Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

carmen

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

carmen's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Mam na imię Wiktoria i mam 20 lat. Wychowana zostałam przez samotną mamę w wielkopokoleniowym domu na Śląsku w którym mieszkałyśmy razem z moją prababcią, babcią oraz mamą i jej osiemnaście lat młodszą siostrą, która ze zwględu na małą różnicę wieku między nami (6lat) była dla mnie jak siostra- (jako małe dzieci często się ze sobą droczyłyśmy, dokuczałyśmy ale koniec końców często spędzałyśmy razem czas, a z czasem ją naśladowałam z czego wynikały różne śmieszne sytuacje). Dom ten był bardzo specyficznym jak zaczęłam dostrzegać już póżniej, a w jak dużym stopniu już teraz miejscem wychowywania dzieci. Jako że moja mama często weekendami imprezowała, a właściwie to spędzała czas zwłaszcza w okresie letnim na spotkaniach przy grillu i alkoholu razem z sąsiadami, których z resztą sama znała od dziecka. Cała okolica wydawała się być ze sobą zaprzyjaźniona, wiele rodzin mieszkało ze sobą drzwi w drzwi, a wszystkich łączyła wspólna górnicza historia. Tak więc ze wględu na długopokoleniowe relacje, a w głównej mierze zamiłowanie do alkoholu wszyscy wydawali się żyć ze sobą za pan brat i nie widziec żadnego problemu w swoim zachowaniu i postępowaniu. Czasem jako małe dziecko czułam się jakby połowa mieszkańców mojej ulicy była moją rodziną, wiecie tak zwane ciocie i wójkowie... Moja mama zawsze uchodziła za osobę towarzyską i wygadaną- istną duszę towarzystwa a ja za jej małą śliczną córeczkę. Właściwie to łapię się również na tym, że niewiele pamiętam z czasu dzieciństwa, a właściwie to muszę przyznać, że mama nie wymagała ode mnie w wieku przedszkolnym prawie niczego z wyjątkiem dobrych manier, uśmiechania się, bycia grzeczną i miłą dla wszystkich i zawsze. Nie tłumaczyła właściwie niczego a sama czułam się i zresztą NADAL SIĘ CZUJĘ jak bezbronna istota wyrzucona w świat, którego nie rozumie i cały czas zrozumieć nie potrafi a w konsekwencji bardzo się go boi. Pomimo częstego braku czasu ze strony mojej mamy bardzo ją kochałam, zresztą pewnie jak dla każdej dziewczynki w tym wieku była dla mnie najpiękniejsza, najlepsza i ogólnie rzecz biorąc nie widziałam świata poza nią. Jednak już wtedy dostrzegałam dużo przykrych spraw które się wtedy działy, a mianowicie częste zmienianie partnerów mojej mamy, imprezy, kłótnie z babcią czy prababcią, również jej częste znikanie z domu później powroty... krzyki i pretensje babci do mojej mamy, póżniej znowu wspólne spędzanie czasu na ogródku i w kółko ta sama historia.. wymykanie się mojej mamy i żal do siebie kiedy przy przyjęciu jak zwykle nie udało mi się powstrzymać od snu w czasie którego moja mama znikała a mnie po wybudzeniu się towarzyszył już tylko smutek i kolejne rozczarowanie. Nic w domu nie było trwałe, czy przewidywalne. Wszystko przypominało istny chaos i pogubienie... związki mojej mamy przypominały nastoletnie rozterki i wydawałay się być głównym celem jej istnienia i za każdym razem tragicznie kończyły się złamanym sercem i poszukiwaniem kolejnego kandydata życia i tak mijaly lata od jednego partnera do nastepnego, tak właściwie to moją mamę mogę ocenić z obecnego punktu widzenia i wspomnień jakie posiadam z tamtego okresu za osobe niedojrzałą, nie gotową na dzieci i w pewnym stopniu samą ją widzę jako dziecko do tego nieodpowiedzialną i pewnnego rodzaju i pomimo tego wszystkiego lekkoduszną a z drugiej strony sądzącą że wszystko z nią w porządku a źli i niedobrzy sa wszyscy dookoła a nie dostrzegające problemu samej w sobie (jednak po przeczytaniu wielu arykułów wiem teraz, że również ona była wychowywana w sposób daleko wykraczający granice normalnej rodziny, bezpieczeństwa) Jednak pamiętam też wleczenie się ze mną w bardzo podejrzane miejsca i ludzi, których również interesowały tylko imprezy a z którymi dziećmi często się bawiłam i byliśmy pozostawiani wtedy również sami sobie. Kończyło się to wtedy bardzo często na nocowaniu poza domem i wracaniu czasami po kilku dniach do domu lub późnym wleczeniu się do niego po nocy. Prawie wszystkie wspomnienia z tego czasu nachodzą na siebie i nie jestem w stanie przypomniec sobie ich chronologii czy mojego dokładnego wieku wtedy. Mama dużą uwagę przykuwała do mojego wyglądu, ubranek i fryzur do przedszkola poza tym mogłam całymi dniami nic nie robić i bawić się z koleżankami na podwórku w okolicy domu. Tak właściwie moje życie nie ograniczało się wtedy do niczego więcej, siebie z tamtego okresu pamiętam raczej jako świadka i obserwatora różnych dziwnych zdarzeń w domu, w pewnym stopniu ducha którego nikt za bardzo nie dostrzega, pewnego rodzaju mały nieznczący dodatek, czy ozdobę, a nie osobną jednostkę człowieka ale bardziej własność mojej mamy. Jednak problemy tylko i wyłącznie z biegiem czasu narastały, kłótnie się pogarszały... były częstsze, ilości spożywanego alkoholu przekraczały jakikolwiek rozsądek ale w tygodniu wszystko wydawało się wracać do pewnego rodzaju normy pracy, szkoły, gotowania obiadów i mozliwości wyspania się w nocy w miarę cichym domu W czasie szkoły rozpoczęły się u mnie problemy... zaczęłam dostrzegać jak bardzo mój dom różni się od domów i rodzin moich koleżanek i kolegów Od sposobu zwracania się do siebie po wspólne spędzanie czasu na wycieczkach, spacerach, wspólnych wakacjach czy wizytach u babci czy dziadków Czułam że też chciałabym czegoś podobnego ale byłam tak przyzwyczajona do tego jaki dom mam ja, że postrzegałam właśnie to jako normę a ludzi, którzy miło się do siebie zwracająm czy dzieci które biorą udział w konkursach lub dorosłych którzy spędzają dużo czasu na różnych aktywnościach jako aktorów, grę i fałsz głupotę i właśnie te zachowania za dziwne i odstające od normy i niezrozumiałe dla mnie. Tak więc przez podstawówkę nabawiłam się anoreksjii, barku asertywności, samookaleczania, braku wzorców i słuchania bardzo przytłaczjącej muzyki i wchodzenia na bardzo podejrzane portale, poglębianie mojej fascynacji śmiercią oraz oglądanie pornografii i częstego zastanawiania się nad sensem swojego życia i wielkim bólu jaki odczuwam do siebie i do świata za to co czuję i przeżywam wewnątrz siebie ale też ogromnego wstydu za to kim jestem i z jakiej rodziny pochodzę, muszę przyznać że w tamtym okresie często byłam zazdrosna i niemiła o innych i dla innych upierałam się przy pierdołach, robiłam na złość mamie a później zastanawiałam się czemu tak właściwie się tak zachowuje i czemu po prostu nie mogę być wesoła Tak więc wtedy stwierdziłam że skoro inni są tak weseli i beztrosccy to i również ja powinnam się tak zachowywac więc przybierałam dobrą maskę do złej gry a akceptacji i aprobaty szukałam wśród znajomych i koleżanek Nikomu nigdy nie zwierzałam się z narastającego problemu mojej mamy czy babci z alkoholem czy które wstrętnie się zachowywały, przeklinały i wydawały pieniądze na używki Odczuwałam chyba wtedy na poziomie podświadomym chęć przypodobania się moim rówieśnikom, potrzebę bycia ciekawą, fajną ale też w pewnym stopniu outsiderką kimś kto zawsze ma oryginalne i odmienne spojrzenie oraz podejście do różnego typu tematów czy poglądów. Miałam również dosyć odmienne zainteresowania od nich a tak właściwie to codziennie czułam się jak inna osoba przez co wydawało mi się przez pewien czas że mam chorobę dwubiegunową lub rozdwojenie osobowości co była na tamaten moment bardzo mylne, a w pewnym stopniu sama dalej wiedziałam że coś ze mną zaczyna być nie tak i nie radze sobie z prosblemami a nawet ze samą sobą Ale dla moich klasowych koleżanek i kolegów pózniej już byłam tylko coraz bardziej życzliwa, pomocna lubiłam ich rozbawiać i zarażać dobrą energią, z drugiej strony w stosunku do obcych byłam bardzo ostrożna, zachowawcza i nieśmiała co bardzo często budziło we mnie wstyd i poczucie winy gdy nie umiałam odnaleźć sie w towarzystwie starszych koleżanek ze szkoły czy osób dorosłych jak rodzice czy babcie moich koleżanek do których wtedy czułam już bardzo duży respekt i chciałam by również mnie wychowywał ktoś tak ułożony, miły, wymagający i inteligentny ale też bałam się z nimi normalnie rozmawiać i nawiązywać jakiekolwiek szczere i prawdziwe relacje (pomimo że juz później nie byłam złym dzieckiem i wiedziałam że nie jestem zła tylko czułam się gorsza tak jakbym była naznaczona więc wolałam za każdym razem mozliwie jak najbardziej unikać takich kontaktów i ograniczać je do minimum chyba ze względu na potencjalne pytania o numer telfonu mojej mamy lub jakies bardziej złożone pytania o mnie czy moja rodzinę, co przeciez byłoby oczywiście jak najbardziej normalne i miłe ale w tamtej sytuacji i przy obecnych problemach z relacjami z mamą bardzo wstydliwe dla mnie samej i sama konieczność ukrywania tego była już wystarcająco bolesna i wymagająca wysiłku) Czułam się zawsze trochę gorsza i tak na prawdę mniej ciekawa i inteligentna od innych, niewarta zainteresowania ale jednocześnie bardzo potrzebująca uwagi Tak więc alkoholizm w mojej rodzinie stał się przeze mnie raczej szybko zidentyfikowany i rozpoznany jako bardzo istotny problem dla mnie, ale także za wszelką cenę konieczny do ukrycia przed innymi a szczególnie przed szkołą i jakimikolwiek osobami z nią związanymi Z tego tez powodu niechętnie przedstawiałam okolice w której mieszkam moim znajomym i też nigdy nie pozwalałam odprowadzać sie przez nich do domu aby nie zaistnialo jakiekolwiek ryzyko spotkania mojej wtedy jeszcze nietrzeźwej mamy (później już wręcz nieświadomej pod wpływem alkoholu, wrzeszczącej w niebogłosy na ulicy i w pobliskiej okolicy oraz niesamowicie pozbawionej wstydu i wygadującej co jej ślina na język przyniesie czy zachowującej się tak jak ma na to ochotę kobiety której nie chciałam znać, a co dopiero być jej córką) i jej króregokolwiek z ówczesnych partnerów (z których każdy miał taki sam lub podobny problem emocjonalny i alholowy jak ona albo nawet i gorszy). Życie było dla mnie okrutne, niewarte czegokolwiek i pozbawione sensu ale byłam dzieckiem i póżniej już jedynym celem była dla mnie dobra nauka i zdobywanie dobrych ocen, usuwanie się z drogi pijanym członkom rodziny i ,,szukaniem swojego ja'' które miało niestety nigdy nie nadejsc bo człowiek nie staje się w końcu KIMŚ tylko buduję siebie nieustannie poprzez doświadczenia i relacje i każdy dzień nie jest tylko kolejnym wyzwaniem ale to właśnie dar pozwalający poznawać nas samych i on ma pozwolić ci być sobą a nie upragnione uwolnienie od rodzicow albo osiągnięcie jakiegoś kontretnego wieku czy uwolnienie się od przeszłości I tu się jednak poprawie-moje życie miało wtedy jednak sens , jeden wyłącznie cel, a mianowicie przetrwać TO Wtedy postawnowiłam przejść wielką przemianę i bardzo skupić się na naucę, w liceum robiłam wszystko co w moich siłach by dobrze się uczyć jednak nie zdawałam sobie sprawy jak wielkie problemy emocjonalne miałam juz wtedy, po szkole interesowała mnie tylko nastepna kartkowka, sprawdzian, albo praca domowa a poznej juz tylko i wylacznie bladzenie w internecie i zaleganie w lozku, ewentualnie strojenie i wychodzenie weekendami z koleznakiami po to by sie oderwac udowodnic sobie za dam rade sotkac sie z innymi pomimo ze nie mialam na to ochoty nigdy nie bylam orgaznizatorem ani kims kto wychodzi z inicjatywa takiego spotkania (co jest bardzo smutne, ponieważ to tak jakbym nigdy nie miała prawdziwego przyjaciela) I wydawalo mi sie to normalne to ze musze sie do tego zmuszac, przelamywac, to ze musze dostac kolejna dobrą ocenę i stopień choćbym miała zjesc tonę czekolady by móc się na czymkolwiek skupic albo zalegać tak długo w łóżku aż w końcu wstanę i odrobię zadaną pracę domową jak najlepiej potrafię a poźniej też ISTOTNE jak najszybciej ponieważ nie milam siły na nic ani ochoty i wydawało mi się to normalne bo przecież cały czas czekam na moje upragnione 18 urodziny od których całe moje zycie się zmieni ALE ZGADNIJCIE CO NIE ZMIENIŁO SIĘ NIC tak jakby tylko to miało mnie uwolnić i zagwarantować lepszą przyszłość w mojej głowie miałam się stać lekarzem albo kimś bardzo dobrze zorganizowanym pewnym siebie, nigdy nie przeszłoby mi przez głowe że po zdaniu matury mogę nie znalezc pracy, ze relacje w niej mogyby byc wazne, ze ludzie bycmoze moga być w relacjach calkowicie szczerzy, szczęśliwi i wgl mogą lubieć wykonywac razem różnego rodzaju aktywności i to w dodatku jeszcze po pracy Doznałam szoku i szoku nadal doznaje bo całe życie jak dotąd zdałam sobie sprawę że odchaczyłam, egzystowałam albo raczej PRZETRWAŁAM nigdy nie zrobiłam tego co tak na prawde chciałam lub potzebowałam i nadal to robię MOJE ŻYCIE TO TYLKO PRZESZŁOŚĆ Bo czuję jakby od niej nie dało się uwolnić a bolesne wspomnienia stały się już na zawsze częścią mnie a raczej ja częścią ich bo tych radosnych było bardzo bardzo niewiele Bo jak można nazwać życie w którym nigdy nie otrzymałas pmocy gdy jej potrzebowałaś, albo jak można wybaczyć sobie że się o tę pomoc nawet nie odważylo poprosić albo komukolwiek KOMUKOLWIEK zwierzyć teraz tylko ja jestem swoim własnym więźniem i wiem że nie mam celu, nie mam motywacji nawet w najmniejszym stopniu nie lubię siebie bo nie lubię nikogo kto jest człowiekiem tak na prawdę, bo nie lubię gdy inni się cieszą na prawdę bo nie rozumiem żyć nie umiem sama i żyć nie umiem z ludźmi to jest mój największy koszmar Pominęłam też bardzo iststny wątek a mianowicie pracę jeszcze w trzeciej klasie licum pomogła zanleźć mi moja ,,siostra'' a właściwie siostra mojej mamy która w żaden sposób nie przepomina mojej mamy i jest bardzo silna, na pewno silniejsza ode mnie, nie wiem z jaiego względu ale jej życie potoczyło się o wiele lepiej niżmoje, przynajmniej takie mam wrażenie ma chłopaka cały czas umie zanjdowac sobie różne zajęcia i coeraz to nowsze cele inne stanowiska i faktycznie to realizowac a ja wpadlam w taki dół bez dna i ciągle tylko spadam przed matura w casie covidu moja mam straciła pracę i zaczęłam pozyczać jej pieniądze ona dalej piła, żadnej pracy nie szukała ja byłam silna próbowałam jej pomóc bo to jest najdziwniejsze ale cały czas ją kocham żałuję że nie mogmę jej pomóc a teraz pomóc jej ani sobie bo mamy bardzo duże długi za niedługo wyrzuca nas zmieskania, a do tego ja wpadłam w tak wielki dół ze uświadomiłam sobie że tak właściwie nie znam za dobrze własnego KURWA miasta a może chciałam nagkle isc na studia i to do tego jeszcze pracowac i robić inne rzeczy nie wiem jak moje całe zachowanie a czego pragnę mogą tak bardzo się rozmijać z tego też powodu gdy wszystkoi zaczęło do mnie dociekarć w lutym tego roku podjęłam próbe samobójczą przez którą cztery tygonie bylam w szpitalu psychiatrycznym tak właściwie w niczym mi nie pomogli z wyjątkiem zdiagnozowania zaburzen osobowosci depresji i zachowan psychotycznych natretnych mysli i tym podobnych rzeczy po mimo wyjscia od jakich dwoch tygodni po prostu przestałkam chodzic do pracy i przestalam robić cokolwiek ze swoim zyciem trudno jest mi nawet oddychac czuje obrzydzenie do wszystkiego co mnie otacza mam ochote wyjsc z siebie wiem ze niczego w ten sposob nie zmienie ale nie mam sily na prace z ludzmi poza tym mamy tak duze dlugi ze moja mama bez pracy nigdy ich nie zplaci a my z moim mlodszym bratem wyladujemy na ulicy no tak zapomnialam dodac matka dla mojego mlodszego brata bylam wile razy ja gdy wyprowadzilismy sie z jego ojczymem i maja mama, a oni wychodziliz domu moja mama nie robi teraz nic innego niz upijannie się do tego do gowy przyszło mi sprzedawanie się za pieniądze by zaplacić rachunki nie wiem co robic i co myslec jestem zupelnym wrakiem czlowieka to chyba gorsze niz zbaicie sie ale nie uwazam ze jestem czegokolwiek warta wiec nawet gdybym psychicznie nie dala sobie juz rady to chociaz bykby jakikolwiek pozytek z mojego istnienia dużo zrobiłam by uratować mojego brata przed nimi ale dalej już nie mam siły z resztą żeby podsumować moje życie wystarczy spojrzeć na ten wpis zmaniejsząca się ilość slów i szcegółów jakich uzywam mogłaby być symbolem mojego zycia które jescze bardziej ze mnie uleciało
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.