Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

ekoistka

Użytkownik
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez ekoistka

  1. Na wstępie chciałabym zaznaczyć , że jest to dla mnie bardzo trudny emocjonalnie temat i bardzo prosze o wyrozumiałośc w opinniach czy komentarzach które ewentualnie pozostawicie... Sytuacja o której chce powiedzieć dotyczy poronienia które miało miejsce pod koniec czerwca. Z mężem mamy wspólnie już jedno dziecko. Nasza córka skończyła w sierpniu rok. W czerwcu udałam się do ginekologa na rutynową kontrolę. Kilka dni przed wizytą u lekarza ze względu na to że zatrzymał mi się cykl wykonałam badanie bthcg z krwi aby sprawdzić czy przyczyną zatrzymania cyklu może być ciąża. Na wizycie ginekolog potwierdził na usg wczesną ciążę. Według stężenia hormonu bthcg był to 4-5 tydzień. Mąż bardzo się ucieszył. Był bardzo szczęśliwy, że po raz drugi zostanie ojcem. Z mojej strony pierwsza reakcja to było ogromne zaskoczenie , niedowierzanie no i radość Oboje byliśmy zadowoleni. Lekarz poinformował nas że pęcherzyķ ciążowy jest usytuowany w okolicy nacięcie po cesarskim cięciu , że jest to nietypowe miejsce i nie.wiadomo czy ciąża się prawidłowo rozwinie. Byliśmy tym zaniepokojeni ale wierzyliśmy że wszystko będzie wporządku. Nasze szczęście nie.trwało jednak długo.... w przeciągu 4 dni nad ranem dostałam bóle i krwotok. Mąż był cały czas przy mnie kiedy to się stało. Widział jak zwijam się z bólu a przedewszystkim mój strach lęk i przerażenie. Pojechaliśmy do lekarza który stwierdził poronienie w toku (trwające) , nie skierował mnie w tym stanie do szpitala. Pęcherzyķ się już ronił a ja według zaleceń wróciłam do domu. To był koszmar przedewszystkim psychiczny ból fizyczny potęgował jeszcze bardziej te cierpienie. Mąż był cały czas przy mnie , wziął 3 dni wolnego bo jak się okazało moja ciąża roniła się prawie 2 dni. Byłam wycieńczona , oboje byliśmy. To co nas spotkało zmieniło nas oboje , ja przez pierwsze 3 tygodnie po stracie dziecka unikałam wychodzenia z domu , płakałam , obwiniałam się za to że straciliśmy naszego aniołka. Wiele całkiem nieoczekiwanych myśli przechodziło przez moją głowę. W końcu po rozmowie z bliskim przyjacielem który jako jedyny o tym wie ogarnęłam się i zaczęłam powoli wracać do normalnego , codziennego funkcjonowania. Nikt z naszych rodzin nawet nie wie o tym że byłam w ciązy i poroniłam w domu Wspólnie podjeliśmy decyzje o tym aby nikogo z naszych rodzin nie informować. Minęło już kilka miesięcy. Na codzień staram się żyć normalnie. Staram się bo jest z nami roczna córka i dla niej ale przedewszystkim dla siebie muszę być dzielna i silna. Nie ukrywam że same przychodzą takie dni dni gdzie myślę o naszym aniołku który odszedł zbyt szybko... Nie umiem o tym rozmawiać, kiedy próbuje z mężem czasami to rozgadać aby się z tym oswoić załamuje mi się głos , cały drży i nie mogę mówić. Po każdej próbie podjęcia tego tematu automatycznie zamykam się w sobie. Odczuwam do tej pory smutek po utracie dziecka ktory mogę porównać do żałoby po stracie kogoś bliskiego to ogromna pustka w sercu. Zapisałam się do psychologa bo chciałabym to zrozumieć i umieć sobie poradzić z tym co nas obydwoje spotkało. Jeśli ktoś z Was chcę pozostawić komentarz , bardzo proszę nie oceniajcie tego pod wzgłędem medyczno-etycznym czy to był już człowiek , embrion czy tylko zarodek. I czy bylam w stanie na takim.wczesnym.etapie ciązy sie bardziej lub mniej przywiązać aby odczuwać tak silne emocje po stracie nienarodzonego dziecka... Bardziej chciałam podzielić się moimi trudnymi doświadczeniami i poprosić o rade czy wskazowki jak radzić sobie po takiej traumie. Bardzo proszę o wsparcie i wyrozumiałość. Z góry dziękuję.
  2. Witam. Mam 29 lat. Chciałabym poruszyć temat żałoby. Moja "wewnętrzną żałoba" trwa 29 lat ponieważ kiedy byłam niemowlęciem ( miałam wtedy 6 tygodni) moja mama popełniła samobójstwo. Wychowali mnie dziadkowie ponieważ ojciec nie udzwignął ciężaru i nawet nie chciał po śmierci mamy mną się zająć. Trafiłam do rodziny zastępczej którą stanowili dla mnie prawnie dziadkowie. Jestem dorosła osobą , ale do tej pory nie pogodziłam się ze stratą matki i jej brakiem przez całe życie. Wielokrotnie pragnełam aby poprostu była przy mnie i uczestniczyła w ważnych wydarzeniach w moim życiu np. mój ślub czy narodziny dzieci. Jako dziecko bardzo przejmowałam się brakiem mamy , emocjonalnie reagowałam na to i zawsze czułam się gorsza od innych dzieci ponieważ byłam innna niż wszystkiego. Szczerze to w środku zazdrościłam im tego że mają matki , że mogą się do nich przytulić itd. Bardzo pragnełam tego uczucia matczynej miłości troski i opieki. Dziadkowie A w szczególności dziadek próbował mi wyrównywać "braki " czy "deficyty miłości " moich rodziców których nie było przy mnie. Co roku odczuwam na nowo tą pustkę po braku mamy gdzie już od 3 tygodni trąbią na lewo i prawo w radiu i w telewizjitelewizji że zbliża się Dzień Matki. Niby taka drobnostka , a dla mnie to iskra zapalne aby powrócić mimowolnie to przykrych wspomnień. Jak radzić sobie na co dzień z przeżywanie tego bolesnego smutku i żalu ? Jak mogę sobie pomóc.
  3. . Piszę do Was z problemem który pojawił się w moim życiu po urodzeniu dziecka. Mam 29 lat , jestem mamą 9 miesięcznej Amelki. W ciąży wykryto u mnie cukrzycę ciążową i nadciśnienie. Moja ciąża była zagrożona. Na szczęście urodziłam zdrową córeczkę i jestem szczęśliwą mamą. Cieszę się z macierzyństwa. Mój problem polega na tym że po urodzeniu dziecka zaczęłam być atakowana głównie przez moją rodzinę i i rodzinę mojego męża za mój wygląd. W ciąży przytyłam 28 kg. To naprawdę dużo. Cukrzyca dała mi po palić. W tej chwili również lecze się na cukrzycę bo cukrzyca została ze mną na stałe. :( Ataki że strony mojej teściowej i mojej szwagierki zaczęły się już zaraz po zakończeniu połogu. Potrafiły mi wprost wytykać mi moje "fałdy tłuszczu" czy obwisły brzuch po 3 cc. Moja teściowa w bardzo nieprzyjemny sposób potrafiła w obecności mojego męża powiedzieć że jestem grubasem i że się wstydzi mieć taką synową... byłam w szoku. Myślałam że jako również matka zrozumie mnie że niekomfortowo czuję się po urodzeniu dziecka ze swoją nadwagą że jest mi cieżko z samoakceptacją swojego wyglądu. Liczyłam na jej wsparcie i zrozumienie. Moi dziadkowie podczas świat też nie zachowali się w porządku. Babcia zwracała mi uwagę przy śniadaniu wielkanocnym żebym mniej wkładała na talerz. Mój dziadek przy wszystkich naśmiewał się "że teraz jestem okrągła i roztyłam się w biodrach". Niby żarty z jego strony ale bardzo było mi głupio jak inni przy stole zaczęli mowić: " no faktycznie , zaniedbałaś się Małgosia" ehhhh.... Babcia w środę nawet zadzwoniła do mnie i powiedziała że znalazła dla mnie w gazecie magiczne plastry na odchudzanie....... Nie wiem co mam robić. Jak się bronić od takich uwag docinków i ataków. W szczególności że nie jest to bezpośrednio skierowane do mnie , ale zawsze jest to poruszane w szerokim gronie rodziny np podczas obiadu w niedziele u teściów czy świąt. Doradzcie mi co mam zrobić. To dla mnie bardzo przykre.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.