Co robić, którędy pójść, czy w ogóle iść dalej w znanym bądź nie znanym kierunku?
Dziewięć miesięcy temu zmarła moja ukochana żona mając lat 47 , straciłem wszystko nie tylko to co materialne ale przede wszystkim duchowe. Jej córki zapewniły mi byt na ulicy gdyż na nie przepisane było mieszkanie więc wszystko co w nim było to co kupiliśmy, zrobiliśmy razem z żoną zostawiłem dla nich. Po śmierci żony musiałem prosić o pomoc psychiatryczną, pięć miesięcy byłem w terapii farmakologicznej, po tym czasie ktoś zaproponował abym zajął się i pomagał podobnej osobie, dziewczyna ta podobnie jak moja zmarła żona jest sparaliżowana i od 14 lat porusza się na wózku. Zakochałem się w niej, nie jest to łatwe gdyż z żoną nauczyliśmy się siebie tu ten proces trwa. Jestem niepijącym alkoholikiem, leczę się od ponad 25 lat, trochę wiedzy i doświadczenia mam. Od jakiegoś czasu usiłuje znaleźć pracę, bezskutecznie, kilka dni temu zmarła moja mama, relacje z bratem i siostrą są zanurzone, rodzeństwo nigdy nie przechodziło żadnej terapii. Nie mam pracy, mieszkania, rodziny i przyjaciół też. Przynależę od wielu lat do wspólnoty AA ten okres czasu pozwolił mi przekonać się że nie warto ufać szczególnie uczestnikom grup AA. Moją obecną sytuację porównał bym okrągłego skrzyżowania wielu polnych dróg, które niby wyglądają tak samo ale takie nie są, jedne są łatwiejsze do przejścia inne trudniejsze a poprowadzą wszystkie do tego samego celu czyli do śmierci. Pośrodku tego okrągłego skrzyżowania leży wielki polny kamień. Usiadłem na nim i nie chce mi iść żadną z tych drug. Szedłem niektórymi z nich i były zawsze bardzo trudne więc wracałem do tego miejsca gdzie jestem dzisiaj. Jestem zmęczony!
