Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Honrado

Użytkownik
  • Zawartość

    233
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    22

Honrado wygrał w ostatnim dniu 21 Sierpień 2023

Honrado ma najbardziej lubianą zawartość!

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

Honrado's Achievements

Forum ma w sercu

Forum ma w sercu (7/14)

  • Jest tu ponad rok Rare
  • 7 dni z rzędu Rare
  • Jest tu ponad miesiąc
  • Reacting Well Rare
  • 10 Wpisów Rare

Recent Badges

30

Reputacja

  1. Witam, jak najbardziej mogą to być ataki paniki. Właściwie nie wiem co innego mogłoby to być, bo objawy pasują i sposób ich zwalczania - relaksacja - pomaga. Przyczyną pewnie są demony przeszłości, jak to się poetycko nazywa, czyli jakieś traumy większe lub mniejsze, przewlekłe lub jednorazowe. Za dnia przyczyniają się do odczuwania nieuzasadnionego lęku w normalnych życiowych sprawach, a nocami, od czasu do czasu, gdy świadomość nie czuwa, wyłażą i ogarniają całe ciało w tych swoich atakach. Radzić sobie z nimi można na różne sposoby. Skupianie się na oddechu jest formą medytacji, której praktykowanie i rozwijanie na pewno pomoże nie tylko w tym przypadku, ale ogólnie w naszym stresogennym przebodźcowanym życiu. Świadomość swojego oddechu, odczuć z ciała, otaczającej przestrzeni i obiektów dookoła jest o wiele zdrowsza od "siedzenia w głowie" i stanowi podstawę w leczeniu wszelkich zaburzeń psychicznych. Łatwiejszym i szybszym sposobem na ulżenie sobie w psychicznym cierpieniu jest pójście do sklepu po flaszkę i "odcięcie" się od problemów. Działa to tymczasowo, dlatego w razie potrzeby należy czynność powtórzyć. Oczywiście żartuję i odradzam picie, chociaż wielu ludzi w ten sposób się "leczy". Zdrowszą metodą, ale moim zdaniem działającą na podobnej zasadzie jest farmakoterapia, czyli psychotropy od psychiatry. Problemów nie rozwiążą, bo nie dotykają ich sedna, ale z dużym prawdopodobieństwem przyniosą ulgę poprzez zmianę chemii w mózgu. Najlepszym rozwiązaniem będzie psychoterapia, czyli zmierzenie się twarzą w twarz z demonami, bo im bardziej się od nich ucieka, tym mocniejsze się stają. I odwrotnie - im lepiej będziesz się im przyglądać, tym mniejsze będą się stawać, aż w końcu znikną. Tutaj właśnie najbardziej przyda się medytacja (inaczej świadomość, uważność) żeby stać twardo w rzeczywistości i nie dać się im pochłonąć. Ewentualnie w ramach farmaceutycznego dopingu można się skusić na tabletki, jeśli walka będzie ciężka. Także to tak ogólnie. Żeby ustalić konkretne kroki, należałoby poddać się diagnozie, porozmawiać z fachowcem na żywo, bo pisanie na forum jest jakościowo kiepskie.
  2. Zauważyłeś nowe drobne rzeczy, które dały Ci do myślenia? -super, gratuluję małego kroczku w stronę poszerzania świadomości. Może lekko w tym pomogłem, ale i tak główna zasługa leży po Twojej stronie. Każdy musi zmienić się sam. Ty swojej mamie dałeś artykuły o nadopiekuńczości, ale akurat tutaj nic to nie dało. Pewnie jest to dla niej zbyt duży przeskok w sposobie myślenia o swojej roli jako matki, za dużo skamieniałych przekonań do rozłupania, by mogła spojrzeć świeżym obiektywnym wzrokiem na spory kawałek swojego życia. Przecież stara się jak może, chce dla Ciebie jak najlepiej, opiekuje się Tobą, więc jest dobrą matką, dlaczego miałaby się zmieniać? Nie zdaje sobie sprawy, że Ci szkodzi, bo zapewne bardziej przejmuje się swoim samopoczuciem, a to byłoby gorsze, gdyby nie była taka opiekuńcza. Tak już chyba jest zaprogramowana. Możesz próbować ją zmienić, ale o wiele łatwiej będzie zmienić siebie w taki sposób, żeby to, jacy są rodzice, nie miało na Ciebie większego wpływu. W poszukiwaniu tego, co Cię cieszy, sugerowałbym, żeby rzeczy materialne nie zajmowały wysokiej pozycji na liście, bo jak sam wiesz one szybko się nudzą. Pomyśl o rzeczach, które bardzo chciałeś mieć. Jak długo się nimi cieszyłeś, gdy udało się je zdobyć? Kilka dni? Tydzień? Pewnie kilka takich skarbów wala się gdzieś u Ciebie po kątach. Nawet jak znajdziesz sobie super dziewczynę w której się zakochasz, ekscytacja nie będzie trwała wiecznie. Rok może dwa i narkotyczne hormony zakochania się skończą, a wtedy albo będzie praktykowana w związku trudna sztuka dojrzałej miłości, albo wkradnie się znudzenie, niezadowolenie, obwinianie i inne problemy. Nie trzeba być super przenikliwym detektywem, żeby zauważać to dookoła.
  3. Nie widziałem nigdy książki wprost o problemie z satysfakcją i wymaganiami. Jedyne co mi przychodzi do głowy na tę chwilę to coś z pop-psychologii w stylu amerykańskich poradników traktujące o DDD (dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych) np. "Zadbaj o swoje wewnętrzne dziecko" Whithfield'a. Cudów po tym nie oczekuj, bo książki nie leczą i nic nie zastąpi rozmowy z drugim człowiekiem, ale na wstępne zaznajomienie z tematem powinno być ok. Wklejam tył okładki. Jest coś o docenianiu własnych dokonań i nadopiekuńczych rodzicach. Sam akurat tej nie czytałem.
  4. Rzuciło mi się w oczy to, jak nazywasz swoich rodziców. Nie piszesz o mamie, tacie, nie używasz bardziej oficjalnych określeń "ojciec" i "matka", ale jakoś tak bezosobowo "płeć piękna", "męska część". Nie czuć w tym żadnej bliskości czy więzi. Nawet nie wiem czy masz do nich szacunek, chyba tylko taki podstawowy? A może, gdyby troszkę pogrzebać, znalazłaby się złość, żal, może wściekłość, pogarda? Bardzo dobry temat na psychoterapię. Zastanawiam się czy brak satysfakcji z drobniejszych osiągnięć nie bierze się stąd, że zwyczajnie nie byłeś nauczony cieszenia się z małych rzeczy i doceniania samego siebie. Tak by chyba wynikało ze skrawków Twojej historii w tym temacie. Być może zamiast dążyć do sukcesu, uciekasz od porażki, która Cię prześladuje, wlecze się za Tobą jak jakiś potwór z horrorów, nie dając spokoju. Nie bardzo rozumiem ten koncept "bogatego" człowieka, jak wygląda jego okładka, jak zawartość? Proszę o rozwinięcie A wyzwania? no tak, dają satysfakcję (chwilową), pobudzają do życia, są spoko, ale szczęścia nie dają, a to chyba o to w życiu chodzi.
  5. Maratończyk zdobywający złoto na igrzyskach to chyba ekstazę przeżywa. Nie spodziewaj się aż takich odczuć z wykonywania codziennych zadań. Ale rozumiem, że i tak masz spory niedosyt, nie jesteś z siebie zadowolony, choć obiektywnie rzecz biorąc powinieneś. Wiele od siebie wymagasz, większość rzeczy ogarniasz, a jednak organizm ma jakiś problem z wydzielaniem nagradzających hormonów. Biologicznie pewnie wszystko u Ciebie w porządku. Na myśli mam głowę, która tym organizmem steruje. Depresją czy anhedonią też bym tego nie nazwał, bo czasami odczuwasz mega radość. Pewnie się nie pomylę jeśli powiem, że problem ma swoje główne źródło w dzieciństwie, wychowywaniu przez takich a nie innych rodziców. W zdecydowanej większości przypadków tak jest. Kiedy stałeś się taki wymagający i nie do końca zadowolony z siebie? Jaki byłeś wcześniej?
  6. Mhm, perfekcjonizm to to nie jest, raczej rozsądna ambicja. Nie zajeżdżasz się, ale mocno się starasz, a gdy wyrobisz "tylko" 70-80% planu, źle się z tym czujesz. A właściwie nie czujesz się źle, tylko nie czujesz satysfakcji, tak? Jakie życzyłbyś sobie rozwiązanie tego problemu? Chciałbyś być bardziej wyluzowany, wyrozumiały dla siebie, żeby niewyrabianie 100% spływało po Tobie jak po kaczce?
  7. Cześć. Myślę, że mąż może mieć sporo racji. Z boku na pewno ma bardziej obiektywne spojrzenie. Twoja relacja z rodzicami jest przesiąknięta różnymi nieprzepracowanymi emocjami, które mają ogromny wpływ na to jak z nimi postępujesz. Powiedziałbym, że jesteś niewolnicą tych uczuć. Zdecydowanie przydałaby Ci się seria intensywnych rozmów na temat Twoich dotychczasowych przeżyć. Dzieciństwo, rodzice, brat, hazard, uzależnienie od seksu. Wszystko jest ze sobą ściśle powiązane i domaga się uporządkowania.
  8. Witam, ja właśnie też mam wrażenie, że zbyt wiele od siebie wymagasz, pracujesz jak maszyna. Pachnie mi to perfekcjonizmem, który z zasady nie jest zdrowy, a jego funkcją jest głownie chronienie przed nieprzyjemnymi uczuciami. Do pewnego stopnia to u Ciebie działa, ale jak wiemy nie da się zawsze robić wszystkiego na 100%, więc zawsze znajdzie się powód, żebyś się zadręczał. Jak się nauczyłeś takiego sposobu bycia, kto w przeszłości wiele od Ciebie wymagał? Powiedz coś o tym poprzednim pokoleniu, które masz na myśli.
  9. Jakieś zaburzenia snu i odżywiania się? To może być depresja. Czasami jej przyczyny są czysto organiczne, jak na przykład nieprawidłowo działająca tarczyca. Dlatego na początek warto pójść do zwykłego lekarza w przychodni, żeby zrobić badania krwi pod tym kątem. Częściej jednak depresja jest skutkiem ukrywania w sobie, w swoim umyśle przeróżnych niewygodnych, nieprzyjemnych, bolesnych emocji. Takie sprawy najlepiej leczyć na psychoterapii + opcjonalnie w razie potrzeby dołączyć jakieś leki psychotropowe na zwiększenie poziomu serotoniny w mózgu. Ale może się też okazać, że wystarczy rozmowa z bliską i zaufaną osobą, która chętnie Cię posłucha i postara się zrozumieć Twoje uczucia. A gdyby jeszcze pomogła zmienić Twoje przekonania i spojrzenie na ważne w życiu tematy, byłoby super.
  10. A wy przypadkiem nie macie ADD? Zespołu deficytu uwagi. Takie jak ADHD tylko bez "H" czyli bez Hyperactivity (nadpobudliwość). A może i z nadpobudliwością?
  11. Siema! Coś z tym linkiem nie pykło
  12. Hej, młodzi chłopcy naturalnie lgną do dorosłego przedstawiciela tej samej płci. Pobierają w ten sposób pierwsze lekcje bycia mężczyzną, wyrabiają wzorce zachowania, kształtują swoją osobowość itp. Z racji nieobecności ojca całkiem dobrym zastępstwem może być ich wujek. Ale wujek powinien być mądry i odpowiedzialny, a co do tego mam poważne wątpliwości czytając Twoją wiadomość. Rozpuszczanie, pozwalanie na wszystko, wagarowanie, zapewne nielimitowany dostęp do gier i przede wszystkim "podkradanie" Twojego syna nie powinno mieć miejsca. Jakieś pomysły dlaczego brat z bratową tak postępują? Swoich dzieci nie mają i sobie "adoptowali" Twoje? A jakie mają zdanie o Twoim nowym partnerze? Wygląda jakby podchodzili do Twojego związku nieufnie i tą nieufnością zarażali siostrzeńca. Zrobić trzeba coś, żeby brat współpracował. Jakie były i jakie są teraz wasze relacje?
  13. Hej, rozumiem, że odczuwasz coś nieprzyjemnego, tajemniczego, nad czym nie masz kontroli. Jakieś natrętne wrażenie bycia zdradzoną, czyli też oszukaną... skrzywdzoną... I jak twierdzisz nie ma opcji, żeby mogło to być potwierdzone w rzeczywistości. Więc skąd to się bierze w Twojej głowie? Z nieświadomości. A nieświadomość głównie z przeszłości. Miałaś cukierkowe dzieciństwo, gdzie największym zmartwieniem było coś pokroju zgubienia ulubionej zabawki albo śmierć chomika? Podejrzewam, że wątpię.
  14. Hej hej, już na samym początku, po przeczytaniu o tej grze w ocenianie od 0 do 10 zapaliła mi się lampka "Oho! Jakiś podrywacz". Jest w internetach cała społeczność tak zwanych PUA (Pick Up Artist czyli artyści podrywu), którzy wymieniają się rozmaitymi sztuczkami, manipulacjami, technikami czy sposobami uwodzenia. Niektórzy mocno się w to wkręcają i prześcigają się w liczbie "zaliczonych" w ten czy inny sposób kobiet. Moim zdaniem jednak większość uczniów to zwykli kolesie, często typu ciamciaramcia, co chcieliby poznać chociaż jedną fajną dziewczynę i mieć ją na stałe. Ten "starszy Pan" z Twojej historii widać trochę musiał ćwiczyć, bo dobrze mu szło. Nie wiadomo tylko dlaczego się wycofał, powodów może być wiele, a my możemy sobie zgadywać.
  15. Słońce, kaloryfer, termofor, grzałka - oto ciepłe słowa dla Ciebie Trzy razy nie zdać prawka? Wstyd! Przecież to życiowa porażka najwyższego kalibru. Nie wiem jak się po tym pozbierasz. Nie wiem jak możesz patrzeć w lustro albo wychodzić do ludzi. Lepiej nie patrz innym w oczy, na pewno wyczują z jakim nieudacznikiem mają do czynienia i będą Cię wytykać palcami. Znajomym się nie przyznawaj, bo przestaną Cię szanować. Jeśli nie masz partnera, to raczej już nie masz co liczyć na znalezienie jakiegoś. Kto by chciał dziewczynę bez prawa jazdy? Chyba tylko jakiś desperat. Masakra. Tak na marginesie jeszcze dodam, że ja zdałem za czwartym razem, chociaż jeździć potrafiłem i na każdy egzamin przyjeżdżałem już swoją podrdzewiałą hondą civic. Niestety nerwy też mi przeszkadzały. Za tym czwartym razem zaopatrzyłem się w aptece w jakieś lajtowe ziołowe tabletki uspokajające bez recepty (chyba miałem Persen, a poza tym kojarzę jeszcze Valused) a dodatkowo wyszło tak, że do egzaminu podchodziłem jako ostatni i musiałem długo czekać na swoją kolej. No i tak zjadłem sobie ze dwie tabletki, czekałem... czekałem... zjadłem sobie jeszcze ze dwie i czekałem dalej... później jeszcze sobie podjadłem i dalej czekałem... aż przyszła moja kolej. A że miałem już dosyć tego czekania, chciało mi się wracać do domu, tabletki pewnie też coś podziałały, to ogólnie miałem w dupie ten egzamin. I właśnie wtedy zdałem łatwiutko że hej.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.