Witam. Jestem 26 letnia zona i mama dwójki dzieci. Nasze problemy w małżeństwie zaczęły się gdy teściowa zaczęła mnie traktować jak jedno wielkie nic. Urodziłam córkę i się zaczęło że ja nic nie umiem (prac, gotować, sprzątać, zajmować się dzieckiem). Cały czas czyli od 6 lat zachowuje się w stosunku do mnie tak jakbym miała 5 lat. Nic do niej nie dociera. Mówię, tłumaczę, zwracam uwagę że jeżeli chodzi o dzieci a szczególnie o córkę( chyba myśli że to nie jest jej wnuczka tylko córka której nigdy nie miała) to ja jestem ich matka i to ja decyduje kiedy pojda pierwszy raz do szkoły, co beda jeść, kiedy z dworzu mają przyjść, jak będą ubrane a nie ona. Gdyby chodziło o pomoc nic bym nie mówiła ale tu chodzi o to że decydują o wszystkim co dotyczy dzieci i mojego małżeństwa nie zwracając na mnie uwagi. Maz wszystko konsultuje z nimi a nie ze mną. Nikt tam nie liczy się z moim zdaniem. Po prostu jestem tylko kimś kto dzieci urodził. Ich syn jest ojcem dzieci i to oni mogą wszystko ja jako matka nie mam żadnych praw do nich. Doszło do tego że córka która ma 6 lat odzywa się do mnie tak jak chce, gdy jej czegoś zabraniam skarży się babci albo dziadkowi i wtedy słyszę jaka to ja jestem zła i glupia. Maz zamiast spędzić czas z nami woli siedzieć u rodziców całe dnie. Mojego małżeństwa praktycznie nie ma. Jest maz i jego rodzina a po drugiej stronie ja siedząca wiecznie sama z dziećmi w domu bez prawa głosu. Nawet znajomych nie mogę mieć bo zaraz jest że zdradzam. Nigdzie nie jeżdżę nawet na zakupy tylko siedzę w domu z dzieciakami. Mąż sam ostatnio powiedział że jestem jego własnością i ze nie rozmawiamy bo nie mamy o czym. Jego rodzina może mi ubliżać, nawet jego brat może na mnie rękę podnieść a on uważa że to jest ok. I tutaj mam pytanie. Czy jestem chora psychicznie jak twierdzi moja teściowa bo chce mieć własne zdanie, chce mieć męża przy którym będę bezpieczna i który nie pozwoli na ubliżanie swojej żonie. Po prostu chce żyć tak jak ja chce a nie tak jak chca teście