Dżasta. Nigdy nie miał kobiety. Jak miał 18 lat spotykał się z jakąś kilka dni. Twierdził że nigdy nie potrzebował kobiety, czuł że chce sie wyszaleć. Ciężko jest mi uwierzyć że mówi mi to co siedzi w nim bardzo głeboko. Codziennie jak spie rano idzie do pracy caluje mnie na pozegnanie w czolo, codziennie slowa kocham Cie, wiadomosci w ciagu dnia jak bardzo mnie kocha, jak cieszy sie ze mnie ma. Gotuje, sprzata, pomaga bardzo, traktuje bardzo dobrze. Zaznaczę ze wczesniej z kilka razy bardzo zle w zlosci do niego sie odezwalam, w sensie takim jak on do mnie bylam pierwsza, tkwi we mnie wiele zawodów z jego strony i zalu dlatego czasami powiedzialam cos zlego. Obiecalam sobie i modle sie ze nigdy do niego tak sie nie odezwe bo nie tedy droga. Teraz od wczoraj uslyszałam won, gówno, wypierdalaj k*rwa i tak w kółko. Teraz pisze dzwoni, przeprasza ze tylko mnie ma, jak zwykle od ponad 4 lat branie na litosc ze przez cos tam tak reagowal bo wszystko na jego glowie itd. Boże, nie chce myślec nawet o tym że musze odwolac slub. Ciagle w sercu czuje ze jak bede w towarzystwie z nim to bedzie dobrze bo przewaznie tak bylo i jest tylko odboja mu jak pojdzie na imprezy firmowe. I wczesniej na poczatku znajomosci czesto odbijalo bo przesadzal z alkoholem. Boże... co teraz..