Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

sml

Użytkownik
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez sml

  1. Dziękuję. Przykro mi, że też tego doświadczyłaś.
  2. Dzięki za radę, nie potrafię chyba ot tak - odpuścić. Może po prostu przestanę się starać zanadto. Zobaczymy co zmieni rozłąka na ten miesiąc. Jeśli nic, to będę musiał się z tym pogodzić. Wiem, że od tego się nie umiera, mówisz o tym bardzo bezpośrednio i dość dosadnie, nie wiem, czy przez to przechodziłaś, czy po prostu dla Ciebie jest to takie proste. Być może jednak nie jestem obiektywny, bo to dla mnie bardzo ciężki okres czasu i moje myśli ciężko zebrać do kupy.. Uważasz, że to ma sens? O szczerość prosić chyba nie muszę.
  3. Uważasz, że w takim razie nie powinienem nic robić? Tzn. zaakceptować ten fakt i nie starać się tego naprawiać? Nie umiem się pogodzić z tą myślą.
  4. Dobry wieczór, W chwili,gdy to piszę, jestem już wrakiem człowieka. Mam 27 lat. Rozpada się moje małżeństwo, dosłownie. Po wczorajszej rozmowie z żoną,dowiedziałem się, że już mnie nie kocha. Ja kocham ją bardzo. Postanowiliśmy, że przez miesiąc, dwa zamieszka osobno - jeśli nie zatęsknimy oboje - to koniec. Jesteśmy po ślubie prawie 3 lata, znamy się prawie 8. Od początku to była ciężka znajomość - zakochałem się w niej od razu, ona miała chłopaka, z którym była 3 lata. Zostawiła go dla mnie. W zasadzie, to zostawiła go po tym, jak się już pierwszy raz pocałowaliśmy, więc ona nazywa to zdradą. Zanim to się stało, dała mi kosza. Nie poddałem się, powiedziałem jej, że jest dla mnie ważna i mimo tego, chcę z nią utrzymywać chociaż kontakt. Później już poszło, w końcu się do mnie przekonała. Dogadywaliśmy się do czasu. Później zaczęło być gorzej- ja najpierw ją namawiałem do seksu, gdy w końcu do tego doszło, później ona zaproponowała, abyśmy wspólnie zamieszkali razem. Miałem wtedy mętlik w głowie, nafaszerowany katolickim wychowaniem (które wcześniej nie przeszkadzało mi namówić ją do współżycia) walczyłem sam ze sobą,sam nie wiem o co, nie chciałem się zgodzić. Później się coś załamało, ja się ostatecznie zgodziłem, zamieszkaliśmy razem, potem było trochę lepiej, przez chwilę... Później ona zaczęła mięć częste wahania nastroju, niby byliśmy ze sobą,ale coś było nie tak. Nie rozmawialiśmy - ja nie nauczyłem się tego od nikogo, w domu mama z tatą nie rozmawia, ona też miała ciężkie dzieciństwo - już po naszym późniejszym ślubie dowiedziała się, że jej tata był alkoholikiem (jest najmłodsza ze swojego rodzeństwa, przestał pić gdy się urodziła - jest bliźniaczką), bił jej mamę i często obrażał- bardzo mocno to na nią wpłynęło. A i w tej sytuacji nie byłem dla niej odpowiednim wsparcie, wiem to. Ostatecznie, wybraliśmy się w podróż do Paryża, na dwa tygodnie - tam się oświadczyłem. Jak wspomniałem, już wtedy nie do końca się dogadywaliśmy, ale bagatelizowałem sprawę- byłem w niej zakochany po uszy i myślałem, że to wystarczy. Nie przyjęła oświadczyn radośnie - odbyliśmy płaczącą rozmowę, po której ona miała się namyślić. Po namyśle - zgodziła się. Potem wróciliśmy do codzienności, jako, że razem studiowaliśmy, więc widywaliśmy się non-stop. Nadeszła chwila zawahania - ona już całkiem się pogubiła, mówiła, że to nie ma sensu, że musimy z tym skończyć i żebyśmy "to" zrobili ostatni raz, przed rozstaniem. Nie zgodziłem się, dla mnie ona jest ważniejsza, powiedziałem jej to, pokłóciliśmy się,ona powiedziała, że nie jest szczęśliwa. Jednak później, po ok. 2 tygodniach, powiedziała mi, że chce ślubu- a ja jej, że będzie dobrze i że ją kocham i nigdy nie dam jej odejść. Potem było lepiej, wydawało mi się, że się dogadujemy. Mieliśmy świetny kontakt z obiema rodzinami. Mieszkaliśmy przez jakiś czas w mieszkaniu, które kupiła pod wynajem jej mama- byliśmy w jednym pokoju, oprócz nas były jeszcze w mieszkaniu trzy inne osoby. Po jakichś trzech miesiącach takiego mieszkania, ona chciała się przeprowadzić. Ja, jak idiota, zamiast myśleć o tym, że to najlepsze dla nas, dla relacji naszego związku, wysuwałem argumenty w stylu, że się to nie opłaca, że przecież nie musimy płacić czynszu, odłożymy pieniądze i kupimy działkę/mieszkanie. Ona odpowiadała, że nie chce tego, bo nie wie, czy jest ze mną tak naprawdę szczęśliwa i czy tego w życiu chce. Potem zrobiło się jeszcze gorzej - zaczęła mi wyrzucać, że rzadko z nią gdzieś wychodzę. Ona jest typem człowieka, który ciągle chce gdzieś wychodzić, ja jestem domatorem. Nie znaczy to, że nigdzie z nią nie chodziłem- chodziliśmy na squasha, na basen, mieliśmy prawie co tydzień wypady na grilla do szwagra, czasem w tygodnia raz-dwa szliśmy ze znajomymi na piwko. Ale po pewnym czasie ja trochę przystopowałem z wychodzeniem w środku tygodnia, miałem też inne problemy- kierunek, który ukończyłem na studiach okazał się bezużyteczny w życiu i zmieniałem pracę, miałem też z tego powodu sporo stresu. A ona wszystko w sobie dusiła, nie jest osobą wylewną. Ja wiele nie pytałem, bo wydawało mi się,że jest dobrze - ogólnie się dogadywaliśmy. W końcu jednak pękła - powiedziała mi, że coś jest nie tak, że ona tak nie może. Zmieniliśmy mieszkanie, mieszkamy tu razem od roku. Miało to na celu budowanie relacji między nami. Ale od tego czasu było tylko gorzej. Mieszkało się nam lepiej, owszem, ale wciąż brakowało rozmów - według niej gadaliśmy o błahych tematach, a nie budowaliśmy naszej relacji. Przestaliśmy pielęgnować uczucie - i w niej ono wygasło... Do tego wszystkiego jej tata dostał wylew i od tego czasu nie jest w stanie sam funkcjonować. Opiekuję się nim jej mama, która sama ma do teścia sporo żalu, oni sami byli blisko rozwodu. To wszystko razem, plus to,że nie potrafiłem być dla niej takim mężczyzną jakim ona by ode mnie oczekiwała, spowodowało, że oddaliliśmy się od siebie. Przestaliśmy też uprawiać seks. Żona zaczęła chodzić na porady terapeutyczne, ja miałem nadzieję, że to coś zmieni,ona sama czuła,że ma brak poczucia własnej wartości, różne lęki.. Jednak nie przyniosło to wiele skutku- przynajmniej jeśli chodzi o nią i jej samopoczucie. Kilka razy odbyliśmy poważną rozmowę- zawsze kończyło się płaczem, obojga z nas, i wnioskami, że ja zasługuje na kogoś lepszego, kto też będzie mnie kochał. Ja mówiłem, że ją kocham nad życie- ona pytała czy chciałbym do końca życia być świadkiem jej zmiennych humorów, narzekań i być niekochanym. Mi serce pęka, nie wiem zupełnie co mam robić. Pomysł z oddzielnym zamieszkaniem to jakaś próba ratowania, ale ona sama mówi, że nie wierzy w ten związek. Mamy też w planie za jakiś tydzień, dwa - udać się do poradni terapeutycznej dla par - być może to coś da. Ja się staram jak mogę, dwoje się,kocham za dwoje, zagaduję ja, próbuję ją zaciekawić czym tylko mogę, ale od około roku, mam wrażenie, że to nic nie daje, a wręcz przeciwnie. Rozmawiamy ze sobą teraz więcej, ale ona jest jakby pogodzona z tym wszystkim. Też ją to boli, przykro jej, wciąż powtarza,że bardzo żałuję, że mi to robi, ale ja nie mogę się z tym pogodzić. Czuję,że przez to, że sam nigdy nie miałem dobrego przykładu, nie wiem jak jej pomóc. Jak być dla niej wsparciem i jak jej pomóc znaleźć samą siebie - i jak ocalić nas związek. Siedzę i rozmyślam, staram się tego nie robić, ale nie potrafię. Spędzamy teraz osobny weekend, w swoich rodzinach, które nic nie wiedzą i myślą, że jesteśmy idealną parą. Boli mnie to bardzo, kocham ją, ale nie wiem, czy moje starania tylko tego nie pogarszają. Wiem, że nie da się zmusić nikogo do miłości. Rozumiem, że nie można też żyć w sytuacji, kiedy tylko ja kocham. Ale pamiętam tyle dobrych chwil, które ona bagatelizuje.. Wspominam, jak gdzieś byliśmy, śmialiśmy się,a ona pyta - "a kiedy ostatni raz się śmialiśmy?". Gdy odpowiadam, że rano podczas śniadania- milczy. Bo rozmawialiśmy o serialu, a nie o naszym życiu. Jestem totalnie zagubiony, płaczę, też przy niej. Chciałbym coś zmienić, wiem, że nie ma magicznego lekarstwa i wiem, że to wynika z różnych rzeczy i decyzji, które wspólnie zrobiliśmy w naszym życiu, ale ja nie wierzę, że to się tak ma skończyć. Proszę zatem o jakąś poradę- co powinienem zrobić w takiej sytuacji? Czuję, że mnie to zabija, nie potrafię sobie z tym poradzić, tak bardzo ją kocham...
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.