Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

szron

Użytkownik
  • Zawartość

    3
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez szron

  1. Bardzo dziękuję za wgląd w ten temat! Tylko, że teraz, to właśnie ja wracałam do jego przeszłości, a on tego nie chce. Robię to właśnie przez to, jaki to jest kawał historii i jak to wyglądało także wtedy, kiedy mieliśmy już kontakt jeszcze przed związkiem. Dopiero moje męczenie go w tym temacie uświadomiło mu, jak to wyglądało i zaczął ją nienawidzić i obrażać. Wyparł z pamięci, jak to wyglądało. Chciał ze mną postanowić, aby więcej nie wracać do tego tematu, bo to już jest przeszłość. Chciał, abyśmy skupili się na 'tu i teraz'. Przez jakiś czas nam się udało, dopóki nie porównał naszych trudnych emocji w związku do emocji z jego małżeństwa i niektórych moich niewłaściwych zachowań. Wtedy znowu temat przeszłości wrócił. Uważam, że te obecne silne emocje nienawiści z jego strony wobec niej, to właśnie to, co chciał wyprzeć. Dlatego uważam, że to wciąż nie jest zakończona dla niego sprawa. On jednak się z tym nie zgadza i to moja zasługa przez to, że tak wyciągnęłam na wierzch ten temat. On stwierdził, że w naszych pierwszych rozmowach przedstawiał mi to idealistycznie (nazwał ją swoją bratnią duszą), bo po prostu chciał to mi przedstawić lepiej, niż faktycznie było..? Nie rozumiem tego kompletnie i w to nie wierzę. Zdaję sobie sprawę z tego, że bez zaufania nic się nie zbuduje. Naprawdę chciałabym mu wierzyć i czasem myślę, że to moja wina i mój problem, że tego nie potrafię. Też mam 'swoje za uszami', bo jestem przewrażliwiona na swoim punkcie i potrzebuję dużo jego uwagi i zapewnień przez to, jak niepewnie się czuję np. z powodu jego przeszłości. To z pewnością było dla niego wykańczające.
  2. Dziękuję za odpowiedź i tak wnikliwe pytania. Nasze kłótnie były związane właśnie z przeszłością partnera lub wynikające z mojego niskiego poczucia własnej wartości. Mój partner mimo rozwodu chciał utrzymywać koleżeńskie stosunki ze swoją byłą żoną. Dopiero ja musiałam wybić mu to z głowy. Znali się bardzo długo. Ona najpierw robiła mu nadzieję, a potem go odrzuciła. Miał na jej punkcie obsesję i idealizował ją, nawet po rozwodzie. Zostawił dla niej 6 letni związek narzeczeński. Oświadczył się jej po 2 miesiącach związku. Była chora na raka, więc chciał pójść "na całość" jak najszybciej. Na tamten moment pokonała chorobę. Byli razem 4 lata. Tworzyli toksyczny związek z przemocą psychiczną obojga oraz fizyczną z jej strony. Twierdził, że próbował się z tego wymigać, ale go zmanipulowała mówiąc, że ich zerwanie może ją zabić, bo nie powinna się w swoim stanie stresować. Jestem zazdrosna o wpływ tej kobiety na niego. Poświęcił dla niej całego siebie i swoje życie i nawet po rozwodzie "nie rozkminiał" tego, co złego było między nimi. Wspominał ją w rozmowach ze mną jeszcze przed naszym związkiem, co by powiedziała w danym temacie. Różne miejsca także mu się z nią kojarzyły. Uważam, że dawał mi poważne powody do zazdrości, które moim zdaniem świadczą o silnej jego więzi z nią, ale on zaprzeczał i coraz bardziej wkurzał go ten temat. Często miotał się w tym, co mówi. Stwierdził, że jego emocje z tym związane są zależne od tego, kiedy go o to spytam i co pierwsze wtedy mu się z tym skojarzy. Mnie również oświadczył się bardzo szybko i mówił podobne wielkie i wzniosłe rzeczy, jak i jej (pisał dla niej piosenki). Nasza komunikacja bywa trudna, jednak często w końcu udawało nam się zrozumieć i otworzyć na siebie. Czasem jednak trwało to długo. Innym razem było to utrudnione. Nie ułatwia fakt, że partner często nie pamięta, co mówił w danej kłótni, przez co trudno czasem iść dalej. Trudno jest nam często zrozumieć perspektywę drugiej strony. Zdecydowanie mój partner jest zmęczony, sam o tym mówi. Wręcz wykończony. Ja również. Mi również przyszło do głowy, że on już tego nie chce, ale po prostu "zagrał na zwłokę", bo może bał się właśnie ze względu na moją wrażliwość uciąć to tak bezlitośnie. To, co mnie przy nim trzyma, to: - uczucia miłości - poczucie komfortu, które bardzo trudno mi znaleźć wśród ludzi - fakt, że widzę go od początku - jego wady i zalety (nie idealizowałam go) - wspólne plany - wspólne życie Planowaliśmy stworzyć wspólny dom i rodzinę. Jednak ze względu na ostatnie spięcia zaczęłam odczuwać wątpliwości i niepewność, ale przede wszystkim na presję ze strony partnera, który już teraz, jako 30+ czuje się stary i uważa, że to jest jego ostatni dzwonek, bo nie chce być starym dziadem dla swojego dziecka. Ja osobiście nie czuję się gotowa psychicznie i dojrzałościowo, ale partner uważa, że nie ma czegoś takiego, jak gotowość psychiczna. Naszą przyszłość często widziałam, jako mocno ogarniętą i 'ustatkowaną', ale ostatnio widzę tylko stres i niepewność. Przez nasze huśtawki boję się, że nie będzie umiał być przy mnie zawsze; że będzie się poddawał, rezygnował; że straci zapał; że okaże się, że to był tylko jego kaprys, który mu przejdzie. To wszystko przez to, że on sam nie wie, co czuje i bardzo często zmienia zdanie w różnych kwestiach.
  3. Jestem kobietą, 29 lat. Od roku jestem w swojej pierwszej relacji partnerskiej. Wiem już, że bliska relacja z drugim człowiekiem staje się dla nas lustrem odbijającym nieprzepracowane schematy i trudności z dzieciństwa. Jestem zazdrosna o przeszłość partnera, który miał żonę. Jestem również zaborcza w jego aktualnym życiu. Wszystko biorę do siebie personalnie, jestem ultra wrażliwa, bardzo łatwo mnie skrzywdzić. Oboje z partnerem mamy problem z komunikacją. Nasze kłótnie są intensywne. Jest między nami albo bardzo dobrze albo bardzo źle. Wychodziliśmy już jednak z wielu trudnych sytuacji, szukaliśmy rozwiązań i wprowadzaliśmy je. Oboje jesteśmy w terapii. Pokłóciliśmy się najpierw mocno, co doprowadziło do mojego pakowania się z mieszkania partnera. Następnie jednak spróbowaliśmy porozmawiać. Partner stwierdził, że jego nadzieja jest krucha dla nas. Ja wyszłam z propozycjami kilku zmian. On powiedział, że jego zdaniem to jest ostatnia szansa dla nas. Kiedy emocje opadły, to powiedział, że mówił tak przez emocje i że ponownie jest mocno zaangażowany. Nie kłóciliśmy się więcej mocno o te sprawy. Bardziej lub mniej sukcesywnie, ale staraliśmy się wprowadzać ustalone zmiany. Teraz ostatnio pokłóciliśmy się o coś nowego i on powiedział, że czuje się tak źle, jak wcześniej, ale tym razem nie ma tej nadziei, choć bardzo chciałby ją mieć. Powiedział, że nie wie, czy przypadkiem jest mu tak trudno odpuścić nas tylko dlatego, bo jest ode mnie uzależniony emocjonalnie. Powiedział, że gdyby nasza sytuacja należała do jego kolegi, to by mu odradzał trwanie w takim związku. Wyszłam więc z propozycją miesiąca odpoczynku i braku kontaktu. On nie wiedział, czy tego chce, musiałam dać mu chwilę. W końcu się zgodził. Wymyśliłam ten pomysł przede wszystkim dla niego, przez jego niepewności. Taka przerwa miałaby służyć temu, aby: - dać szansę naszym silnym emocjom wytrzeźwieć; - dać sobie możliwość przekonania się, czy przypadkiem nie jest nam lepiej osobno i tylko niepotrzebnie się ranimy - przekonać się, czy nie jesteśmy tylko od siebie uzależnieni emocjonalnie przez nadmiar dramatyczności, intensywności, skrajności Obecnie mija 4 dzień naszego oddzielenia się, a we mnie szaleją różnorodne emocje. Zaczynam się wkurzać. Padło z jego strony tyle wielkich słów. Że on, to by już się ze mną ożenił; że nigdy nikogo tak nie kochał; że jestem dla niego wyjątkowa; że nigdy przy nikim się tak nie czuł; że chce ze mną wszystko; że on beze mnie nie chce nic; że on woli umrzeć niż zakończyć naszą relację. Jednak zaczął się poddawać po pierwszej kłótni od ustaleń i mimo, że widział postępy po poprzednich kłótniach. Zaczynam stwierdzać, że ten pomysł z tym miesiącem, to był błąd. Skoro on chce poddać się tak szybko, to jak mam mu dalej ufać? Skoro muszę mu dawać cały miesiąc, aby łaskawie stwierdził, czy faktycznie jestem dla niego tak wyjątkowa, jak twierdził. Zaczęło to być dla mnie czekanie na potwierdzenie, ile dla niego znaczę. I nawet nie był przekonany do tego pomysłu. Na pożegnanie mówił: "A co będzie, jeśli dojdziemy do wniosku, że tego nie chcemy i zobaczymy się po tym miesiącu i zatęsknimy za sobą? Cały wysiłek pójdzie wtedy na marne". Dał mi mocne sygnały, że on z góry zakłada, że to tylko uzależnienie emocjonalne. Chciałabym móc ruszyć ze swoim życiem. Z nim lub bez niego. Co powinnam zrobić? Czy to był dobry pomysł? Czy powinnam dać opaść tym emocjom i mimo wszystko poczekać czy złamać ustalenia i zakończyć to raz na zawsze teraz? Dziękuję za przeczytanie!
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.