Dziękuję za odpowiedź i tak wnikliwe pytania.
Nasze kłótnie były związane właśnie z przeszłością partnera lub wynikające z mojego niskiego poczucia własnej wartości.
Mój partner mimo rozwodu chciał utrzymywać koleżeńskie stosunki ze swoją byłą żoną. Dopiero ja musiałam wybić mu to z głowy.
Znali się bardzo długo. Ona najpierw robiła mu nadzieję, a potem go odrzuciła. Miał na jej punkcie obsesję i idealizował ją, nawet po rozwodzie. Zostawił dla niej 6 letni związek narzeczeński. Oświadczył się jej po 2 miesiącach związku. Była chora na raka, więc chciał pójść "na całość" jak najszybciej. Na tamten moment pokonała chorobę. Byli razem 4 lata. Tworzyli toksyczny związek z przemocą psychiczną obojga oraz fizyczną z jej strony. Twierdził, że próbował się z tego wymigać, ale go zmanipulowała mówiąc, że ich zerwanie może ją zabić, bo nie powinna się w swoim stanie stresować.
Jestem zazdrosna o wpływ tej kobiety na niego. Poświęcił dla niej całego siebie i swoje życie i nawet po rozwodzie "nie rozkminiał" tego, co złego było między nimi. Wspominał ją w rozmowach ze mną jeszcze przed naszym związkiem, co by powiedziała w danym temacie. Różne miejsca także mu się z nią kojarzyły. Uważam, że dawał mi poważne powody do zazdrości, które moim zdaniem świadczą o silnej jego więzi z nią, ale on zaprzeczał i coraz bardziej wkurzał go ten temat. Często miotał się w tym, co mówi. Stwierdził, że jego emocje z tym związane są zależne od tego, kiedy go o to spytam i co pierwsze wtedy mu się z tym skojarzy.
Mnie również oświadczył się bardzo szybko i mówił podobne wielkie i wzniosłe rzeczy, jak i jej (pisał dla niej piosenki).
Nasza komunikacja bywa trudna, jednak często w końcu udawało nam się zrozumieć i otworzyć na siebie. Czasem jednak trwało to długo. Innym razem było to utrudnione. Nie ułatwia fakt, że partner często nie pamięta, co mówił w danej kłótni, przez co trudno czasem iść dalej. Trudno jest nam często zrozumieć perspektywę drugiej strony.
Zdecydowanie mój partner jest zmęczony, sam o tym mówi. Wręcz wykończony. Ja również.
Mi również przyszło do głowy, że on już tego nie chce, ale po prostu "zagrał na zwłokę", bo może bał się właśnie ze względu na moją wrażliwość uciąć to tak bezlitośnie.
To, co mnie przy nim trzyma, to:
- uczucia miłości
- poczucie komfortu, które bardzo trudno mi znaleźć wśród ludzi
- fakt, że widzę go od początku - jego wady i zalety (nie idealizowałam go)
- wspólne plany
- wspólne życie
Planowaliśmy stworzyć wspólny dom i rodzinę. Jednak ze względu na ostatnie spięcia zaczęłam odczuwać wątpliwości i niepewność, ale przede wszystkim na presję ze strony partnera, który już teraz, jako 30+ czuje się stary i uważa, że to jest jego ostatni dzwonek, bo nie chce być starym dziadem dla swojego dziecka.
Ja osobiście nie czuję się gotowa psychicznie i dojrzałościowo, ale partner uważa, że nie ma czegoś takiego, jak gotowość psychiczna.
Naszą przyszłość często widziałam, jako mocno ogarniętą i 'ustatkowaną', ale ostatnio widzę tylko stres i niepewność. Przez nasze huśtawki boję się, że nie będzie umiał być przy mnie zawsze; że będzie się poddawał, rezygnował; że straci zapał; że okaże się, że to był tylko jego kaprys, który mu przejdzie. To wszystko przez to, że on sam nie wie, co czuje i bardzo często zmienia zdanie w różnych kwestiach.