Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

unHappy

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

unHappy's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Witam forumowiczów, jestem 25 letnim mężczyzną trwającym w samodestrukcji przez toksyczne relacje. Już moja pierwsza dziewczyna zdradziła mnie z przyjacielem jak miałem 15 lat, nie wiedziałem że to tylko wstęp do mojego farta co do kobiet. Od 10 lat to się pogłębia, jestem rozczarowany tym że się staram, zmieniam się i zatracam tylko po to aby i tak być oszukanym za dobroć. Aby nie było, nie chodzę i nie zatracam się w byle kim bo mi się tak podoba, przez moją nie ufność i uprzedzenia ciężko jest o ten stan, jest on wypadkową wzajemnej pracy nad tym. Chcę iść do specjalisty ale jestem pewny na 90% że rozłoży ręce, wiem że nie jestem normalnym przypadkiem, zawsze w życiu byłem odrzucany juz od narodzin - nie znam "rodziców". Już zwyczajnie nie potrafię być szczęśliwy, bo sztucznie to wygląda, nie chodzę i nie płacze w poduszkę, z zewnątrz nic nie widać, ale moja głowa już się wyczerpuje, zaznałem w życiu tyle bezsensownego bólu że zwyczajnie jest już mi obojętny, a nawet czasami wydaje mi się że dążę do tego aby się tak czuć, bo tak jest normalnie... Moja ostatnia luba, bo to o nią się w tym temacie rozchodzi, jest strasznie toksyczną osobą, na początku taka nie była, mocno się starała o względy, a gdy się otworzyłem, uciekła do innego tłumacząc że zawsze tak robi bo się boi związków. Jej poprzedni facet ją bił i ma z nim dziecko, choć mi to nie odpowiadało, to pokochałem go jak własne z czasem. Po rocznej przerwie w odzywaniu się, sama się do mnie odezwała i znów wskoczyliśmy na podobne tory, po prostu mega charakterem do siebie pasujemy, przemawiamy jednym głosem w większości spraw, ale ona w ważnych kwestiach kłamie i nie umie przestać, to jest chyba choroba. Mimo że mówię jak jest na prawdę, To mimo wszystko woli mnie zablokować wszędzie (dosłownie) i żyć swoimi nie trafionymi domysłami na temat co ja właśnie myślę, oczywiście robiąc w swojej głowie ze mnie najgorszego potwora. Dosłownie to wygląda tak że tylko piszemy, raz na dwa miesiące się spotkamy i tylko spiny ciągle o wszystko, a to przez to, że nie potrafi rozmawiać o problemach albo tym co ją boli, od razu wyzywa i blokuje. Teraz pożyczyłem jej 1500zl na żłobek, na jedzenie , bo zaczęła nowa prace i nie miała skąd, oczywiście sama obiecywała że odda bo jak mówiła, "nie jestem taka" I jak można się domyśleć, prowokuje bezsensowne kłótnie tylko po to aby powiedzieć że nie odda ani grosza i blokuje. Mi akurat na tych groszach nie zależy, bo zrobiłem to dla synka, bo to on by cierpiał najbardziej gdyby została znów bez pracy. Ogólnie ciągnie ją do patologii, każdy kto wciąga fetę i udaje srankstera jest jej potencjalnym kolegą na noc, dlatego z bezsilności poprosiłem jej siostrę aby jej pomogła bo to jedyna osoba której słucha, jak można się domyśleć skończyło się to ogromną dramą i zjechanie mnie jakbym conajmniej zgłosił ją na policję i zabierali jej dziecko. Oczywiście wszędzie blokada, oraz postawiła mnie obok tego co ją lał, po tym jak uratowałem jej życie chcąc czy nie chcąc, ona uważa że je tylko niszczę. A tamtego gościa jeszcze nie dawno przegoniłem bo czekał na nią pod domem i zaczął dusić gdy się zbliżyła, miło mi że jestem w jej oczach taki sam. W styczniu pisała o tym że chce ze mną już mieszkać a parę dni temu darła się że co mnie obchodzi co i z kim ona robi, oraz że to ja latam za nią a ona nic nigdy nie chciała. Pewnie nawet nie ma to ładu i składu co pisze ale muszę się wygadać, a wstyd mi przed znajomymi bo zawsze byłem typem którego nie złamiesz, który wiedział jak pomóc innym i był w tym zajebisty, póki mu się chciało, a sam sobie nie potrafię pomóc.. Problem w tym że ja wiem że ona coś do mnie ma, ale też ma coś z głową, a ja wiem że to moja bratnia dusza, nie oszlifowany diament który nawet nie daje spróbować sobie pomóc, który tak bardzo mnie nienawidzi, za to że zrobiłem dużo więcej niż kto kolwiek wcześniej w jej życiu... Wczoraj chciałem przedawkować tabletki nasenne z wódą, bo choć kocham życie i żyć, to nie wytrzymuje już z bólem który wiecznie się nasila i nie chce nic ustąpić.. Gdy w końcu zza chmur widać słońce, nagle zaczyna walić piorunami i zaczyna się sztorm, zawsze ten sam schemat. Niby bez nowości, a nigdy nie boli słabej, nie uważam się za człowieka bez wad, ale potrafię się przyznać i przeprosić, Ona nigdy. Uwaza że wszystko się jej nalezy a jak nie jej, to dziecku, wykorzystuje to na potęgę, a samo dziecko w wieku 3 lat ma nad nią całkowita kontrolę... Wiem że najrozsądniej byłoby o niej zapomnieć, Ale czasami poznajesz takie osoby ze się nie da i ona niestety jest jedną z takich, mam o niej złe zdanie i w ogóle, a kocham, w chuj, mimowolnie... Tak bardzo chcę się o kogoś zatroszczyć, pokazać lepsze życie niż sam miałem, dać ogrom miłości i szczęścia, a przez mój wiek i choroby wiem że to już praktycznie nie możliwe. Przyszedłem sam na świat i sam z niego odejdę, pogodziłem się z tym faktem, a w dodatku przez wszystkie te toksyczne osoby wmawiam sobie ze to moja wina, że to ja gdzieś zawiniłem, a to że nawet nie możemy o tym pogadać skutecznie mnie dobija, bo twarzą w twarz jesteśmy dla siebie idealni, problem zaczyna się gdy się nie spotykamy, a to występuje jak już mówiłem tyle co nic. Nigdy nie sądziłem że po tym co Przeżyłem, jakieś blachostki typu sprawy sercowe mnie kompletnie rozmontują.. Nie szukam ucieczki w używkach, na leczenie straciłem nadzieję, czuje ze to moje ostatnie lata, bardzo często myślę o śmierci, o tym jak bardzo pragnę nie być tym pechowym człowiekiem, który nigdy nic złego nikomu nie zrobił, a ciągle każdy go rani, przekabaca, mąci, oszukuje.. Ostatnio nawet nie jestem głodny, nic nie jem, bardzo mało pije, schudłem ponad 10kg w 2 tyg, w lustrze nie widzę tego wesołego chłopaka którego każdy w szkole lubił i szanował, tylko faceta który już w tak młodym wieku nie ma siły iść dalej, którego zniszczyli najbliżsi, osoby którym zaufał i które kochał. Życie jest okrutne i wiem że nie chodzi o to jak mocno bijesz, tylko ile jesteś w stanie przyjąć ciosów, wstać i iść dalej, ale mi już zgasło światło na ringu, wszyscy sobie poszli, walka była od początku nie równa, broniłem się dzielnie i długo, ale to chyba jest boski plan aby mnie sprowadzić do niego, bo już nie wiem jak inaczej to nazwać :(((
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.