Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Kalarepka

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Kalarepka's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. Mam 40 lat, wolny zawód, sprawna zawodowo o niezłych dochodach. Kilka lat temu rozstałam się z partnerem (z którym mam 10 letnią córkę), ponieważ był wobec mnie roszczeniowy, szantażował mnie emocjonalnie (obrażał się), ustawicznie kwestionował moje kompetencje do bycia matką i opiekunką ogniska domowego, był lekko przemocowy, wreszcie: pomimo wykształcenia i braku przeciwwskazań zdrowotnych nie podejmował pracy, albo rezygnował z prac pod błahym pretekstem, preferując ryzykowne i zasadniczo niedochodowe przedsięwzięcia biznesowe (w których pomagałam mu nie otrzymując nic w zamian). Można powiedzieć, że przez wiele lat utrzymywałam naszą rodzinę - dorabiałam pracując na etacie, wreszcie przeszłam na działalność. Po rozstaniu nasze stosunki były poprawne, odwiedzaliśmy się, spędzaliśmy razem czas z dzieckiem. Próbowałam odseparować się bardziej, ale widać nie byłam jeszcze na to gotowa (na tym etapie nie było między nami intymności, jedynie przywiązanie). Sama dorastałam bez ojca i nie chciałam fundować podobnego dzieciństwa mojej córce, która ma z ojcem silną więź. Być może dryfowalibyśmy w ten sposób dalej, stopniowo odseparowując się od siebie, wspólnie wychowując córkę, ale dwa lata temu partner - jak twierdził - znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. Jego projekty biznesowe nie wypaliły, nie stać go było na dalsze wynajmowanie samodzielnego mieszkania, chciał rozejrzeć się za pracą i stanąć na nogi. Zapytał czy nie mógłby u nas pomieszkać ("na chwilę") dopóki czegoś nie znajdzie. Zgodziłam się, zaznaczając, że ma to być na chwilę. Niestety od tamtej pory nie wyprowadził się. Zawsze ma jakąś wymówkę, zawsze czegoś jeszcze mu brak, no w i końcu "mnie kocha". Co do mnie, nie chciałam wyrzucać go z domu (jak sugerowało mi wielu przyjaciół), bo po prostu "tak się nie robi". Córka bardzo by to przeżyła, a on być może wykorzystałby to później przeciwko mnie. Partner już wielokrotnie "prawie" się wyprowadzał. A to miał już mieszkanie, ale właścicielka staruszka zmarła. A to tracił nagle dopiero co znalezioną pracę. A to błagał, bym pozwoliła mu zostać do świąt, do wakacji, etc. Byłam nawet u dzielnicowego, który złożył nam wizytę i poprosił mojego partnera o wyprowadzenie się. W desperacji pożyczyłam partnerowi (który notorycznie nie miał pieniędzy, a przynajmniej tak twierdził) sporą sumę na wynajęcie własnego locum. Łudziłam się, że wyprowadzi się i kiedyś odda. Niestety nie. Wreszcie znalazł pracę za granicą i uprosił mnie, bym pozwoliła mu zostać jeszcze dwa miesiące (po przecież nie będzie wynajmował na dwa miesiące [tj. do czasu rozpoczęcia kontraktu] mieszkania). Ponadto manipulował dzieckiem (stwierdzenia typu: "Widzisz, mama już mnie nie kocha i szykuje Ci nowego tatusia", itp.). Kiedy partner wreszcie wyjechał za granicę, wrócił po kilku tygodniach. Nauczona doświadczeniem nie powinnam była wpuszczać go z rzeczami do domu. Ale wpuściłam... bo to przecież ojciec dziecku itp. Znów zaakceptowałam obietnicę, że za chwilę się wyprowadzi, zapewnienia, że wreszcie zrozumiał itp. Od września ubiegłego roku partner nie tylko nie wyprowadził się, ale jeszcze nie daje mi żadnych pieniędzy (sic!). Sama płacę za mieszkanie (kredyt , czynsz), utrzymanie, opłacam wszelkie wydatki związane z córką (a te są spore - stomatologia, logopedia, ubezpieczenie w prywatnej placówce medycznej, nie wspominając już o ubraniach, wakacjach, itp.). Ciągle proszę partnera o zwrot części kosztów, ale on sobie z tego nic nie robi. Nie otrzymałam nawet zwrotu wcześniejszej pożyczki. Proszę, aby powiedział mi przynajmniej na co idzie jego wynagrodzenie (cały czas pracuje), ale takiej odpowiedzi nie uzyskałam (mimo zadawania tego pytania jak zdarta płyta). Oczywiście nie ma między nami jakiejkolwiek intymności, dwuznaczności. Śpimy w osobnych pokojach. Partner praktycznie wprowadził się do pokoju córki, gdzie siedzi "w komputerze", podczas gdy córka i ja śpimy w salonie na kanapie. Nie mam życia. Cały czas pracuję (uciekam w pracę) i martwię się o pieniądze (np. czy starczy na wakacje). Moje oszczędności stopniały. Moja rodzina uznała, że jestem sama sobie winna, że widocznie to lubię, i nasze kontakty stały się bardzo letnie i sporadyczne. Nie pozostaje mi nic innego jak zawieźć rzeczy partnera do jego rodziców i zmienić zamki. Obawiam się jednak reakcji partnera, mściwości, manipulowania dzieckiem, wzbudzania we mnie poczucia winy albo wygrażania mi (wszystkie te zachowania miały w przeszłości miejsce). Boję się, że jeśli odstawię jego rzeczy do rodziców, uzna to za zniewagę (jest bardzo podatny na urazy dumy) i zemści się w niekontrolowany sposób albo skutecznie zatruje mi życie. Jak wzmocnić siebie?
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.