że czasem się mnie boi. Choć nigdy nie podniosłem ręki na kogoś pierwszy, szczególnie na nią, nawet ilość krzyku w ciągu życia policzyłbym na jednej ręce. W obronie mojej krtani zdarzyło mi się też zabić psa, który kolokwialnie uznał mnie za swojego wroga. Gdy o tym mówię to widzę krzywe spojrzenia, bo jak to tak, mogłeś go przegonić czy coś. Nie mogłem, i to tylko pies. W moim odczuciu. Żywa istota niby, ale... no właśnie, tu jest problem (choć z punktu widzenia pracy jest to nawet cecha pożądana bym powiedział). Czytałem "O zabijaniu" i jedynie kilka procent ludzie jest w stanie to zrobić, a nie mowa o wypraniu z emocji. W ramach ciekawostki dodam, że jej matka była psychologiem i powiedziała mi, że nie potrafi mnie rozgryźć i znów, że często mam pusty wzrok, choć określiła to "zblazowaną miną". Po drugiej stronie bieguna jest fakt, że muzyka czy film, ogólnie pojęty artyzm, który do mnie trafia potrafi przyprawić mnie nawet o dreszcze. Byłem również w związku jak wspomniałem, gdzie odczuwałem radość, miłość (?), przywiązanie i o ile ja sam wielokrotnie byłem szyty w szpitalu, miałem różnorakie urazy i ledwie zgrzytnąłem zębami to w przypadku tej kobiety dostawałem zawału, gdy cokolwiek jej się stało. Z jej powodu też płakałem, choć nie zdarzało mi się to nawet w przypadku śmierci bliskich mi osób. Dodam, że w dzieciństwie byłem nękany, ojciec często był nieobecny, choć teraz nadrabia, byłem świadkiem alkoholizmu, a towarzystwo lubiło wszelkie używki. Ja z kolei lubiłem szkicować, pisać, czytać książki o najróżniejszej tematyce, interesowałem się religioznastwem i najdziwniejszymi zagadnieniami fizyki. Byłem dość wrażliwy. Z uwagi na te czynniki zmieniłem się dość znacznie. Książki zastąpił sport, a artyzm chłód broni. I nie czuję się z tym źle, wręcz przeciwnie - mam poczucie bezpieczeństwa, ludzie mnie szanują, uważają za dobrego obywatela. W końcu pełnię szanowany zawód, pomagam ludziom nawet charytatywnie, bronię słabszych, doradzam, gdy ktoś ma problem, a za najbliuższych wskoczyłbym w ogień. Tylko ja sam nie uważam się za takiego, czuję jakby mi czegoś brakowało. Jakiegoś wskaźnika moralności, wyrzutów sumienia, nie empatii może, bo rozumiem emocje innych, ale pełnej skali uczuć w sobie. Co jest nie tak? Jak to nazwać i czy mogę coś z tym zrobić?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.