Witam, mam 33 lata i jestem mamą 3-latka. Mam męża, z którym spotykałam się przed ślubem 6 lat, po ślubie jesteśmy 5 lat. Więc znamy się długo, ale niestety okazało się, że nic o sobie nie wiemy. Mąż mnie okłamuje, manipuluje. Pracuje ze swoimi rodzicami, jest niejako uzależniony od nich finansowo, a jego matka w dalszym ciągu uważa go za małego synka i kontroluje jego życie. Kupuje mu ubrania, mówi mu kiedy ma kupić sobie nowe buty, że ten czy tamten kolega jest dobrym towarzystwem. Wiem, że mężowi to przeszkadza, ale w związku z tym że ma kasę od mamy to nie może się od niej odciąć. Ja jestem na drugim planie bo ja go nie finansuje. Miałam swoją pracę, ale poświęciłam się dziecku i zostałam w domu. Dopiero teraz syn poszedł do przedszkola, więc ja będę wracać do pracy. Mieszkamy sami, ale w domu którzy wybudowali 20 lat temu teściowie i go remontujemy, ale teściowa też w tą sferę się wtrąca. Ja jestem osobą która chce być taktowna, i wprost nie umiem powiedzieć, żeby się nie wtrącała. Tłamszę te uczucia w sobie, ale ostatnio coś we mnie pękło. Od co najmniej 2 lat się źle czuję. Miałam robione tysiące badań, łącznie z rezonansem magnetycznym głowy, ekg serca itp. Wyniki wychodzą ok, a ja się źle czuję, mam przyśpieszone tętno które wynosi ok.100. Codziennie boli mnie głowa, Czuje się roztrzęsiona, ręce mi drżą, mam płytki oddech, uczucie gorąca na twarzy i od razu robię się czerwona. Strasznie się boję, że może mi się coś złego stać. Często badam sobie ciśnienie krwi. Gdy byłam mała, miałam ok. 3 lata byłam w szpitalu i później gdzies do ok. 10 roku życia miałam wiele badań i konsultacji. Później zmarł mój dziadek i bardzo przeżyłam jego odejście. Oprócz tego kiedyś będąc w szpitalu u dziadka zacięłam sie w windzie bo jechało nią za dużo osób i bardzo sie wystraszyłam i długo nie jeździłam winda. Rodzice jeździli a ja chodziłam po schodach. Przełamałam się dopiero mając 25-28 lat. Jeśli ktoś mówi o chorobach to ja nie mogę tego słuchać. Bardzo przeżywam jak usłyszę, że jakiś znajomy miał np. wylew czy zawał. Od razu mi się robi słabo. Codziennie źle się czuję, jest mi słabo... Jestem dodatkowo bardzo zmęczona, nie mam energii, na nic się nie leczę a czuje się jakbym miała tysiąc chorób. Chciałabym sobie jakoś pomóc, staram sie normalnie funkcjonować, robić zakupy, wypełniać swoje obowiązki w domu, ale nawet jak nie mam podstaw do stresu to podświadomie jestem bardzo zestresowana... Zastanawiam się czy to nie jest właśnie sfera emocjonalna. Nawet jak np idę po zakupy spożywcze to jestem taka cała spięta i szybko chce wracać do domu. Bardzo rzadko mam chwile luzu. Codziennie jak wstaje to od razu się źle czuję. Z mężem niestety nie mam zbyt dobrych relacji, wiem, że on nie jest ze mną szczery i nawet jak mu o tym mówię, to on to bagatelizuję. Dlatego nie mogę liczyć na szczerą rozmowę z nim i z tymi moimi problemami jestem sama. Proszę o podpowiedź co robić, gdzie szukać pomocy, albo co zrobić, żeby samej sobie pomóc.