Narcyz i kochająca za bardzo (bez "", bo wg mnie to nie ironia, ale gorzka rzeczywistość wielu kobiet z DDA) - jedno jak Słońce, które świeci niespotykanym blaskiem, drugie jak Ziemia, która musi krążyć, by nadążyć i nie wypaść z orbity.
Po kilku latach takiego małżeństwa zastanawiam się które które nakręcało? Czy z osobą bez deficytów emocjonalnych narcyz (na skali podchodzi pod psychopatię) jest w stanie stworzyć dobry związek czy jednak zawsze będzie to gra i zręczna manipulacja dopóki mu się opłaci?
Czy z osobą bez deficytów kochająca za bardzo jest w stanie stworzyć stabilny związek czy jednak to, co normalne, nie będzie zbyt pobudzające, a może wręcz nudne?
Jaką lekcję może odrobić kochająca i jak wyboistą drogę przebyć, aby dotrzeć do swego wnętrza i źródła? (Narcyz jest zbyt idealny, by się zmieniać, więc pozwalam sobie pominąć prośbę o wskazówki dlań).
Kochająca (za bardzo) narcyza.