Cześć, jestem Agata i mam 20 lat. Choruję na dystymię, depresję i mam stwierdzoną osobowość schizoidalną. Mam problemy rodzinne i chciałabym niedługo wyprowadzić się z domu. Jednak najpierw muszę mieć stałą pracę, żeby mieć stały dochód. Czuję się już wykończona mieszkaniem z rodziną (przemoc psychiczna, awantury, kiedyś była przemoc fizyczna ze strony ojca). Czuję że już dłużej tego nie wytrzymam... wstępnie planuję wyprowadzkę na początek sierpnia, ale jeszcze nie wiem czy to się uda (praca). Jestem z Lublina. Czy jest tu może ktoś, kto ma podobnie? Niby mam koleżankę, ale najpierw wymagała ode mnie niemal ciągłego kontaktu, spotkań po 3-4 razy w tygodniu, codziennych rozmów przez telefon (osoby z moją osobowością potrzebują mało kontaktu z innymi ludźmi. To było o wiele za dużo). Jednak po jakimś czasie naszej znajomości zaczęła ciągle szukać sobie chłopaka przez internet, narzekać ze nie może nikogo poznać. Ostatnio poznała jakiegoś i już się do mnie nie odzywa. Uważam, że to nie w porządku jej strony, tym bardziej ze zawsze jak wcześniej któryś ją zawiódł leciała od razu do mnie z płaczem. Nie zależnie jak się czułam ani co mi akurat wypadło musiałam się z nią czym prędzej spotkać u ją pocieszać. Czuję się co najmniej nie ważna w takiej relacji i chyba nie chcę jej dłużej ciągnąć. Dla mnie to bez sensu. Mam wrażenie, że po prostu spotkania ze mną służyły do zapełniania jej wolnego czasu, bo nie lubi spędzać go sama. Że spotykała się że mną z nudów... ja osobiście lubię spędzać czas sama. Mam też silną potrzebę bycia w grupie osób o podobnych do moich zainteresowaniach (zwierzęta, pomoc zwierzętom). Działam w takich organizacjach, niestety bardziej na odległość, bo w moim mieście praktycznie nic takiego się nie dzieje moim marzeniem jest własna organizacja dla zwierząt i mam zamiar je spełnić jeśli piszę w niewłaściwym dziale, proszę o informację, to mój pierwszy post na forum. Mam też problem, bo bardzo potrzebuję terapii, a mojego terapeuty za tydzień ma nie być. Co gorsza, potem w sierpniu ma go nie być przez aż 3 tygodnie a ja potrzebuję wsparcia, mam bardzo zły nastrój, nic mnie nie cieszy i nie mam wogóle siły nawet żeby rano wstać z łóżka. To w połączeniu z problemami rodzinnymi jest nie do wytrzymania. Szczerze mówiąc, nie wiem już co robić. Koleżankę poznałam na terapii na oddziale dziennym. Na początku mówiła że cieszy się że mnie poznała. Trochę pomogła mi się pozbierać po innej relacji, która była dla mnie niedobra. Szczerze mówiąc lepiej czułam się kiedy nie miałam żadnych relacji, ale kiedy jeszcze byłam na oddziale i byłam w grupie. Teraz, prawie 2 miesiące po wypisie z tamtąd czuje się okropnie.