Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Vanilla91

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Vanilla91's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Pierwszy Wpis
  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

1

Reputacja

  1. Mi się zaczęły śnić katastrofy lotnicze po tym jak wkręciłam się w oglądanie ''Katastrof w przestworzach''. Więc przerwałam i pomogło. Czasem śnią mi się jeszcze podróże lotnicze, ale nie aż tak tragiczne. Wynikają one z moich marzeń o podróżach i lękach z nimi związanych (np. spóźnienie na lot), oraz fakt że przez pół życia latam na trasie Polska Anglia. Tymczasem jak tylko zaczęłam czytać twój post wiedziałam że również musisz mieć coś wspólnego z lotnictwem i nie myliłam się. Nasze sny nie biorą się znikąd. To obraz naszych głębokich leków i pragnień, wymieszanych ze wszystkim co nasz mózg zarejestrował w ciągu dnia (w tym nawet rzeczy który nie jesteśmy w stanie świadomie zapamiętać). Dlatego myślę że powinieneś zacząć unikać powietrznych atrakcji na tyle na ile możesz. Czyli nie oglądaj filmów i nie chodź na pokazy. To powinno pomóc. A co do proroczego snu, takie się podobno zdarzają ale nigdy nie masz pewności czy to akurat ten i gdzie szukać tych osób do uratowania. Całe lotnictwo byś musiał uziemić. Poza tym kto by ci uwierzył i nie wsiadł do takiej maszyny tylko dlatego że coś ci się przyśniło? Nie ma w tym żadnej twojej winy.
  2. Ok nie urodziłam z ciężką chorobą, czy niepełnosprawnością. A jako dziecko czy nastolatka byłam nawet uważana za dość urodziwą istotę. Wychowywałam się też w bezpiecznym kraju (bo mimo wszystko na skalę światową w Polsce żyje się naprawdę dobrze) i powiedzmy że w pełnej rodzinie. Takiej która nie biła i nie wykorzystała w żaden sposób, choć do perfekcyjności nadal jej bardzo daleko. Powinna więc być więc wdzięczna losowi za to co mam. I owszem jestem. Ale nie mam nic poza tym tym... Nie miałam życia nastolatki, bo będąc w tamtym wieku nie rozumiałam co to znaczy bawić się na imprezach, jak ośmiela alkohol i nie próbowałam też w żaden sposób 'wylatywać z gniazda'. Które mimo wszystko wydawało mi się bezpieczniejsze od świata zewnętrznego. Jako młoda dorosła, studentka, zaczęłam próbować wchodzić w ten świat, ale bez żadnych rezultatów. Z kilku powodów zrezygnowałam ze studiów marzeń. I tak zresztą miałam na nie za niskie stopnie. Bo nauka też nigdy mi łatwo nie przychodziła. No i koniec końców poszłam na kierunek który średnio mi podpasował, ale na bycie studentką jako osoba w ogóle nie byłam jeszcze gotowa. Nie nie umiałam pić alkoholu, bawić się na imprezach, ani w ogóle dogadywać się z ludźmi. Więc nadal byłam sama. Kiedy w końcu zaczęłam mentalnie choć trochę do tego dojrzewać wylądowałam w Anglii w smutnej fabrycznej robocie, wśród ludzi którzy mają już swoje rodziny, dzieci i świata poza nimi nie widzą. A generalne problemy komunikacyjne nie zniknęły, przez co ani przyjaciółki, ani chłopaka. Żebym chociaż mogła oddać się pracy, albo jakiejś pasji. Zamknąć się w sobie i zapomnieć o tym smutnym zewnętrznym świecie. Bo tam spotykają mnie tylko zawody i złamane serce, które wpędziło mnie w depresje i zupełnie zabrało sens i radość życia. A najgorsze w tym to to, że jest to miłość platoniczna i nawet wyrzucić tego z sobie nie mogę bo to jakby powiedzieć że rozmawiałam z kosmitą w lesie o północy. Ale niestety jestem osobowością deficytową. Trochę autystyczną, introwertyczną, z opóźnionym zapłonem. Wszystko zawsze załapywałam wolniej, nigdy nie umiejąc być taka jak reszta i chyba boje się związków i mężczyzn generalnie. Dziś mam 30 lat i mieszkam z chorującym tatem, o którego codziennie się martwię. Tak jak i o mamę zresztą która przez swoje nałogi też najzdrowsza nie jest. To mnie bardzo obciąża. Mam też bardzo niską samoocenę. Źle się czuje wśród ludzi obcych, ale też i członków własnej rodziny, którzy bardzo często mnie krytykują. Nie posiadam za to stałej pracy, tylko staż który za kilka miesięcy się skończy i nie wiem co wtedy. Bardzo ciężko mi znaleźć zajęcie w którym nie będę zbyt wolna i nieudolna. Moich znajomych mogę policzyć na palcach jednej ręki, a i tak żaden nie jest takim prawdziwym przyjacielem, ani nawet kimś na kogo zawsze mogę liczyć. To raczej ludzi na przysłowiowe piwo raz na jakiś czas. Nigdy się nie nie całowałam, i z nikim nie byłam w ogóle. Za to kochałam ale to uczucie kojarzy już mi się tylko z bólem, który choć nieco mniejszy niż kiedyś ciągle we mnie tkwii - jak kolec. Na wakacjach też nie byłam od 13 lat (nie licząc tripów 3 dni max) a drzemie we mnie dusza podróżnika. Tak samo ja dusza artysty któremu brakuje, zarówno odwagi, zdolności technicznych jak i cierpliwości w rozwoju. Więc wiele marzeń niespełnionych bo albo strach przed samotną walką, albo brak kasy, albo czasu. Starzeję się, uroda mija, czasy są coraz trudniejsze a ja wciąż mam w sobie pełno lęków i tak naprawdę nikogo do przytulenia i nic innego dobrego w zamian. I niestety nie umiem tego zmienić. W żaden sensowny sposób. Witam i z góry dziękuję za uwagę 😘
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.