Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

chlebzmaslem

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez chlebzmaslem

  1. Dziewięć lat temu zostawiłam chłopaka po roku związku dla innego faceta- 25 lat starszego. Byłam totalnie zakochana a on wydawał się być ideałem. Od kilku lat nie mieszkał już z żoną, po jakimś czasie wzięli rozwód i wtedy mogliśmy zacząć nasze wspólne życie. Po 4 latach oświadczył mi się przy mojej rodzinie. Wszystko było idealnie. Byłam taka szczęśliwa. Cały wolny czas poświęcałam na oglądanie sukni ślubnych, kwiatów, i całej weselnej reszty. Po Pół roku dotarło do mnie, że jego rola zakończyła się na oświadczynach. On wcale nie zaczynał tematu ślubu. Nie zrobił tego ani razu. Pokłóciliśmy się o to i wtedy zaczął coś działać w tym temacie. Bylam trochę rozczarowana, ale on zganiał to na pracę- której faktycznie miał mnóstwo. Niestety. Pewnego dnia znalazłam w jego samochodzie zużytą prezerwatywę. Świat mi się zawalił. Wszystko przepadło. Początkowo kłamał, że to nie jego a ja tak bardzo chciałam wierzyć, że to prawda. Mimo wszystko, postanowiłam się wyprowadzić. To był najgorszy dzień w moim życiu. Co powiem rodzinie, jak im powiem, że wracam do domu po tylu latach. Wszystko było koszmarem. Serce pękło mi na milion części. Do tego poczucie upokorzenia, zdradzenia i wstydu. Jak mógł mnie zdradzić kiedy ja wybierałam sukienki ślubne. Nikt nie zasłużył na coś takiego. Moje poczucie wartości zostało przejechane czołgiem. Nalegałam, żeby powiedział mi prawdę. Z jakiegoś powodu chciałam wiedzieć wszystko- chyba chciałam go znienawidzić, żeby było mi łatwiej odejść od niego. Wtedy właśnie przyznał się, że to faktycznie jego i że przez te 5 lat zdradził mnie jakieś 10 razy- z prostytutkami i że jest uzależniony od seksu. Błagał mnie o powrót, że pójdzie na terapie, i będzie w klinice tak długo jak będzie trzeba, ale musimy być razem, że zrobi wszystko. Po kilku miesiącach walki ze sobą wróciłam do niego. Poczułam ulgę, że znowu jesteśmy razem. Wierzyłam, że mnie kocha i miłość go zmieni. Ja kochałam go nad życie i wierzyłam, że po jakimś czasie jakoś przez to przejdziemy a my będziemy żyć długo i szczęśliwie. Tak stałam się osobą współuzależnioną od seksu. Dostałam obsesji na jego punkcie, chciałam znać wszystkie szczegóły. Raniło mnie to jeszcze bardziej, ale brnęłam w to. Przeglądałam telefony, komputery, socialmedia, historię przeglądania a także za jego zgodą śledziłam go gpsem. Stałam się agresywna. Nie potrafiłam radzić sobie z gniewem i frustracją która mnie ogarniała. Demolowałam dom, niszczyłam wszystko co wpadało mi w ręce. Te rzeczy lądowały też na nim. Dochodziło do fizycznej agresji z mojej strony. Wielokrotnie go biłam. On to wszystko znosił, bo twierdził, że zasłużył. Nigdy nie był zły. Nie ważne jak cenne były rzeczy które niszczyłam. Jak wielką demolkę zrobiłam w domu i że szedł do pracy z podbitym okiem. doszło do tego, że bałam się siebie. Bałam się, że zrobię mu prawdziwą krzywdę i spędzę życie w więzieniu. Próbowałam nad tym panować niestety to ciągle wracało. Potrafilam kopać go, gdy kierował samochodem. Nie obchodziło mnie, że mogliśmy zginąć, lub zrobić krzywdę osobą trzecim. Dodam, że przed zdradą, nie przejawiałam żadnej agresji. Byłam ciepłym, dobrym człowiekiem który zrobiłby wszystko dla swojego partnera. Dzisiaj mija od tego czasu 3,5 roku. Przez ten czas, kilka razy znalazłam na jego komputerze czy telefonie rzeczy których obiecywał mi, że nigdy już nie znajdę-ale jednak. Moja napady agresji są dużo rzadziej. Czy mnie zdradził? Nie wiem, nie mam na to dowodów, ale nie ufam mu. Chociaż uważam go za dobrego i wspaniałego człowieka (być może brzmi to głupio) bo wiem, że to jest choroba. Sam wolałby być zdrowy. Jak wszyscy. Nie zmienia to jednak faktu, że stałam się przez jego chorobę wrakiem psychicznym. Moje poczucie wartości jest zerowe. Wciąż ćwiczę i biegam. Doprowadziłam ciało do formy o której nawet nie śniłam. Niestety w lustrze zawsze widziałam fałdy tłuszczu, brak biustu, okropną twarz. Byłam zdecydowana na operację plastyczną. Jadłam coraz mniej i ćwiczyłam coraz więcej, ale nigdy nie byłam zadowolona. Po kilku latach dążenia do ideału jakim chciałam dla niego być coś we mnie pękło. Po 8 latach zaczęłam znowu palić papierosy. Zaprzestałam jakiejkolwiek aktywności fizycznej i nie zwracam uwagi na to co wkładam do garnka. Nie ufam mu, i Chociaż czasem wyobrażam sobie go jako ojca moich dzieci i że jesteśmy rodziną to nie potrafię z nim nawet rozmawiać o ślubie i rodzinie. Mam traumę, bo własnie po zaręczynach odkryłam prawdę o nim. Z drugiej strony za miesiąc będę miała 30 lat. Chciałabym mieć męża i dzieci. Nie potrafię go zostawić, ale też nie potrafię wyjść za człowieka któremu nie ufam. Nie chcę udawać szczęścia na moim własnym ślubie. Mimo, że moja samoocena sięga dna to twierdzę, że zasłużyłam na to by przeżyć ten dzień jak wszystkie koleżanki. Chciałabym żeby był to najszczęśliwszy dzień mojego życia. Wiem jednak, że taki nie będzie, skoro sama rozmowa o ślubie doprowadza mnie do szału. Nie potrawie już nawet o tym rozmawiać. Tym bardziej czerpać radości z planowania-która powinna być częścią przygotowań. Niestety, kolejną rzeczą która jest spowodowana tymi przeżyciami jest paraliż woli. Nie jestem wstanie podjąć decyzji o odejściu, ani o podjęciu poważniejszych kroków jakim jest rodzina. Nie potrafię też podejmować zupełnie niewinnych decyzji, które nie mają żadnego wpływu na moje życie. Jestem w potrzasku. Dobija mnie to każdego dnia. Zanim go poznałam, byłam pewna, że jestem wyjątkowa. Gdy nie odpowiadał mi partner- zamieniałam go na innego. Być może to karma. Ale taka właśnie byłam. Cieszyłam się życiem i wszystkimi zmianami i decyzjami. Nie wiem czego oczekuję pisząc to wszystko na tym forum. Moja rodzina myśli, że jesteśmy szczęśliwi. Są pewni, że ja jestem szczęśliwa. Nikomu nie mówię o tym co dzisiaj czuję. Zakładam maskę i udaję kogoś kim już dawno nie jestem, żeby nie martwić moich bliskich. I żeby nie dawać pożywki tym mniej bliskim. Gdy się rozstaliśmy powiedziałam wszystkim co mi zrobił.Byłam pewna, że już do niego nie wrócę. Znajomym i rodzinie. Dzisiaj tego żałuję. Wstydzę się z nim wychodzić gdy jesteśmy w moim rodzinnym mieście. Wiem, że wszyscy wiedzą. I wszyscy to oceniają. Nie chcę żeby tak wyglądała reszta mojego życia. Kocham go i chociaż mu nie ufam, to wiem, że nie zaufałabym już żadnemu facetowi. A my w codziennym życiu dogadujemy się świetnie. Mamy podobne poglądy. Wiele nas łączy i wiemy o sobie wszystko.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.